Pogoda piękna, obiad zjedzony, nigdzie nam się nie spieszy. Wyruszyliśmy więc na spacer po Fromborku. Minęliśmy budzącą spore zainteresowanie Fromborską Tablicę miejsc Samochodzikowych…
Tablica miejsc samo chodzikowych nieustannie
wzbudza zainteresowanie fot. Czesio1
…i ruszyliśmy w kierunku zachodnim kierując swe kroki na dawny dworzec kolejowy. Czasy świetności ma z pewnością już dawno za sobą. Nie ma pociągów, nie ma podróżnych i nie ma pomysłu na wykorzystanie budynku w innym celu.
Dawny dworzec kolejowy we Fromborku fot. Czesio1
Po zarośniętych torach ruszyliśmy w kierunku przystani.
Nieużywane tory kolejowe zarastają trawą i chwastami fot. Konfiturek
Przy brzegu zacumowanych jest szereg motorówek, rybackich kutrów i sporo innych jednostek pływających.
Anna na tle łódek w porcie we Fromborku fot. Czesio1
Spacerowym krokiem doszliśmy do końca betonowego pomostu by nasycić oczy pięknym widokiem na Zalew Wiślany.
Zalew Wiślany fot. Konfiturek
Port we Fromborku fot. Konfiturek
W oddali przed drzewami są pozostałości dawnej
plaży miejskiej fot. Konfiturek
Porobiliśmy sobie pamiątkowe fotki na tle tego bezmiaru wody.
Zlotowicze w porcie fot. Konfiturek
Port fot. Konfiturek
Jednostki pływające przycumowane w porcie fot. Konfiturek
W oddali Katedra fot. Konfiturek
śluza portowa fot. Konfiturek
Widok na Katedrę i posąg Kopernika fot. Konfiturek
W drodze do samochodu zjedliśmy jeszcze pyszne lody, kto chciał wypił kawę i postanowiliśmy resztę popołudnia spędzić na kempingu.
Anna nie odmówiła sobie przyjemności
spróbowania fromborskich lodów fot. Konfiturek
Takich chwil podczas zlotów jest niewiele. Zazwyczaj mamy bardzo napięty plan, chcemy jak najwięcej zobaczyć, zwiedzić. W to popołudnie już nie musieliśmy nigdzie iść, z nikim nie byliśmy umówieni, już niczego nie zwiedzaliśmy. Ostatnie popołudnie spędzaliśmy leniuchując na kempingu ciesząc się swoim towarzystwem i rozkoszując piękną pogodą.
Popołudniowe wylegiwanie się na kempingu fot. kadr z filmu zlotowego
Sielanka na kempingu fot. kadr z filmu zlotowego
Takiego czasu wolnego dawno już na zlocie nie było fot. kadr z filmu zlotowego
Czterech dżentelmenów... fot. kadr z filmu zlotowego
...opiekuje się jedną dziewczynką fot. kadr z filmu zlotowego
Mała Matylda jest bardzo zadowolona
ze swoich opiekunów fot. kadr z filmu zlotowego
TomaszK i Konfiturek regenerują siły
po kolejnym zlotowym dniu fot. kadr z filmu zlotowego
To bardzo miłe chwile, które wspominamy z radością. Najzabawniej było, gdy część zlotowiczów bawiła się grając w planszówki. Prowadzone tam dysputy przeszły do historii a brzuchy od śmiechu bolały chyba wszystkich zebranych przy stole.
Ostatnie sceny do filmu zostały nagrane na katedralnym dziedzińcu. W filmowe role wcielili się:
1. Dyrektor Marczak – TomaszK
2. Pan Samochodzik – Ater
3. Panna Ala – Hanka.
Nagranie i montaż fenomenalnie wykonał Czesio
„Usiadłem na ławeczce pod dębem, naprzeciw Kopernikowej wieży, i zacząłem pisać w notesie plan swoich przyszłych zajęć. Napisałem:
1. Porozumieć się z astronomami i wydusić od nich odpowiedź, gdzie w końcu mieściło się obserwatorium Kopernika.
2. Porozumieć się z historykami i ustalić stan poszukiwań grobu Kopernika.
3. Porozumieć się z archeologami. W przewodniku warto wspomnieć o stanie badań archeologicznych.
4. Wyjaśnić sprawę monet.
A gdy napisałem ostatni punkt, aż roześmiałem się. Jak łatwo było napisać: „Wyjaśnić sprawę monet”. Papier jest cierpliwy.
Mój śmiech nad kartką papieru przywabił panienkę w spodniach i okularach, z aparatem fotograficznym przerzuconym niedbale przez ramię. W ręku trzymała turystyczną torbę. Była młoda, może miała ze dwadzieścia trzy lata. Okulary w ciemnej oprawie doskonale harmonizowały z jej jasną cerą i ciemnymi kędziorami bujnych włosów.
Wyglądała na turystkę, a wiele ich zawsze na dziedzińcu fromborskiej katedry.
— Czy pan rysuje dowcipy? — zapytała mnie. — I czy to odpowiednie miejsce, aby rysować i śmiać się z własnych dowcipów?
Zamknąłem notes i schowałem go do kieszeni.
— Tak jest. Napisałem dowcip — powiedziałem. — A pani przyszła w to świątobliwe miejsce, aby podrywać?
— Nie, proszę pana — roześmiała się swobodnie. — Chciałam pana prosić, żeby mnie pan cyknął z mojego aparatu. Na tle wieży Kopernika. Jestem tu sama, a chciałabym mieć zdjęcie.
Nosiła czerwony golf, a ja lubię czerwony kolor. I w ogóle była bardzo ładna, miała śmiejącą się buzię, a ja przepadam za takimi panienkami.
Ochoczo więc zerwałem się z ławki i wziąłem z jej rąk aparat fotograficzny. Nastawiła go na odpowiednie światło i na właściwy czas naświetlania. Stanęła pod wieżą kopernikowską, a ja dokonałem „cyknięcia”.
— Dziękuję panu uprzejmie — skinęła mi głową odbierając aparat. — A więc jestem uwidoczniona na tle wieży, gdzie mieszkał i pracował Mikołaj Kopernik.
— Nie wiadomo — stwierdziłem.
— Nie wiadomo? — zdziwiła się. — Sądzi pan, że zdjęcie się nie udało?
— Ach, nie. Powiedziałem, że nie wiadomo, czy w tej wieży mieszkał i tworzył Mikołaj Kopernik.
— Co pan opowiada? Oglądałam obraz Jana Matejki, na którym widać właśnie Mikołaja Kopernika siedzącego na wieży i patrzącego w gwiazdy.
— Jan Matejko oparł anegdotę swego obrazu na tradycji ustnej. A jakże inaczej lud mógł sobie wyobrazić astronoma, jak nie siedzącego na wieży i spoglądającego w gwiazdy? Niestety lud nie wie, że astronomowi do jego badań potrzebne są instrumenty. Czy pani sobie potrafi wyobrazić, jak wyglądał taki „kwadrant słoneczny”, instrument skonstruowany przez Kopernika? Był bardzo duży, proszę pani. I gdzie on z tym kwadrantem mógłby się pomieścić na swej wieży?
— Może był tu jakiś taras?
— Nie ma po nim żadnych śladów. Taras musiałby wspierać się na czymś, a śladów takiego wspornika nie odkryto. Zresztą czytałem niedawno pracę pewnego historyka z Instytutu Mazurskiego, który udowadnia niezbicie, że przypuszczenie, jakoby wieżę we Fromborku przydzielano kanonikom na mieszkania, należy stanowczo odrzucić. Przydzielano im wieże w zupełnie innym celu. Kapituła kierowała się raczej troską o to, aby poprzez osobistą odpowiedzialność kanonika za „jego” wieżę, siłą rzeczy podnieść jej obronność. Możliwość, aby wieże mogły łączyć w sobie funkcje obronne i mieszkalne, bez uszczerbku dla tych pierwszych, wydaje się wątpliwa. A zresztą, gdy w latach tysiąc pięćset dwadzieścia — dwadzieścia jeden najazd krzyżacki zniszczył kurie, leżące na zewnątrz warowni, kanonicy szukali sobie pomieszczeń zastępczych w poklasztornych zabudowaniach Antonitów w miasteczku, a nie przerabiali wież na mieszkania. Ale trzeba powiedzieć, że ta wieża rzeczywiście należała do Kopernika. Zapłacił za nią trzydzieści grzywien.
