Yvonne pisze: ↑15 wrz 2021, 10:04
irycki pisze: ↑15 wrz 2021, 09:04irycki
Stosunkowo najłatwiej bez stosowania karkołomnych sztuczek da się przenieść we współczesne czasy "Niesamowity Dwór". Zrobiłem sobie kiedyś taki spis, jak to można by zrobić. Jak go znajdę, to wkleję.
O, jestem bardzo ciekawa!
Wrzuć koniecznie.
Znalazłem. Pisałem dawno temu celem wrzucenia na forum, ale nie wrzuciłem. To bardziej szkic niż gotowy artykuł, ale poprawiłem tu i tam, proszę bardzo:
Zacznijmy od króciutkiej analizy. Co „kładzie” akcje samochodzików po przeniesieniu w czasy współczesne? Dwie rzeczy: internet i telefonia komórkowa. Cała reszta, typu inne modele samochodów, to drobny detal. Nawet zmiana realiów ustrojowych bardzo nie przeszkadza, bo realia te w znikomym stopniu wpływają na fabułę. Nie mamy w kanonie sytuacji, że komuś odmówili wizy czy paszportu, wręcz bohaterowie, jak potrzebują, stosowne kwity dostają praktycznie „od ręki”. Swoboda podróżowania głównych postaci bardziej przypomina czasy obecne, niż „najlepszego z ustrojów”. Moda i tym podobne rzeczy to także nieistotne szczegóły. Nie jest istotne dla fabuły, czy Bigos gra Czerwono-Czarnych, czy jakiś współczesny zespół muzyczny.
Ale internet, traktowany jako zbiornica ogromnej ilości informacji, kładłby fabułę w wielu miejscach. Przecież wielokrotnie mamy sytuacje, że bohaterowie czegoś nie wiedzą i dowiadują się przypadkiem. Tomasz, mimo że przeczytał wiele książek, nie zna tajnych znaków Templariuszy - poznaje je się od Karen. Ani Karen, ani Tomasz, nie wiedzieli wcześniej o Piotrze z Awinionu i Cor Tuum. W dzisiejszych czasów większość z tych informacji powinni bez problemu „wygooglać” przed rozpoczęciem przygody. Cały wątek z Malborkiem, Bahometem i jazdą na 50 kilometr byłby trudny do uzasadnienia. Ich problemem raczej byłby nadmiar informacji i odsiewanie fejków.
W pozostałych powieściach też dostęp, a właściwie brak od razu dostępu do jakiejś informacji, bywa kluczowy.
Druga sprawa to telefony komórkowe. Można dyskutować, czy Tomasz i Karen mogli wezwać przez komórkę pomoc zamknięci w lochach. Zapewne tak. Loch był płytko pod powierzchnią, tuż pod podłogą kościoła, w piwnicach zasięg na ogół jest. Nawet jeśli generalnie sygnał w Kortumowie był słaby, to może dałoby się choćby wysłać SMS-a? Poza tym pewnie mieli by ze sobą jakieś walkie-talkie (w sumie Petersen, zawodowy poszukiwacz skarbów, na pewno dysponował takim sprzętem także w tamtych czasach. Mógł go nie zabrać do Polski, wiedząc, że byłby on nielegalny).
Dalej - Diana Denver nie zdemaskowałaby się przed Tomaszem w opuszczony domu Kodrąba, bo Batura zadzwonił by do niej, żeby się schowała. W „KS” Tomasz niektóre fakty ustaliłby bardzo szybko - jak choćby to, że Klaus wrócił do Polski. Pamiętamy, jak Hilda wraca do ośrodka, żeby skontaktować się z Niemcami i szefem polskiej ekipy poszukiwawczej? W dzisiejszych czasach miała by to od ręki. A „przypadkowo pozostawiony” w wieży i mauzoleum Kuryłło powinien po prostu zadzwonić po ekipę. Podejrzenie natychmiast wzbudziłoby, gdyby tego nie zrobił.
I tak dalej, i tak dalej.
Wiedzieli o tym autorzy pierwszych kontynuacji, dlatego w wielu książkach bohaterom w krytycznych momentach co chwila padała bateria albo gubili zasięg. Owszem, to się zdarza, ale jak często? W tym nagromadzeniu było to po prostu nienaturalne.
Dlatego przeniesienie w czasy obecne akcji większości samochodzików bez radykalnych zmian w fabule jest trudno wykonalne. Nawet jeśli znajdziemy takie miejsca, gdzie nie ma zasięgu komórkowego i dostępu do internetu, to przecież Tomasz jest na ogół bardzo mobilny. Jak uzasadnić, że tego zasięgu nie ma zawsze tam, gdzie się pojawia Pan Samochodzik?
Ale jest jedna książka, która dzieje się praktycznie stacjonarnie. To oczywiście „Niesamowity Dwór”. Jej współczesna adaptacja wymaga pewnych zmian, ale nie są one istotne dla fabuły.
Pierwsza rzecz, to przeniesienie akcji z łódzkiego na białostoczczyznę. Dlaczego? Kolega, z którym przez wiele lat pracowałem w jednej firmie, ma tam działkę (odkupił dawne gospodarstwo). Zasięgu komórkowego tam nie ma, żeby gdzieś się dodzwonić, trzeba wyjść dobre 200 metrów na łąkę. O internecie nie ma co mówić, jak kolega potrzebował sieci to jechał do Gródka do kafejki. Generalnie większość tego obszaru to komórkowa pustynia. W centralnej Polsce chyba już trudno o takie klimaty.
Dlatego dwór stoi gdzieś w lasach między Gródkiem, Kruszynianami a Bobrownikami. Słaby zasięg komórkowy dostępny jest jedynie na skraju parku w stronę wsi. W samym dworze komórki nie działają. A zamiast do „Ł” jeździ się do „B”.
Oczywiście we dworze był telefon stacjonarny. Musiał być, skoro przez wiele lat były tu biura PGR (o czym dalej). Ale jest jesień, przeszły wichury, gałęzie zerwały przewody. Nikt tego nie zgłosił, bo Czerski był już w szpitalu, albo już nie żył. Tomasz po stwierdzeniu, że telefon nie działa, interweniuje u operatora, ale…okazuje się że chory Czerski nie opłacał rachunków, i teraz warunkiem usunięcia usterki jest uregulowanie zaległości. