Marsze na orientację
- Mysikrólik
- Zlotowicz
- Posty: 5306
- Rejestracja: 16 lip 2013, 14:37
- Tytuł: harcerz
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 19 razy
- Otrzymał podziękowań: 109 razy
Marsze na orientację
Dzisiaj o godzinie 22:00 wyruszamy z Pittem na 20 km, nocną trasę biegu/marszu na orientację w okolicach Trójmiasta. Nasza drużyna pod nazwą Z przygodą na ty ma ambitny plan przeżyć i nie dać się pogryźć przez wilki. Miał być z nami jeszcze Oldmalarz, ale z powodów rodzinnych pozostaje w domu.
Jak będzie co, będziemy relacjonować na bieżąco. Jak nie, skrobniemy coś później.
Trzymajcie kciuki.
Jak będzie co, będziemy relacjonować na bieżąco. Jak nie, skrobniemy coś później.
Trzymajcie kciuki.
Ostatnio zmieniony 16 gru 2019, 09:36 przez Mysikrólik, łącznie zmieniany 3 razy.
- Czesio1
- Administrator
- Posty: 16445
- Rejestracja: 07 lip 2013, 14:00
- Tytuł: Ojciec Prowadzący
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 423 razy
- Otrzymał podziękowań: 211 razy
Re: XXII Spiros 2019
O kurka, Panowie!! Za sam zamiar biegu szacuneczek! Trzymam kciuki i czekam na wrażenia!Mysikrólik pisze:Dzisiaj o godzinie 22:00 wyruszamy z Pittem na 20 km, nocną trasę biegu/marszu na orientację w okolicach Trójmiasta. Nasza drużyna pod nazwą Z przygodą na ty ma ambitny plan przeżyć i nie dać się pogryźć przez wilki. Miał być z nami jeszcze Oldmalarz, ale z powodów rodzinnych pozostaje w domu.
Jak będzie co, będziemy relacjonować na bieżąco. Jak nie, skrobniemy coś później.
Trzymajcie kciuki.
Czyli jest nas biegających na forum trochę więcej niz tylko johny i ja. Brawo!!
- Mysikrólik
- Zlotowicz
- Posty: 5306
- Rejestracja: 16 lip 2013, 14:37
- Tytuł: harcerz
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 19 razy
- Otrzymał podziękowań: 109 razy
Taaa, a potem poszłoby na rodzinę i statycznie przeszłabyś 10 kmYvonne pisze:Otóż to!johny pisze:A to łobuzy, nie chwalili się wcześniej!
Jesteśmy z Wami, hej Mysi jesteśmy z Wami!
Czemu nie daliście znać, że coś takiego planujecie?
Może by ktoś dołączył.
Nie mówię o sobie rzecz jasna, ale może Adama bym wysłała
Nic straconego. Takie marsze są praktycznie co tydzień. Jeden na dniach odbywa się w okolicach Bydgoszczy nawet. Jak przeżyjemy to oczywiście damy znać. Towarzystwo zawsze mile widziane.
Ja być może jeszcze w grudniu pójdę w lubuskim.
Ostatnio zmieniony 22 lis 2019, 14:48 przez Mysikrólik, łącznie zmieniany 2 razy.
- Mysikrólik
- Zlotowicz
- Posty: 5306
- Rejestracja: 16 lip 2013, 14:37
- Tytuł: harcerz
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 19 razy
- Otrzymał podziękowań: 109 razy
- Mysikrólik
- Zlotowicz
- Posty: 5306
- Rejestracja: 16 lip 2013, 14:37
- Tytuł: harcerz
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 19 razy
- Otrzymał podziękowań: 109 razy
- Mysikrólik
- Zlotowicz
- Posty: 5306
- Rejestracja: 16 lip 2013, 14:37
- Tytuł: harcerz
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 19 razy
- Otrzymał podziękowań: 109 razy
- Mysikrólik
- Zlotowicz
- Posty: 5306
- Rejestracja: 16 lip 2013, 14:37
- Tytuł: harcerz
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 19 razy
- Otrzymał podziękowań: 109 razy
- Mysikrólik
- Zlotowicz
- Posty: 5306
- Rejestracja: 16 lip 2013, 14:37
- Tytuł: harcerz
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 19 razy
- Otrzymał podziękowań: 109 razy
Pitt ma coś skrobnąć, więc nie chcę mu wchodzić w paradę.A napiszecie coś więcej?