Panienka trochę posmutniała, słuchając moich wywodów.
— Szkoda — westchnęła — bo to takie romantyczne: patrzeć na tę wieżę i wyobrażać sobie, że tu właśnie mieszkał Kopernik. A skąd pan ma aż tyle wiadomości o tej sprawie?
— Jestem z Departamentu Muzeów i Ochrony Zabytków z Warszawy — wyjaśniłem. — Przyjechałem tu, aby opracować przewodnik po Fromborku.
Tak rozmawiając odeszliśmy od Kopernikowej wieży i przez główną bramę wydostaliśmy się na zewnątrz warowni.
— Jestem bardzo zobowiązana za te wyjaśnienia — powiedziała. — I zapraszam pana na kawę. Tylko gdzie tu jest kawiarnia?
Panienka była bardzo ładna. I coś mnie w niej uderzało. Coś bardzo znajomego.
— Przyjmuję zaproszenie — skłoniłem się. — Ale czy ja pani już gdzieś nie widziałem?
Zatrzymała się, zmierzyła mnie od stóp do głowy.
— Pan jest taki sam? — zdziwiła się.
— Jaki?
— Ilekroć jakiś mężczyzna chce ze mną zawrzeć znajomość, powiada: „Przepraszam, ja panią skądś znam”.
— Kiedy naprawdę pani wydaje mi się znajoma.
— Wydaje się panu — stwierdziła. — A teraz niech pan powie, gdzie tu jest kawiarnia?
Znałem we Fromborku tylko jedną kawiarnię. Koło portu. Poszliśmy więc wolno ulicami miasteczka.”
Usiadłem na ławeczce pod dębem, naprzeciw
Kopernikowej wieży fot. kadr z filmu zlotowego
Mój śmiech nad kartką papieru przywabił
panienkę w spodniach i okularach,
z aparatem fotograficznym przerzuconym
niedbale przez ramię. fot. kadr z filmu zlotowego
Czy pan rysuje dowcipy? fot. kadr z filmu zlotowego
Tak jest. Napisałem dowcip fot. kadr z filmu zlotowego
Chciałam pana prosić, żeby mnie pan cyknął
z mojego aparatu fot. kadr z filmu zlotowego
Nastawiła go na odpowiednie światło
i na właściwy czas naświetlania fot. kadr z filmu zlotowego
Stanęła pod wieżą kopernikowską, a ja dokonałem „cyknięcia” fot. kadr z filmu zlotowego
Tak rozmawiając odeszliśmy od Kopernikowej
wieży i przez główną bramę wydostaliśmy się
na zewnątrz warowni fot. kadr z filmu zlotowego
„Skoczyłem do swego pokoju po brulion z notatkami, a potem poszliśmy na wzgórze katedralne. Siedząc pod rozłożystym dębem wygłosiłem dyrektorowi Marczakowi swoją ideę nowego przewodnika.
— Zebrałem informacje co do dalekiej i bliskiej przeszłości Fromborka i całej Warmii. Uważam jednak, że najpoważniejsza część przewodnika poświęcona powinna być Kopernikowi. Wydaje mi się, że nie zmniejszając w niczym kultu, w jakim turyści i społeczeństwo polskie odnosi się do kopernikowskiej wieży, należy jednak w przewodniku przedstawić stan nowoczesnych badań w tym względzie. Tradycja ustna głosi, że Kopernik ze swej wieży śledził ruchy gwiazd i księżyca. Współczesne badania naukowe przekonują, że Kopernik musiał mieć jednak inne obserwatorium.
— Proszę mówić dalej. To jest bardzo ciekawe — rzekł dyrektor.
— Zacznijmy od faktów, które stwierdzili współcześni uczeni — powiedziałem, nieświadomy, że oto za chwilę i ja sam dokonam niezwykłego odkrycia.
Tymczasem jednak mówiłem ze swadą, wyłuszczałem wiadomości uzyskane od astronomów i historyków.
— Idąc śladem ustnej tradycji polscy astronomowie próbowali z kopernikowskiej wieży przeprowadzić obserwacje nieba. Zbudowano nawet specjalny ganek, aby móc ich dokonać. I co się okazało? Astronom P. stwierdza niezbicie, że — zajrzałem do notatek — obserwacja z takiego balkonu jest z astronomicznego punktu widzenia zupełnym absurdem. Każdy krok obserwującego lub pomocnika musiałby wpłynąć na zmiany nachylenia przyrządu, którego utrzymanie w pionie jest jednym z kardynalnych warunków udania się obserwacji.
— Skąd więc w takim razie obserwował niebo Kopernik?
— Ten sam astronom sugeruje, że do obserwacji nadawała się druga wieża w tej części murów, a więc ten ogromny oktogon, na którym ustawiano działa. Tu właśnie, na oktogonie, wokół pierwotnej dzwonnicy było dość miejsca, aby ustawić instrumenty astronomiczne. Między ścianą wieży a murem zewnętrznym rozciągało się sześć metrów płaskiego i nadzwyczaj solidnie zbudowanego tarasu. Zresztą, z wieży kopernikowskiej było znakomite przejście murami do oktogonu i Kopernik mógł bez trudu odbywać spacer dla obserwacji.
Z ławki, gdzie siedzieliśmy, widzieliśmy wyraźnie zwalistą sylwetkę ośmiobocznej wieżycy. I wtedy to doznałem olśnienia. Aż mrówki przeszły mi po grzbiecie. Czułem, że jestem na tropie rozwiązania niezwykłej zagadki. Jeszcze chwila — i będę wiedział to, co przez tak długi czas nie dawało mi spokoju.
Ale dyrektor Marczak przerwał tok mojego myślenia:
— Proszę mówić dalej. To bardzo ciekawe.
Skupiłem się więc i mówiłem, zaglądając co chwila do swego notesu:
— W odnalezieniu prawdziwego obserwatorium Kopernika pomocne są świadectwa ludzi mu niemal współczesnych. Dzieło Kopernika „O obrotach ciał niebieskich” zbulwersowało umysły wielu ówczesnych uczonych. W tysiąc pięćset osiemdziesiątym czwartym roku, a więc stosunkowo niedługim czasie po śmierci Kopernika, słynny astronom duński Tychon de Brache wysłał do Fromborka swego współpracownika, niejakiego Eliasza Cimbera, aby ten, przy pomocy już nieco doskonalszych niż kopernikowskie instrumentów, dokonał tych samych obserwacji i stwierdził, czy rzeczywiście Kopernik miał rację. Ów Eliasz Cimber pozostawił po sobie szczegółowy dziennik swoich czynności we Fromborku. Jest rzeczą naturalną, że ktoś, kto chce sprawdzić cudze obserwacje, dokonuje ich chyba w tym samym miejscu, szczególnie jeśli ma ku temu warunki. Ale ów Cimber, panie dyrektorze, wcale nie wlazł na wieżę Kopernika, a swe badania astronomiczne przeprowadził w ogrodzie kanonika Ekharda z Kępna, jak pisze: „położonego najbliżej od zachodu tej wieżyczki, z której rzekomo Kopernik dokonał swych obserwacji”.
— Ciekawe — mruknął dyrektor.
