Jak obiecałam, tak czynię
Zacznę od tego, że
„Kler”, wbrew temu, co sądzi
johny, trzeba obejrzeć.
Co najmniej z kilku powodów: jest to film ważny, porusza trudny i dla wielu osób kontrowersyjny temat, ale przede wszystkim jest wiarygodny i świetnie zagrany.
Niestety, jest też dość jednostronny, to znaczy pokazuje głównie negatywną stronę dostojników kościelnych. Ale prawda jest taka, że ostatnio bardzo źle dzieje się w tej instytucji, do której też duchem należę. Dlatego uważam, że ten film był potrzebny.
Na początku napiszę to, co dla mnie, jako osoby wierzącej, jest najważniejsze. Reżyserowi udała się rzecz niebywała. Bardzo obawiałam się tego, że film
„Kler” dotknie w pewien sposób osoby wierzące i ich wiarę; że ich może nie tyle obrazi, co dotknie lub chociaż oceni. Pokaże w krzywym świetle. Ośmieszy. Nic bardziej mylnego. Smarzowski dokonał rzeczy niezwykle trudnej i bardzo dla mnie zaskakującej: swoim filmem nie obraził ani nawet nie dotknął wiary. Już za sam ten fakt należą mu się brawa.
To, co swoją grą zrobili aktorzy, zasługuje na owacje. Arkadiusz Jakubik wywołał we mnie największe emocje. Ale pozostali: Braciak, Gajos i Więckiewicz, nie ustępują mu na krok. Film ogląda się bardzo dobrze dzięki tym świetnie obsadzonym w rolach aktorom.
Sama fabuła? Cóż. Każdy musi ocenić ten film według swojego uznania i dostrzec w nim to, co najbardziej go porusza.
Vasco pisał o samotności. I ma chłop rację. To jeden z najbardziej uderzających wątków filmu. Ale przecież nie jedyny. Mamy tu wielką władzę i jej nadużywanie, pazerność, wielkie ambicje, grzech nieczystości, zagubienie, alkoholizm i przekręty finansowe. Mamy też ten temat najbardziej bolesny i najtrudniejszy – pedofilię. Słowa skierowane do dostojników kościelnych ignorujących ten problem: „Co wy robicie?” wypowiadane cichym przecież i zrezygnowanym głosem przez Dariusza Toczka uderzają w widza jak wystrzał armatni. I nie pozwalają zapomnieć. To jedna z mocniejszych i najbardziej bolesnych scen.
Tak, to prawda, że film jest przejaskrawiony i pokazuje mnóstwo negatywnych typów reprezentowanych przez hierarchów kościelnych. Tego nie da się zaprzeczyć. Prawie nie widzimy tam prawych księży. Jest młody pomocnik księdza Kukuły, ale niewiele o nim wiemy. No i sam ksiądz Kukuła. Odebrałam jego postać inaczej niż widzi to sam reżyser, ale nie będę pisać o szczegółach, żeby nie zdradzić jednego z głównych wątków osobom, które jeszcze filmu nie widziały.
Podsumowując:
„Kler” to jeden z nielicznych filmów, który mnie nie opuszczał przez kilka dni po obejrzeniu. Życzę sobie i innym miłośnikom kina, aby było więcej takich filmów.