To był jakiś tematyczny bieg?
Nie biegi nie są tematyczne. Tuż przed startem dostajesz mapę i zaczyna się liczyć czas.
Był to mój trzeci bieg(a w zasadzie marsz), ale nigdy jeszcze nie było tak trudnej mapy. Nie dość, że teren mocno pofałdowany, dużo wzniesień to jeszcze drogi, dróżki widoczne tak sobie. Punkty tak rozmieszczone, że ciężko było z jednego na drugi dostać się po wytyczonych drogach. Do tego noc i kompletna nieznajomość terenu.
Myślę że wysyłając Adama nie byłby Ci wdzięczny.
- PiTT
- Zlotowicz
- Posty: 934
- Rejestracja: 26 kwie 2017, 00:20
- Miejscowość: Gd./Tcz.
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 6 razy
- Otrzymał podziękowań: 8 razy
XXII Spiros. Z przygodą na ty, czyli Mysikrólika i PiTTa nocne po lesie się błąkanie i punktów z mapy szukanie
Ultramaratony, hipermaratony, różne runmaggedony i inne Harpagany. Dużo jest imprez, w których chodzi o walkę z własnymi ograniczeniami, o ogromny wysiłek w drodze do celu. O osiągnięcia, ale i o samo podjęcie wyzwania.
Mierzymy się w różnych sytuacjach z wyzwaniami i ograniczeniami, które sami przed sobą stawiamy. Nie przejdziemy się po lesie zwyczajnie, w dzień, tylko nocą, według mapy, a nie nawigacji GPS, ograniczeni regulaminem jeszcze na kilka sposobów; jak najszybciej, bo rywalizując z innymi. Żeby było trudniej, żeby się sprawdzić, żeby coś udowodnić. Komuś, ale przede wszystkim sobie.
Kiedy zaproponowałem Mysikrólikowi wspólny start w tegorocznym Spirosie, na nocnej trasie pieszej 20 km, od razu zgodziliśmy się, że podejdziemy do tej imprezy dość spokojnie. Będziemy maszerować, a nie biec. Nie będziemy ścigać się z profesjonalistami. Nasz cel był prostszy - chcieliśmy przeżyć coś ciekawego.
Powiedzmy sobie bowiem zwyczajnie - to jest przyjemne. Marsz na orientację daje satysfakcję na kilku poziomach. Trochę jak gra, trochę jak sport, ale taki, który uprawia się samemu, a nie ogląda w wykonaniu innych. Jest to mała przygoda dostępna dla większości z nas. No a my przecież jesteśmy z przygodą na ty
***
Pogoda podczas Spirosa dopisała. Było zimno, ale nie padało. Po odmeldowaniu się w bazie zawodów poczekaliśmy chwilę na start. Każda kolejna osoba lub grupa startowała z niewielkim odstępem. Nieco po 22. otrzymaliśmy mapę. Jak na niezbyt doświadczonych uczestników przystało, poświęciliśmy tylko kilka minut na analizę mapy i ustalenie sekwencji odszukiwania kolejnych punktów. Dziś wiemy, że pewnie trzeba było zużyć nieco więcej czasu, dokładniej przeanalizować rzeźbę terenu itp. Nas jednak ciągnęło już w las...