— A tak, panie dyrektorze. Dlaczego Eliasz Cimber nie wlazł ze swymi instrumentami na wieżę, tylko obserwował z ogrodu kurii kanonika Ekharda z Kępna? Ano dlatego, że z wieży nie można było dokonać obserwacji. Bo chyba i sam Kopernik tego nie czynił. A jeśli do tego dodamy wyjaśnienie, że kuria pana Ekharda należała dawniej do Kopernika, to niemal pewnikiem się staje, że Cimber swe obserwacje wykonał z tego samego miejsca, co i Kopernik, a więc z jego ogrodu. Mało tego. Sam Kopernik w swym dziele „De revolutionibus” nie każe nikomu włazić na wieżę, ale doradza, aby zbudowano dla obserwacji „pavimentum”. A cóż jest owo kopernikowskie „pavimentum”? To nic innego, tylko posadzka albo płyta ubita z wapna, kamieni i piasku, oparta na fundamencie z cegły i zaprawy wapiennej. Jak obliczyli nasi uczeni, takie kopernikowskie „pavimentum” musiało mieć około dwudziestu metrów kwadratowych. Trudno przypuszczać, aby Kopernik radził astronomom zrobić coś, z czego sam nie korzystał. Należy sądzić, że Kopernik w swym ogrodzie, w kurii zewnętrznej, zbudował sobie „pavimentum” i być może ów Eliasz Cimber, który w ogrodzie kurii Ekharda z Kępna wykonał swe obserwacje, korzystał również z płyty kopernikowskiej. Jest także sprawą charakterystyczną, że podczas najazdu wojsk krzyżackich, gdy to Kopernik bronił się w zaniku olsztyńskim, wojska krzyżackie, które przybyły również pod Frombork, zniszczyły kopernikowski instrument. Wiemy, że wówczas Krzyżacy nie zdołali zdobyć warowni fromborskiej, zniszczyli tylko zewnętrzne kurie. A więc instrument Kopernika znajdował się nie w warowni, nie na wieży, ale w kurii zewnętrznej. Bo też i tam dokonywał Kopernik swoich badań.
— A gdzie się znajduje ta kuria?
— W tym sęk, panie dyrektorze. W grę wchodzą trzy kurie: świętego Stanisława, świętego Michała i świętego Piotra. Jeśli założyć, że Kopernik badał niebo z oktogonu, to najbliżej na zachód byłaby położona kuria świętego Piotra. Tam przeprowadzono badania, lecz śladów owego „pavimentum” nie znaleziono. Ale jeśli założyć, że chodziło o kurię położoną najbliżej na zachód od wieży kopernikowskiej, to w grę wchodzi kuria świętego Stanisława. Badania historyków potwierdziły tę ostatnią hipotezą. Wedle odnalezionych ostatnio dokumentów kanonią zewnętrzną należącą do Kopernika była kuria świętego Stanisława. Obecnie jest tu schronisko PTTK, gdzie mieszkam wraz z Cagliostro, jego zaskrońcem, dwiema myszkami i królikiem.
— Nie widziałem tego królika — pokręcił głową dyrektor. A potem dodał z powagą: — I o tych wszystkich sprawach chce pan napisać w przewodniku? Czy to nie znudzi turystów?
— Nie sądzę — odrzekłem. — Wydaje mi się, że warto zwrócić uwagę, przede wszystkim młodzieży, jak interesującą i pasjonującą rzeczą są badania naukowe, na przykład historyczne. Wydaje się przecież, że nie ma nic bardziej nudnego, jak grzebanie w starych szpargałach. A tu okazuje się, że co krok to zagadka. Gdyby pan wiedział, jak bardzo praca historyka przypomina pracę detektywa. W jaki sposób zestawia on poszczególne fakty i dokumenty o najróżniejszej treści, aby wreszcie ujawnić i udowodnić prawdę: kanonia kopernikowska to kuria świętego Stanisława. A teraz, panie dyrektorze, opowiem panu o stanie badań dotyczących poszukiwań grobu Kopernika — nabrałem tchu w piersi.
Ale dyrektor mi przerwał:
— Może tę sprawę odłożymy na później. Od pewnego czasu wokół nas na podwórcu kręci się jakaś młoda panienka, która nas wciąż fotografuje i daje panu jakieś tajemnicze znaki. Pan ich nie dostrzega, bo nos ma pan w swoim notatniku. Ale ja mam oczy szeroko otwarte i dlatego ja jestem pana zwierzchnikiem, a nie na odwrót.
Rozejrzałem się po podwórcu i w sąsiedztwie kaplicy Szembeka dostrzegłem pannę Alę.
„Zdrajczyni” — pomyślałem i ze złości aż zgrzytnąłem zębami.
Dyrektor Marczak z wielką godnością podniósł się z ławki.
— Jak z tego wynika, nie marnował pan tutaj czasu — stwierdził dwuznacznie. — Czuję się strudzony. Przez całą noc jechałem pociągiem, a o świcie poszedłem odkrywać drugi schowek Koeniga. Położę się więc trochę w kurii świętego Stanisława, gdzie pokój wynajął dla mnie magister Pietruszka. O grobie Kopernika opowie mi pan nieco później.
To mówiąc dyrektor skłonił się i z godnością odszedł w kierunku bramy głównej.”
Skoczyłem do swego pokoju po brulion z notatkami,
a potem poszliśmy na wzgórze katedralne fot. kadr z filmu zlotowego
Pod rozłożystym dębem wygłosiłem dyrektorowi
Marczakowi swoją ideę nowego przewodnika. fot. kadr z filmu zlotowego
Zebrałem informacje co do dalekiej i bliskiej
przeszłości Fromborka i całej Warmii fot. kadr z filmu zlotowego
Uważam jednak, że najpoważniejsza część
przewodnika poświęcona powinna być Kopernikowi fot. kadr z filmu zlotowego
Idąc śladem ustnej tradycji polscy astronomowie
próbowali z kopernikowskiej wieży przeprowadzić
obserwacje nieba fot. kadr z filmu zlotowego
Z wieży kopernikowskiej było znakomite przejście
murami do oktogonu i Kopernik mógł bez trudu
odbywać spacer dla obserwacji fot. kadr z filmu zlotowego
Proszę mówić dalej. To bardzo ciekawe fot. kadr z filmu zlotowego
A teraz, panie dyrektorze, opowiem panu o stanie
badań dotyczących poszukiwań grobu Kopernika fot. kadr z filmu zlotowego
Od pewnego czasu wokół nas na podwórcu kręci się
jakaś młoda panienka, która nas wciąż fotografuje ... fot. kadr z filmu zlotowego
...i daje panu jakieś tajemnicze znaki fot. kadr z filmu zlotowego
Rozejrzałem się po podwórcu i w sąsiedztwie kaplicy
Szembeka dostrzegłem pannę Alę. fot. kadr z filmu zlotowego
Jak z tego wynika, nie marnował pan tutaj czasu fot. kadr z filmu zlotowego
Czuję się strudzony. Położę się więc trochę
w kurii świętego Stanisława, fot. kadr z filmu zlotowego
O grobie Kopernika opowie mi pan nieco później fot. kadr z filmu zlotowego
To mówiąc dyrektor skłonił się i z godnością odszedł
w kierunku bramy głównej fot. kadr z filmu zlotowego
„— Zdrajczyni! — powiedziałem pogardliwie do panny Ali, która po odejściu Marczaka zbliżyła się i usiadła obok mnie na ławce pod dębem.
Zrobiła obrażoną minę i zaczęła grzebać w swojej torbie. Wreszcie wyjęła czarne pudełko, podobne do maleńkiego nadajnika radiowego.
— Zdrajczyni! — rzuciłem powtórnie. — Nawet nie ma pani nic na swoją obronę.
Wzruszyła ramionami.
— Zastanawiam się, czy nie przywołać tutaj Asa, aby się z panem rozprawił.
— Asa? — pogładziłem się po ramieniu, przypominając sobie uścisk stalowych rąk.
— Jeśli tego nie uczynię, to tylko dlatego, że nie chcę wywoływać niepotrzebnej sensacji we Fromborku — stwierdziła. — Ale i tak nie pozwolę się obrażać.
— Pani współpracuje z Baturą. Widziano panią w czerwonym mustangu w towarzystwie tego łajdaka.
— Ach, o to panu chodzi? — roześmiała się. — Czy pan naprawdę sądzi, że gdybym była współpracowniczką Batury, pokazywałabym się w jego samochodzie? Wczoraj rano szłam do Fromborka po zakupy. Akurat tamtędy przejeżdżał Batura i zaproponował, że mnie podwiezie. Czy miałam z tego nie skorzystać? To samo powtórzyło się i po południu. Odwiózł mnie swoim mustangiem.
— Dżentelmen — rzuciłem pogardliwie.
— Owszem, to bardzo dobrze wychowany człowiek — potwierdziła. — Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jego zainteresowanie moją osobą wynika z faktu, że widział nas razem, gdy ścigaliśmy jego mustanga. Podwiózł mnie, aby przy okazji wybadać, co ja tutaj robię.
— Pani szła piechotą do Fromborka? Czyżby magistrowi inżynierowi Zegadle zepsuł się jego błękitny opel? — zapytałem z drwiną w głosie.
— Nie, po prostu magister inżynier Zegadło został na zawsze skreślony z listy moich adoratorów. Jest to osobnik, który w życiu kieruje się tylko pozorami. To, co ładnie wygląda, to mu imponuje. A ja, proszę pana, lubię ludzi, którzy nie tyle zwracają uwagę na czyjeś cechy zewnętrzne, co na charakter. Ważna jest dla mnie nie błyszcząca karoseria samochodu, ale to, co samochód kryje pod maską. Nie interesuje mnie mężczyzna tylko dlatego, że jest ładny, ma piękne włosy, smukłą figurę i dobrze tańczy, ale ważne jest dla mnie, co on ma pod kopułą swojej czaszki. Koniec, kropka. Nie pojadę więcej błękitnym oplem.
Melancholijnie pokiwałem głową.
— Ja również okazałem się człowiekiem, który kieruje się pozorami. I dlatego po raz trzeci przegrałem w walce z Waldemarem Batura.
Opowiedziałem Ali o wczorajszej przygodzie w podziemiach katedry.
— Zgubiło mnie moje zarozumialstwo — wyjaśniłem. — Wydawało mi się, że jestem niezwykle sprytny. Zaledwie przyjechałem do Fromborka, natychmiast wpadłem na trop Diabelskiej Góry, a potem Diabelskiego Drzewa. Gdybym sądził o sobie z mniejszą zarozumiałością, zapewne odkryłbym wkrótce przebiegły plan Batury, polegający na tym, że podsuwał mi on tropy, które miały mnie zaprowadzić w ślepy zaułek. Jak mogłem nie zdawać sobie sprawy, że jeśli Batura tak nieudolnie porywa staruszka, to kryje się w tym pułapka? Jak mogłem dać się wprowadzić w kryptę podziemną?
Panna Ala zastanawiała się nad czymś głęboko. W zamyśleniu skubała palcami kosmyk swoich włosów.
— Powiada pan, że w skrytce prawdopodobnie było pięć złotych, wysadzanych drogimi kamieniami kielichów mszalnych, a odnaleziono kielichy srebrne? — upewniła się.
— Tak. Przecież Batura nie przyjechał tu po to, aby rozkoszować się pięknem Fromborka.
Na twarzy panny Ali pojawił się nagle wyraz zdecydowania.
— Postaram się panu pomóc — rzekła. — Proszę mi jednak dać te pięć srebrnych kielichów.
— Po co?
— Niech pan za dużo nie pyta. Ja również mam swoje tajemnice.
— A skąd ja wezmę pięć srebrnych kielichów? Czy pani sądzi, że dyrektor Marczak podaruje mi je?
— Niech pan je od niego wypożyczy. Za rewersem. Przecież sam pan mówił, że one nie przedstawiają większej wartości.
— Zgoda. Tylko czym uzasadnię prośbę o wypożyczenie kielichów?
— To już pańska sprawa. Ale dając mi te kielichy, otwiera pan przed sobą możliwość dostarczenia panu dyrektorowi Marczakowi żądanego dowodu.
— Pani chce mi dostarczyć dowód winy Batury? W jaki sposób?
— Proszę nie pytać! — aż tupnęła nogą. — Niech pan dostarczy mi pięć srebrnych kielichów.
Wstałem z ławki.
— Muszę w takim razie porozumieć się z dyrektorem Marczakiem.”
Zdrajczyni! fot. kadr z filmu zlotowego
Pani współpracuje z Baturą. Widziano panią w czerwonym
mustangu w towarzystwie tego łajdaka fot. kadr z filmu zlotowego
Pani szła piechotą do Fromborka? Czyżby magistrowi
inżynierowi Zegadle zepsuł się jego błękitny opel? fot. kadr z filmu zlotowego
Ach, o to panu chodzi? Wczoraj rano szłam
do Fromborka po zakupy. Akurat tamtędy
przejeżdżał Batura i zaproponował,
że mnie podwiezie. fot. kadr z filmu zlotowego
Nie, po prostu magister inżynier Zegadło został
na zawsze skreślony z listy moich adoratorów fot. kadr z filmu zlotowego
Powiada pan, że w skrytce prawdopodobnie było pięć
złotych, wysadzanych drogimi kamieniami kielichów
mszalnych, a odnaleziono kielichy srebrne? fot. kadr z filmu zlotowego
Postaram się panu pomóc. Proszę mi jednak
dać te pięć srebrnych kielichów. fot. kadr z filmu zlotowego
Muszę w takim razie porozumieć się z dyrektorem Marczakiem fot. kadr z filmu zlotowego
„Na ławce pod rozłożystym dębem czekała już panna Ala. Miała ze sobą torbę dość dużych rozmiarów.
— I co? I co? — dopytywałem się z niecierpliwością.
— Wszystko załatwiłam pomyślnie. Tu jest aparatura, o którą mnie pan prosił — podsunęła mi ciężką torbę.”[/b][/i][/size]
Pod rozłożystym dębem czekała już panna Ala fot. kadr z filmu zlotowego
I co? I co? fot. kadr z filmu zlotowego
Wszystko załatwiłam pomyślnie fot. kadr z filmu zlotowego
Tu jest aparatura, o którą mnie pan prosił fot. kadr z filmu zlotowego
Ostatnio zmieniony 19 mar 2019, 21:38 przez Hanka, łącznie zmieniany 1 raz.
TomaszK pisze:Przeszukałem półkę z pamiątkami związanymi z forum i nie mogę znaleźć albumu z tego zlotu. Był czy nie był ? Bo dwóch późniejszych to wiem, że nie było.
Przyspieszam tempo relacji, mam nadzieję, że wkrótce opublikujemy całość.
Co do foto-albumu to oczywiście zrobię projekt, pytanie czy ktoś jest chętny? Ceny jeszcze nie znam bo nie wiem ile wyjdzie stron. Im będę bliżej końca realizacji projektu będę znał szczegóły.
Fajnie by było zamówić dodatkowe egzemplarze dla Fromborka. Dla byłej już pani Burmistrz i dla naszych przewodników. Dorzucicie się?
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.
W niedzielne popołudnie po sutym obiedzie postanowiliśmy zostać jeszcze kilka chwil we fromborskiej restauracji. Poprosiliśmy obsługę jadłodajni o udostępnienie nam jeszcze stolików przez kilkanaście minut a ponieważ klientów już prawie nie było uzyskaliśmy bezproblemową zgodę. W planie mieliśmy odegrać trzy książkowe scenki z udziałem Tomasza (Ater), Pietruszki (zbychowiec), Cagliostro (Czesio1), Marczaka (TomaszK), panny Ali (Hanka) oraz kelnerki (Agnieszka PiTTowa). Reżyserem ujęć była Yvonne natomiast operatorem kamery Vasco.