Sądząc po tym, że na początku nie spotykaliśmy nikogo na trasie, wytyczyliśmy inaczej naszą drogę niż większość uczestników. Ucząc się czytania naszej mapy poszliśmy do pierwszego punktu. Zajęło nam to nieco więcej czasu, niż planowaliśmy, ale ostatecznie odnaleźliśmy znak. Odbicie perforatora, zdjęcie. Znaki nie miały własnego oświetlenia, tylko element odblaskowy. Potem był drugi punkt - jakoś nam szło. No i wtedy zaczęły się kłopoty...
Do kolejnego punktu postanowiliśmy sobie skrócić drogę idąc na azymut przez las. Odcinek był nieduży, a przy tej skali mapy rzeźba terenu nie wyglądała na ekstremalnie trudną. Problem w tym, że trafiliśmy na wyjątkowo strome zbocze, pełne wiatrołomów, zarośli, gałęzi itp. - utrzymanie stałego kierunku było praktycznie niemożliwe. Po mozolnym podejściu czekało nas wyjątkowo strome zejście, pełne śliskich liści, dziur, gałęzi, pni i innych przeszkód. Odcinek w linii prostej bardzo krótki, ale zajął nam mnóstwo czasu i kosztował ogromne zmęczenie. Gdy dotarliśmy do drogi, która miała doprowadzić nas do kolejnego punktu, chwilę zajęło nam ustalenie dokładniejszej lokalizacji i wyznaczenie kierunku dalszego marszu.
Osiągnięcie kolejnych punktów wymagało pokonania sporych odległości. W wielu miejscach leśne trakty były zarośnięte i mało czytelne. Teren jest bardzo urozmaicony, pełen wzgórz, głębokich jarów i wąwozów. Są zagłębienia po okopach i dziury wykopane przez poszukiwaczy. Organizatorzy zadbali dodatkowo o to, aby nie było zbyt łatwo - dotarcie do wielu punktów wymagało zejścia ze ścieżek czy przecinek. Kompas to za mało, ale sukcesywnie przypominały nam się sprawdzone sposoby na tego typu imprezy - odliczanie kroków, na przemian każdy z nas do stu. Przemnażanie tego na metry. Szybkie pomiary na mapie, orientowanie się po ukształtowaniu terenu, odliczanie kolejnych odgałęzień dróżek, potwierdzenie pozycji na podstawie lokalizacji wzniesień obok drogi...
Na trasie dwa dwucyfrowe punkty (lepiej punktowane) nas pokonały. Każdemu z nich poświęciliśmy mnóstwo czasu - przy jednym z nich Mysikrólik naliczył aż 40 minut mozolnego czesania lasu kolejnymi ścieżkami. A punktu i tak nie odnaleźliśmy Po drodze czekało na nas pokonanie strumienia, wspięcie się na kilka górek, długie odcinki pokonane leśnymi drogami. Zmęczenie gdzieś tam w nas tkwiło, ale na drugim planie. Zza chmur wyszedł sierp księżyca. Na wzgórzach chłodził nas wiatr, w dolinach było wyraźnie cieplej. Pogrążony w mroku las żył, wydawał swoje - tajemnicze dla laików - odgłosy. Pod nogami trzaskały gałązki, latarki podświetlały obłoki pary naszych oddechów. Nad nami górowały czarne drzewa. Poza nami - nikogo. Było pięknie.
Od któregoś momentu zaczęliśmy spotykać kolejnych uczestników. Część to biegający doświadczeni zawodnicy, ale było też kilka zespołów podobnych nam. W którymś momencie - może było to przy łyku herbaty z termosu? - zdecydowaliśmy, że musimy zrezygnować z kilku punktów, aby bez problemu zdążyć w limicie czasu na metę. Szybkie przeliczenie odległości, ocena naszych możliwości - jeszcze tu i może tu? A tam? Zobaczymy!
Optymalnie trasę można było według organizatorów pokonać przemierzając 20 km. My przeszliśmy - czasem kołując, czasem szukając dłuższy czas punktów - około 27 km - tyle zapisały aplikacje zapisujące pokonaną ścieżkę na naszych telefonach. Nie udało nam się dotrzeć do kilku punktów, ale i tak odnaleźliśmy większość z nich. Wreszcie zmęczeni ale zadowoleni dotarliśmy do mety. Oddanie karty i... czy to już koniec?