Nie mnie oceniać jak zagrali aktorzy (byłem bowiem jednym z nich), ale nagranie tych kilku książkowych scenek było świetną zabawą. Dzięki nim mogliśmy przez chwilę poczuć się jak główni bohaterowie twórczości Nienackiego.
Aktorzy przygotowują się do gry fot. Konfiturek
Reżyser Yvonne tłumaczy zbychowcowi czyli Pietruszce
co ma zagrać w tym ujęciu fot. Konfiturek
Asystent ekipy filmowej Psycholog pomaga uprzątnąć
zbędne rekwizyty fot. Konfiturek
Operator kamery również grzeje sprzęt fot. Konfiturek
W rolę Cagliostro wcielił się Czesio1 fot. Konfiturek
Tomasza zagrał Ater fot. Konfiturek
„Wiemy dużo o życiu Kopernika i jego dziele, ale w którym miejscu dokonał swego odkrycia, które wstrząsnęło światem? Gdzie znajdowało się jego obserwatorium?
Przybywając do Fromborka wiedziałem, że będę musiał otrzeć się i o te zagadki. Nie byłem uczonym mężem, nie moim zadaniem było je rozwiązać. Ale z szacunkiem i podziwem spoglądałem na uczonych myśląc o wielu przyjemnościach, jakich mi dostarczą rozmowy z nimi.
Jedynym zgrzytem w tej miłej dla mnie atmosferze było zjawienie się w jadalni magistra Pietruszki. Wszedł, zobaczył mnie i na moment aż zdrętwiał.
Uprzejmie przywołałem go do stolika i przedstawiłem Cagliostra, który jadł ze mną śniadanie.
Pietruszka był niskim, chudym młodzieńcem o długich jasnych włosach i orlim nosie. Wyglądał jak Chopin, nosił okulary o grubych szkłach, ale nie kryły one jego podejrzliwych, małych, świdrujących oczek.
Z wykształcenia, podobnie jak i ja, był historykiem sztuki i świetnym znawcą flamandzkiego malarstwa. Ale odkąd na strychu pewnego kościoła odkrył obraz z pracowni Rubensa, ubzdurał sobie, że ma zdolności detektywistyczne.
— Nie obawiaj się — powiedziałem do niego na wstępie. — Nie przyjechałem, aby odebrać ci sprawę Koeniga. Mam opracować przewodnik po Fromborku.
— Wiem — burknął niegrzecznie. — Dyrektor Marczak poinformował mnie o tym telefonicznie. Ja zacząłem sprawę skarbów Koeniga i ja ją zakończę.
Pietruszka równie podejrzliwie odniósł się i do Cagliostra.
— Przepraszam, a kim pan jest? Bo podczas prezentacji jakoś nie dosłyszałem...
— Jestem Cagliostro, mistrz czarnej i białej magii — odrzekł dumnie.
Pietruszka myślał, że kpimy z niego.
— Pan... uprawia kuglarstwo? — wyjąkał poirytowany.
— Tak — skinął głową Cagliostro.
— Sztuczki magiczne, hokus-pokus? — upewniał się Pietruszka.
— Tak — znowu przytaknął Cagliostro. I dodał: — Jestem również różdżkarzem. Przy pomocy różdżki można odkrywać ukryte skarby.
Podejrzliwość Pietruszki dosięgła zenitu.
— Różdżka? — upewnił się. — Różdżka do wykrywania skarbów? A więc, Tomaszu, skoro jesteś z tym panem, to znaczy, że przybyłeś tu w złych zamiarach.
Wzruszyłem ramionami.
— Pan Cagliostro raczy żartować — oświadczyłem zakłopotany. — Czy wierzysz, że przy pomocy różdżki można znaleźć skarby?
Magister Pietruszka zastanowił się, co widać było wyraźnie po głębokiej zmarszczce, która przeorała jego łysiejące czoło.
— Różdżka? — zastanawiał się głośno. — Hm, kto wie, czy coś takiego nie mogłoby się okazać przydatne.
— Jestem do usług — ochoczo zgłosił swą gotowość Cagliostro. Ale magister Pietruszka tylko zamachał rękami.
— Nie, nie. Nie potrzebuję pomocników.”
W jadalni pojawia się Pietruszka fot. Konfiturek
Przepraszam, a kim pan jest? Bo podczas prezentacji
jakoś nie dosłyszałem... fot. Konfiturek
Jestem Cagliostro, mistrz czarnej i białej magii fot. Konfiturek
Reżyser w rozmowie z Cagliostro przed kolejną scenką fot. Konfiturek
Reżyser w rozmowie z Cagliostro przed kolejną scenką fot. Konfiturek
„Weszliśmy do kawiarni, mieszczącej się w obskurnym podłużnym baraku. Zamówiliśmy dwie duże kawy dla mnie i dla panienki. Cagliostro poprosił tylko o szklankę wody, co jak się później okazało, nie było bez znaczenia.
— Jak pani na imię? — wciąż zagadywał panienkę.
— Ala.
— Ala? Bardzo ładne imię — zachwycił się Cagliostro. — Przypominają mi się natychmiast moje beztroskie szkolne lata i elementarz Falskiego, w którym na pierwszej stronie figurowało imię „Ala”. Pamiętam, jak wkuwałem: „Ala ma kota”.
Dodałem:
— A dalej czytaliśmy w elementarzu: „To As”. I jeszcze dalej: „To As Ali”.
Cagliostro spojrzał na mnie uważnie, a zarazem ostrzegawczo, jakby chciał dać mi do zrozumienia: „Nie wymawiaj tego imienia nadaremnie”. Nie chciał się narazić Asowi i jego żelaznym łapom.
A ja powtórzyłem:
— To As Ali...
I coś mnie tknęło. Jakaś myśl, wspomnienie, reminiscencja jakiegoś przeżycia. Dlaczego ta dziewczyna wydawała mi się znajoma? Przecież nigdy w życiu jej nigdzie nie widziałem, nie spotkałem. A jednak jak-bym już ją widział, a może... słyszał? No tak. Przecież to chyba jej głos płynął do mnie z tajemniczego Asa. O rany, czyżby to była ona? Tajemnicza dama z groźnego pojazdu?...
Być może Ala zdawała sobie sprawę z narastających we mnie podejrzeń. Uśmiechnęła się zalotnie do Cagliostra i powiedziała szybko:
— A pan jest naprawdę iluzjonistą? Naprawdę zna pan sztuki magiczne? Niech pan zrobi jakąś sztuczkę, bardzo proszę...
— Ach, sztuki magiczne wymagają wielkiej koncentracji umysłu — oświadczył mistrz. — Pani pozwoli, że się trochę skupię nad gazetą.
Wyciągnął z kieszeni tygodnik ilustrowany, zdaje się, że „Zwierciadło”. Przez chwilę go kartkował, przewracając strona po stronie. Ale nigdzie dłużej nie zatrzymywał się wzrokiem.
Podeszła do nas kelnerka, niosąc na tacy dwie filiżanki kawy i szklankę wody.
— Dla kogo kawa, a dla kogo woda? — zapytała.
— Dla mnie i dla pani kawa — powiedziałem.
— A szklanka wody dla mojej gazety — powiedział Cagliostro zwijając gazetę w rulon.
Kelnerka uśmiechnęła się, myśląc, że Cagliostro robi głupie dowcipy.
A on wziął z tacy szklankę wody i wlał ją w... rulon „Zwierciadła”. Lał tę wodę wolno, widzieliśmy wyraźnie, jak zawartość szklanki znika w rulonie i ani kropla nie wycieka na podłogę.
— No, nareszcie gazeta trochę się napiła — powiedział Cagliostro do kelnerki. I rozwinął gazetę, znowu ją kartkując.
Kelnerka stała jak skamieniała biblijna żona Lota.
— Co pan zrobił? — wydusiła z siebie.
— Jak to, co zrobiłem? — udał zdziwienie mistrz czarnej i białej magii. — To raczej ja panią zapytam: dlaczego nie przyniosła mi pani wody, a tylko pustą szklankę?
— Pan wodę wlał do gazety — odrzekła kelnerka.
— Do gazety? Pani przecież widzi, że w gazecie nic nie ma — upierał się Cagliostro, jeszcze raz kartkując tygodnik, jakby szczerze szukając w nim wody.
— Pan wlał do gazety... — niepewnie stwierdziła kelnerka.
— Do gazety? — Cagliostro znowu zrobił zdumioną minę. — W takim razie poszukamy tego, co mi pani przyniosła.
Znowu zwinął gazetę w rulonik. A potem potrząsnął nią i z gazety do szklanki wysypały się kolorowe krążki confetti.
— Oto, co mi pani podała do picia — oświadczył wręczając kelnerce szklankę wypełnioną confetti. — Bardzo proszę to odnieść do bufetu i zamiast tego proszę jednak o szklankę wody.
Kelnerka patrzyła na Cagliostra jak na zjawę. Potem nagle roześmiała się i poszła do bufetu, aby zapewne opowiedzieć bufetowej o dziwnym gościu i jego sztuczce z wodą.”
Weszliśmy do kawiarni, mieszczącej się w obskurnym
podłużnym baraku fot. Konfiturek
Zamówiliśmy dwie duże kawy dla mnie i dla panienki fot. Konfiturek
A szklanka wody dla mojej gazety fot. Konfiturek
Lał tę wodę wolno, widzieliśmy wyraźnie, jak zawartość
szklanki znika w rulonie fot. Konfiturek
Co pan zrobił? Pan wodę wlał do gazety fot. Konfiturek
Kelnerka patrzyła na Cagliostra jak na zjawę fot. Konfiturek
Kolejne wskazówki dla aktorów od reżysera fot. Konfiturek
„Dyrektor Marczak posilał się w towarzystwie Pietruszki, który miał minę bardzo markotną. Marczak klarował mu coś, co budziło niezadowolenie magistra.
— Właśnie radzę koledze Pietruszce — wyjaśnił mi Marczak, gdy pozwoliłem sobie dosiąść się do ich stolika — aby połączyć umiejętności detektywistyczne was obu, moi panowie. I szybko zakończyć sprawę poszukiwań schowków Koeniga.
— Jestem gotów — odrzekłem.
— A ja się nie zgadzam, panie dyrektorze. Odnalazłem dwie skrytki bez niczyjej pomocy i odnajdą trzecią. Niech mi pan tylko pozostawi kilka dni czasu.
Dyrektor Marczak skrzywił się z niechęcią.
— Obowiązki dyrektorskie wzywają mnie do Warszawy, a chciałbym być przy otwarciu trzeciego schowka. Czuję, że Tomasz jest już na jakimś tropie...
— Nie chcę słyszeć o żadnych tropach Tomasza — Pietruszka aż zasłonił sobie dłońmi uszy. — Czy zawiodłem pana nadzieje, dyrektorze? Czy nie odkryłem dwóch skrytek? Niech mi pan da jeszcze trochę czasu i wolną rękę.
— No, trudno — westchnął Marczak. — Skoro pan się tak upiera...
Powiedziałem w głębokim zamyśleniu, patrząc w sufit jadalni:
— Wydaje mi się, że mój kolega Pietruszka już następnej nocy odnajdzie trzeci schowek Koeniga...
— Skąd wiesz, że już wkrótce dokonam odkrycia? — zdumiał się Pietruszka.
— Czy jest pan może jasnowidzem? — podejrzliwie zerknął na mnie dyrektor Marczak.
— Czasami posiadam dar przewidywania przyszłości. I oto widzę... — mówiłem wciąż patrząc w sufit — ...oto widzę, jak magister Pietruszka odkrywa jutrzejszej nocy skrytkę pułkownika Koeniga.
— To niemożliwe! — burknął Pietruszka zdenerwowany słowami, które brał za kpinę. — Nie jestem w ogóle na tropie do skrytki.
— Ale będziesz. Wkrótce trafisz na trop — oświadczyłem zdecydowanie.
I aż do końca kolacji, chociaż zasypywali mnie pytaniami, nie odezwałem się ani słowem na ten temat.”
Właśnie radzę koledze Pietruszce, aby połączyć
umiejętności detektywistyczne was obu, moi panowie.
I szybko zakończyć sprawę poszukiwań schowków Koeniga fot. Konfiturek
Czuję, że Tomasz jest już na jakimś tropie fot. Konfiturek
Odnalazłem dwie skrytki bez niczyjej pomocy i odnajdą
trzecią. Niech mi pan tylko pozostawi kilka dni czasu fot. Konfiturek
Nie chcę słyszeć o żadnych tropach Tomasza.
Czy zawiodłem pana nadzieje, dyrektorze?
Czy nie odkryłem dwóch skrytek? Niech mi pan
da jeszcze trochę czasu i wolną rękę. fot. Konfiturek
Skąd wiesz, że już wkrótce dokonam odkrycia? fot. Konfiturek
Poniedziałkowy poranek powitał nas piękną, słoneczną pogodą. Nastał czas aby przygotować kolejny wspólny posiłek. Tym razem daniem głównym miała być jajecznica na kiełbasie na ognisku. Oczywiście głównym szefem kuchni był Mysikrólik. Nie bacząc na niewyspanie się po nocnej grze terenowej po ulicach Fromborka nasz Forowy Ogniomistrz zerwał się o poranku by rozdmuchać tlące się jeszcze iskry wczorajszego ogniska.
Ognisko powoli się rozpala fot. kadr z filmu zlotowego
Ogniomistrz Mysikrólik już gotowy fot. kadr z filmu zlotowego
Spomiędzy drobnych gałązek nieśmiało pojawił się malutki dymek co było sygnałem, że możemy rozpocząć przygotowanie składników do jajecznicy. Johny kroił kiełbaskę, Hanka obierała a Mysikrólik kroił cebulkę, a Barabasz zajął się szczypiorkiem.
Kiełbaskę kroi johny fot. kadr z filmu zlotowego
Johny zadowolony ze swojej funkcji fot. kadr z filmu zlotowego
Cebulka też się kroi fot. kadr z filmu zlotowego
Mysikrólik skupiony na krojeniu, żeby nie stracić
przy tym palca fot. kadr z filmu zlotowego
Hanka obiera cebulę fot. kadr z filmu zlotowego
Hanka obiera cebulę fot. kadr z filmu zlotowego
Twarda kobieta z tej Hanki, zamiast płakać przy cebuli
to się jeszcze śmieje fot. kadr z filmu zlotowego
Szczypiorek się kroi fot. kadr z filmu zlotowego
Barabasz również skupiony na krojeniu zieleninki fot. kadr z filmu zlotowego
Kiedy wszystko było przygotowane Mysikrólik rozpoczął swój zlotowy rytuał. Najpierw olej, potem kiełbaska, cebulka i rozbite wcześniej przez Hankę do słoika jajka.
Patelnia gotowa, można się w niej przyglądać,
może któraś z dziewczyn potrzebuje lusterka? fot. kadr z filmu zlotowego
Troszkę oleju fot. kadr z filmu zlotowego
Patelnia się grzeje fot. kadr z filmu zlotowego
Produkty gotowe do smażenia jajecznicy fot. Czesio1
Najpierw kiełbaska fot. kadr z filmu zlotowego
Kiełbaskę należy delikatnie wymieszać fot. kadr z filmu zlotowego
I podsmażyć na ognisku fot. kadr z filmu zlotowego
Dodajemy cebulkę fot. kadr z filmu zlotowego
Uff, ale dymi się fot. kadr z filmu zlotowego
Kiełbaska z cebulką już się smaży fot. kadr z filmu zlotowego
Hanka z Barabaszem rozbijają jajka fot. kadr z filmu zlotowego
Dostawa jajek! fot. kadr z filmu zlotowego
Dodajemy jajka na patelkę fot. kadr z filmu zlotowego
Mieszamy wszystko nad ogniskiem fot. kadr z filmu zlotowego
Skupienie na twarzy Mysikrólika fot. kadr z filmu zlotowego
I oto jajecznica już gotowa! Smacznego!! fot. kadr z filmu zlotowego
Nie wiem czy tym razem było „tylko” trzydzieści jaj czy też pięćdziesiąt. To jest mniej istotne. Ważniejszy jest niezaprzeczalny fakt, że jajecznica jak zwykle była PRZE–PYSZ–NA!