***
Obaj z Mysikrólikiem zgadzamy się, że było warto. Nie był to z naszej perspektywy łatwy marsz. Lepsza znajomość terenu, wcześniejsze przygotowanie się, dokładniejsza analiza mapy z pewnością pozwoliłyby nam uzyskać lepszy wynik. Jednak w naszym dość spontanicznym podejściu też było wiele uroku. Kompas, latarka, dobre buty i już można... być z przygodą na ty!
Tym razem było to na Spirosie w Gdyni, ale gdzie będzie to następnym razem? Znowu marsz? Coś innego?
Kto idzie z nami?
Ultramaratony, hipermaratony, różne runmaggedony i inne Harpagany. Dużo jest imprez, w których chodzi o walkę z własnymi ograniczeniami, o ogromny wysiłek w drodze do celu. O osiągnięcia, ale i o samo podjęcie wyzwania.
Mierzymy się w różnych sytuacjach z wyzwaniami i ograniczeniami, które sami przed sobą stawiamy. Nie przejdziemy się po lesie zwyczajnie, w dzień, tylko nocą, według mapy, a nie nawigacji GPS, ograniczeni regulaminem jeszcze na kilka sposobów; jak najszybciej, bo rywalizując z innymi. Żeby było trudniej, żeby się sprawdzić, żeby coś udowodnić. Komuś, ale przede wszystkim sobie.
Kiedy zaproponowałem Mysikrólikowi wspólny start w tegorocznym Spirosie, na nocnej trasie pieszej 20 km, od razu zgodziliśmy się, że podejdziemy do tej imprezy dość spokojnie. Będziemy maszerować, a nie biec. Nie będziemy ścigać się z profesjonalistami. Nasz cel był prostszy - chcieliśmy przeżyć coś ciekawego.
Powiedzmy sobie bowiem zwyczajnie - to jest przyjemne. Marsz na orientację daje satysfakcję na kilku poziomach. Trochę jak gra, trochę jak sport, ale taki, który uprawia się samemu, a nie ogląda w wykonaniu innych. Jest to mała przygoda dostępna dla większości z nas. No a my przecież jesteśmy z przygodą na ty
***
Pogoda podczas Spirosa dopisała. Było zimno, ale nie padało. Po odmeldowaniu się w bazie zawodów poczekaliśmy chwilę na start. Każda kolejna osoba lub grupa startowała z niewielkim odstępem. Nieco po 22. otrzymaliśmy mapę. Jak na niezbyt doświadczonych uczestników przystało, poświęciliśmy tylko kilka minut na analizę mapy i ustalenie sekwencji odszukiwania kolejnych punktów. Dziś wiemy, że pewnie trzeba było zużyć nieco więcej czasu, dokładniej przeanalizować rzeźbę terenu itp. Nas jednak ciągnęło już w las...
Sądząc po tym, że na początku nie spotykaliśmy nikogo na trasie, wytyczyliśmy inaczej naszą drogę niż większość uczestników. Ucząc się czytania naszej mapy poszliśmy do pierwszego punktu. Zajęło nam to nieco więcej czasu, niż planowaliśmy, ale ostatecznie odnaleźliśmy znak. Odbicie perforatora, zdjęcie. Znaki nie miały własnego oświetlenia, tylko element odblaskowy. Potem był drugi punkt - jakoś nam szło. No i wtedy zaczęły się kłopoty...