Jajecznica na kiełbasie na ognisku powinna się stać stałym elementem każdego zlotu. Bo jak mawiał w „Niesamowitym dworze” dyrektor Marczak: „To wspaniała i pożywna potrawa.”.
A do tego przygotowywana i spożywana w tak zacnym gronie!
Ostatnio zmieniony 18 mar 2019, 15:19 przez Czesio1, łącznie zmieniany 1 raz.
Zaraz po śniadaniu zostały ogłoszone wyniki nocnej gry terenowej, a Kapituła wręczyła nagrody.
Główna nagroda w grze terenowej fot. Konfiturek
Zawartość IV schowka pułkownika Koeniga fot. Czesio1
W skład Kapituły weszli organizatorzy konkursu: PiTT, oldmalarz i zbychowiec.
Na wstępie, z udziałem uczestników i dużymi emocjami, omówiono kolejne zagadki.
W oczekiwaniu na ogłoszenie wyników gry terenowej fot. Konfiturek
PiTT podaje rozwiązania zagadek fot. Konfiturek
PiTT podaje rozwiązania zagadek fot. Konfiturek
PiTT podaje rozwiązania zagadek fot. Konfiturek
PiTT podaje rozwiązania zagadek fot. Konfiturek
Oldmalarz wyjaśnia jeden z szyfrów zagadki fot. Konfiturek
PiTT podaje rozwiązania zagadek fot. Konfiturek
Pierwsze miejsce zajęła drużyna „Łowcy przygód” – Yvonne, Hanka, Wilhelm Tell, Sokole Oko i Czesio1, na drugim znalazł się zespół złożony z Vasco, Janusza, Barabasza i TomaszaL. Trzecie miejsce, ze szczególnymi gratulacjami za sportowe podejście, uzyskała drużyna „Trzy Cienkie Bolki i jeden As” czyli johny, Ater, Mysikrólik i Psycholog.
I już wiemy która drużyna zwyciężyła! fot. Konfiturek
Yvonne jako kapitan drużyny „Łowcy przygód" fot. Konfiturek
„Łowcy przygód" zwycięzcami nocnej gry terenowej fot. Konfiturek
Sokole Oko, Wilhelm Tell, Yvonne, Hanka i Czesio1 fot. Konfiturek
Na drugim miejscu ekipa Vasco, Barabasza,
TomaszaL i Janusza fot. Konfiturek
„Trzy Cienkie Bolki i jeden As” czyli johny, Ater,
Mysikrólik i Psycholog na trzecim miejscu fot. Konfiturek
Pamiątkowym zdjęciem zostali też uhonorowani zlotowicze, którzy pozostając w bazie, wspierali duchowo uczestników biegu – Eksplorator63, Anna, TomaszK i Agnieszka.
Pamiątkowe zdjęcie Zlotowiczów nie biorących
czynnego udziału w konkursie fot. Konfiturek
Nagrody znajdowały się w skrzyni, opisanej jako zawartość czwartego schowka pułkownika Koeniga, której zawartość została jednak podmieniona przez Baturę.
Były też nagrody dodatkowe. Anna wręczyła pamiątki Psychologowi, jako najmłodszemu uczestnikowi konkursu i PiTTowi jako głównemu organizatorowi, a zbychowiec wręczył wszystkim zabytkową monetą pojawiającą się w książce, denar Chrobrego, Princes Polonie.
Wspomnienia nocnej gry fot. Konfiturek
Zbychowiec wręcza wszystkim Zlotowiczm
unikatową monetę fot. Konfiturek
Denar Chrobrego, Princes Polonie
nagrodą od zbychowca fot. Konfiturek
Czesio1, Ater i Adam fot. Konfiturek
Czas dobrać się do skrytki pułkownika Koeniga fot. Konfiturek
Zawartość IV schowka pułkownika Koeniga fot. Konfiturek
Zawartość IV schowka pułkownika Koeniga fot. Konfiturek
Zawartość IV schowka pułkownika Koeniga fot. Konfiturek
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez TomaszK, łącznie zmieniany 1 raz.
Niekwestionowanym hitem rozrywkowo–konkursowym zlotu fromborskiego okazała się nocna gra terenowa wymyślona i zorganizowana przez Oldmalarza i PiTTa.
Przyczyn ogromnego sukcesu gry terenowej było kilka. Primo: było to zdecydowane novum na naszych zlotach.
Secundo: gra odbywała się w nocy, co potęgowało jej atrakcyjność, tajemniczość i wzbudzane emocje.
Tertio: Zlotowicze podzieleni byli na kilkuosobowe grupy, które rozsiane były po całym Fromborku, dzięki czemu poszczególne grupy nie wiedziały, co robią pozostałe, a tym samym sukcesy i porażki grup konkurencyjnych pozostawały tajemnicą do końca.
Gra rozpoczęła się późnym wieczorem na terenie ośrodka. Wtedy to Zlotowicze zostali podzieleni na grupy, a Organizatorzy wyjaśnili zasady gry. Przyznać trzeba, że już same zasady okazały się wymagającą zagadką, nad którą trzeba było się dłuższy czas pogłowić.
PiT wyjaśnia zasady gry terenowej fot. kadr z filmu zlotowego
Oldmalarz tłumaczy zasady szyfrów fot. kadr z filmu zlotowego
Grupa TomaszaL próbuje zgłębić zagadki fot. kadr z filmu zlotowego
Grupa TomaszaL próbuje zgłębić zagadki fot. kadr z filmu zlotowego
Kiedy zasady zostały wyjaśnione, a grupy nazwane, zabawa się rozpoczęła.
Kilkuosobowe grupy wyposażone w mapy terenu z zaznaczonymi na nich punktami konkursowymi ruszyły na nocny podbój Fromborka. Wszystkim przyświecał jeden cel: być szybszym i lepszym od konkurencji.
"Trzy cienkie Bolki i jeden As”
ruszają na podbicie Fromborka fot. kadr z filmu zlotowego
Organizatorzy postawili poprzeczkę naprawdę wysoko, a ponadto wystawili nerwy Zlotowiczów na próbę, gdyż podczas nocnej wycieczki trzeba było odwiedzić między innymi dwa fromborskie cmentarze. Inne miejsca, w jakie zaprowadziła nas mapa, to fromborska przystań, wzgórze katedralne, obóz harcerski i otaczający go las oraz uliczka, przy której mieszkał książkowy staruszek znający podobno tajemnicę Diabelskiego Drzewa.
Pierwsza zagadka ukryta była na cmentarzu
przy ulicy Braniewskiej fot. kadr z filmu zlotowego
Pierwsza zagadka nocnej gry terenowej fot. Czesio1
Yvonne wpisuje rozwiązanie pierwszej zagadki fot. kadr z filmu zlotowego
Cóż to była za przednia zabawa!
Członkowie grupy, do której należałam, z wielkim entuzjazmem i okrzykami radości witali każde odnalezione zagadki, które poumieszczane i pochowane były w różnych miejscach Fromborka. Okrzyki te po jakimś czasie zmieniały się w pojękiwania rozpaczy i odgłosy będące oznaką wysiłków naszych mózgów. Zagadki i pytania przygotowane przez Organizatorów nie należały bowiem do najłatwiejszych. Na szczęście okazało się, że na większość pytań można odpowiedzieć pod warunkiem, że opanowało się treść książki do perfekcji. Zdecydowanie trudniejsze od pytań były zagadki zaszyfrowane lub przedstawione za pomocą zdjęć, które miały nas naprowadzić na rozwiązanie.