Do kolejnego punktu postanowiliśmy sobie skrócić drogę idąc na azymut przez las. Odcinek był nieduży, a przy tej skali mapy rzeźba terenu nie wyglądała na ekstremalnie trudną. Problem w tym, że trafiliśmy na wyjątkowo strome zbocze, pełne wiatrołomów, zarośli, gałęzi itp. - utrzymanie stałego kierunku było praktycznie niemożliwe. Po mozolnym podejściu czekało nas wyjątkowo strome zejście, pełne śliskich liści, dziur, gałęzi, pni i innych przeszkód. Odcinek w linii prostej bardzo krótki, ale zajął nam mnóstwo czasu i kosztował ogromne zmęczenie. Gdy dotarliśmy do drogi, która miała doprowadzić nas do kolejnego punktu, chwilę zajęło nam ustalenie dokładniejszej lokalizacji i wyznaczenie kierunku dalszego marszu.
Osiągnięcie kolejnych punktów wymagało pokonania sporych odległości. W wielu miejscach leśne trakty były zarośnięte i mało czytelne. Teren jest bardzo urozmaicony, pełen wzgórz, głębokich jarów i wąwozów. Są zagłębienia po okopach i dziury wykopane przez poszukiwaczy. Organizatorzy zadbali dodatkowo o to, aby nie było zbyt łatwo - dotarcie do wielu punktów wymagało zejścia ze ścieżek czy przecinek. Kompas to za mało, ale sukcesywnie przypominały nam się sprawdzone sposoby na tego typu imprezy - odliczanie kroków, na przemian każdy z nas do stu. Przemnażanie tego na metry. Szybkie pomiary na mapie, orientowanie się po ukształtowaniu terenu, odliczanie kolejnych odgałęzień dróżek, potwierdzenie pozycji na podstawie lokalizacji wzniesień obok drogi...
Na trasie dwa dwucyfrowe punkty (lepiej punktowane) nas pokonały. Każdemu z nich poświęciliśmy mnóstwo czasu - przy jednym z nich Mysikrólik naliczył aż 40 minut mozolnego czesania lasu kolejnymi ścieżkami. A punktu i tak nie odnaleźliśmy Po drodze czekało na nas pokonanie strumienia, wspięcie się na kilka górek, długie odcinki pokonane leśnymi drogami. Zmęczenie gdzieś tam w nas tkwiło, ale na drugim planie. Zza chmur wyszedł sierp księżyca. Na wzgórzach chłodził nas wiatr, w dolinach było wyraźnie cieplej. Pogrążony w mroku las żył, wydawał swoje - tajemnicze dla laików - odgłosy. Pod nogami trzaskały gałązki, latarki podświetlały obłoki pary naszych oddechów. Nad nami górowały czarne drzewa. Poza nami - nikogo. Było pięknie.
Od któregoś momentu zaczęliśmy spotykać kolejnych uczestników. Część to biegający doświadczeni zawodnicy, ale było też kilka zespołów podobnych nam. W którymś momencie - może było to przy łyku herbaty z termosu? - zdecydowaliśmy, że musimy zrezygnować z kilku punktów, aby bez problemu zdążyć w limicie czasu na metę. Szybkie przeliczenie odległości, ocena naszych możliwości - jeszcze tu i może tu? A tam? Zobaczymy!
Optymalnie trasę można było według organizatorów pokonać przemierzając 20 km. My przeszliśmy - czasem kołując, czasem szukając dłuższy czas punktów - około 27 km - tyle zapisały aplikacje zapisujące pokonaną ścieżkę na naszych telefonach. Nie udało nam się dotrzeć do kilku punktów, ale i tak odnaleźliśmy większość z nich. Wreszcie zmęczeni ale zadowoleni dotarliśmy do mety. Oddanie karty i... czy to już koniec?
***
Obaj z Mysikrólikiem zgadzamy się, że było warto. Nie był to z naszej perspektywy łatwy marsz. Lepsza znajomość terenu, wcześniejsze przygotowanie się, dokładniejsza analiza mapy z pewnością pozwoliłyby nam uzyskać lepszy wynik. Jednak w naszym dość spontanicznym podejściu też było wiele uroku. Kompas, latarka, dobre buty i już można... być z przygodą na ty!