Rozszyfrowywanie zagadek było niemałym wyzwaniem i świetną zabawą, co bardzo integrowało grupę. Okazało się, że każdy członek grupy ma uzdolnienia w pewnym kierunku. Jedni byli lepsi w odkrywaniu drogi do rozwiązania, inni lepiej kojarzyli obrazki i zdjęcia, a jeszcze inni lepiej znali treść książki. Owocowało to tym, że dzięki wspólnemu zaangażowaniu, po jakimś czasie zagadki i pytania przestawały być dla nas tajemnicą.
Kolejna zagadka ukryta na terenie Fromborka fot. kadr z filmu zlotowego
Krążyliśmy po nocnym Fromborku zauroczeni pięknem tego miasteczka, jego ciszą, spokojem i historią otaczającą nas z wszystkich stron.
Grupa "Łowcy przygód" nawet w trakcie marszu
próbowała rozwiązywać zagadki fot. kadr z filmu zlotowego
Grupa "Łowcy przygód" fot. kadr z filmu zlotowego
"A cóż to za nocni Goście w moim mieście?"
- zdaje się zastanawiać Kopernik fot. Czesio1
Katedra nocą fot. Czesio1
W pewnym momencie doszły nas jakieś dziwne okrzyki, śpiewy i radosny śmiech. Okazało się, że właśnie minęła północ, a co za tym idzie, zaczęły się urodziny Zlotowicza Atera, który wraz ze swoją grupą już zaczął je świętować. Dołączyliśmy z przyjemnością do grupy urodzinowej i zaśpiewaliśmy Aterowi gromko „Sto lat!”.
Pełni niezapomnianych wrażeń, chociaż trochę rozczarowani, że nie udało nam się odnaleźć jednego punktu, wróciliśmy do bazy noclegowej, gdzie oczekiwali nas już Organizatorzy.
Kiedy zebrały się wszystkie grupy, zgodnie stwierdziliśmy, że gra terenowa była rewelacyjna. Organizatorzy otrzymali od nas wielkie brawa i słowa oczekiwań kolejnych takich gier podczas następnych zlotów.
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez Yvonne, łącznie zmieniany 1 raz.
Katedra fromborska jest imponującą średniowieczną budowlą, która pomimo zniszczeń doznanych w kolejnych wojnach, zachowała średniowieczny charakter.
„Lecz oto i warownia fromborska. Wysokie, czerwono-brunatne mury z zębami strzelnic, potężne wieżyce obronne, bramy z kratownicami.
Po kamiennych schodkach zszedłem w głąb fosy obronnej, stanowiącej dziś asfaltową stromą ulicę. Minąłem bramę zachodnią i na podwórzec katedralny dostałem się od strony południowej, przez główną bramę flankowaną półokrągłymi pięknymi basztami obronnymi. Dziedziniec wokół kościoła jest duży, rosną na nim dziś stare wiekowe drzewa, przeważnie dęby. Kiedyś wzdłuż murów obronnych zbudowane były kurie, to jest mieszkania dla kanoników, albowiem wedle przepisów kościelnych każdy kanonik we Fromborku, a było ich szesnastu, musiał mieć jedno mieszkanie wewnątrz warowni, a drugie za murami, co brzmiało po łacinie: „curia intra muros” i „curia extra muros”. Rzecz jasna te kurie za murami były znacznie wygodniejsze, otaczały je ogrody i zabudowania gospodarcze, albowiem wedle przepisów każdy kanonik musiał mieć trzy konie pod wierzch dla siebie i swojej osobistej służby.”
Nasz Przewodnik po Katedrze Pan Tadeusz Kochański fot. Konfiturek
Zwiedzanie Katedry czas zacząć fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Nasz Przewodnik po Katedrze, znany nam z poprzedniego zlotu, Pan Tadeusz Kochański oprowadził nas, pokazując kolejne ciekawostki, których nie można przeczytać w przewodnikach. Opowiadał o kolejnych ołtarzach kanoników, o tablicach nagrobnych wmurowanych w podłogę, tak startych przez stopy wiernych że stają się niewidoczne.
„Do katedry wchodzi się przez dwa bogato rzeźbione portale kamienne. Wnętrze katedry ma dziewięćdziesiąt metrów długości. Pierwsze, co uderza wchodzącego — to ogromna ilość ołtarzy, przeważnie barokowych i rokokowych, wyróżniających się niezwykłą robotą snycerską. W lewej nawie zachował się do dziś stary ołtarz główny, poliptyk z tysiąc pięćset czwartego roku, jeden z najcenniejszych przykładów późno-gotyckiej rzeźby na Warmii. W czasach późniejszych zbudowano główny ołtarz, już murowany, w stylu późnego baroku, wzorowany na ołtarzu głównym katedry wawelskiej. Wykonali go kamieniarze spod Dębnika koło Krakowa, kamienne bloki ołtarza płynęły Wisłą aż do Fromborka — jeszcze jeden przykład więzi Polski z tym zagubionym nad Zalewem Wiślanym miasteczkiem.”
Pan Tadeusz Kochański opowiada o historii Katedry fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Organy katedralne fot. Czesio1
Zlotowicze wsłuchani w głos Pana Tadeusza fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Zatrzymaliśmy się na chwilę przy marmurowym nagrobku ozdobionym rysunkiem kościotrupa zaczerpniętym z księgi Wesaliusza, która widzieliśmy w szpitalu. św. Ducha, jednak rzeźbiarz nie znał anatomii, bo narysował szkieletowi kilka dodatkowych kręgów szyjnych.
"We wszystkim co czynisz pamiętaj na swój koniec
a unikniesz grzechu" - głosi napis na nagrobku fot. Czesio1
Pan Tadeusz pokazuje na posadzce ślad, który podobno
zostawił... mały dinozaur fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Dłużej zatrzymaliśmy się przy grobie Mikołaja Kopernika. Miejsce grobu zostało wytypowane jeszcze w latach 70–tych, o czym wspomina Tomasz w „Zagadkach Fromborka”.
„— W starym foliale, zawierającym notatki dotyczące administracji kapituły, odkryto wzmiankę, że pewien kanonik nazwiskiem Jan Zanau opiekował się ołtarzem przy czwartym filarze. W aktach kapituły istniało szesnaście list, tak zwanych kanonikatów, z nazwiskami kolejno następujących po sobie kanoników. Otóż Jan Zanau, jak wynikało z jednej z tych list, był poprzednikiem Kopernika. Po nim astronom przejął ołtarz i miejsce w stallach. Skoro więc Jan Zanau opiekował się czwartym ołtarzem, to był to również ołtarz Mikołaja Kopernika i przy tym filarze najprawdopodobniej został on pochowany. Znaleźć jego zwłoki nie będzie tak trudno, albowiem jak wynika z akt kapituły, astronoma pogrzebano w czterdzieści osiem lat po śmierci jego poprzednika, a dopiero w sześćdziesiąt pięć lat po Koperniku odbył się następny pochówek w okolicy czwartego filaru. A więc na przestrzeni stu trzydziestu lat zwłoki Mikołaja Kopernika były jedynymi, które zostały złożone przy czwartym filarze. Możliwości współczesnej wiedzy pozwalają sądzić, że trumnę i kości Kopernika uda się zidentyfikować. Trzeba tylko zorganizować odpowiednią ekipę naukową, uzyskać zgodę władz kościelnych i zdjąć posadzkę przy czwartym filarze... Może jeszcze jedna zagadka Fromborka zostanie wówczas rozwiązana?”
Miejsce to zbadano dopiero ponad 30 lat później.
Trumna ze szczątkami astronoma spoczywa pod posadzką Katedry, można ja zobaczyć przez szklaną szybkę, wstawioną w miejsce jednej z płytek podłogi.