Tym razem było to na Spirosie w Gdyni, ale gdzie będzie to następnym razem? Znowu marsz? Coś innego?
Kto idzie z nami?
Ostatnio zmieniony 27 lis 2019, 23:37 przez PiTT, łącznie zmieniany 1 raz.
- irycki
- Zlotowicz
- Posty: 2767
- Rejestracja: 22 cze 2016, 12:05
- Tytuł: Pan Motocyklik
- Miejscowość: Legionowo
- Podziękował;: 84 razy
- Otrzymał podziękowań: 145 razy
świetna impreza. 20 lat temu bym się z Wami wybrał. Teraz mam wątpliwości, czy przeszedłbym trzy dychy i to w akceptowalnym czasie.
W młodości brałem po wielokroć udział w podobnych imprezach, na pewno nie tak profesjonalnych jak Wasza, bo organizowanych amatorsko na przykład przez hufce harcerskie, ale radocha i tak była duża.
Swego czasu tradycją naszego hufca był nocny rajd "Dreszczyk", rozgrywany na ogół gdzies w połowie grudnia. A zimy bywały mocno chłodniejsze niż obecnie i nieraz leżał już śnieg. Wyglądało to inaczej niż teraz, punkty na ogół były obsadzane przez ludzi. Na ogół były tam do wykonania rozmaite zadania, czasami sprawnościowe, czasami "techniczne", czasami rozmaite łamigłówki. Punty szukało się albo po "serowej" mapie, albo bywał azymutalny opis trasy, na kolejnym punkcie dostawało się opis do następnego.
W młodości brałem po wielokroć udział w podobnych imprezach, na pewno nie tak profesjonalnych jak Wasza, bo organizowanych amatorsko na przykład przez hufce harcerskie, ale radocha i tak była duża.
Swego czasu tradycją naszego hufca był nocny rajd "Dreszczyk", rozgrywany na ogół gdzies w połowie grudnia. A zimy bywały mocno chłodniejsze niż obecnie i nieraz leżał już śnieg. Wyglądało to inaczej niż teraz, punkty na ogół były obsadzane przez ludzi. Na ogół były tam do wykonania rozmaite zadania, czasami sprawnościowe, czasami "techniczne", czasami rozmaite łamigłówki. Punty szukało się albo po "serowej" mapie, albo bywał azymutalny opis trasy, na kolejnym punkcie dostawało się opis do następnego.
Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.
Moje fotoszopki (aktualiz. 13.11.2022)
.
- johny
- Moderator
- Posty: 11667
- Rejestracja: 09 lip 2013, 14:30
- Miejscowość: Łódź
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 250 razy
- Otrzymał podziękowań: 207 razy
Z racji tego, że z kondycją u mnie nie tak źle z chęcią bym się wybrał następnym razem jeno krótki kurs zasad biegu na orientację. nigdy w czymś takim nie brałem udziału.
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
- oldmalarz
- Zlotowicz
- Posty: 1046
- Rejestracja: 15 lis 2016, 12:26
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 59 razy
- Otrzymał podziękowań: 100 razy
jak to nie brałeś? :shock: przecież z Pittem serwujemy wam właśnie biegi na orientacje ..tylko że poziom jest inny bo łatwy ..Jak Pitt wspomniał część punktów nie jest po przecinkach a w lesie a znajdywanie ich odbywa się się poprzez rzeźbę terenu czyli czytanie warstwic na mapie i obliczanie kroków tak jak wspomniał ..a w nocy wszystkie koty są czarne .. a co dopiero górki.....i zamiast pytań na punktach są perforatory..johny pisze:Z racji tego, że z kondycją u mnie nie tak źle z chęcią bym się wybrał następnym razem jeno krótki kurs zasad biegu na orientację. nigdy w czymś takim nie brałem udziału.
Pitt czy to na tym terenie walczyliście?
Ostatnio zmieniony 28 lis 2019, 12:07 przez oldmalarz, łącznie zmieniany 3 razy.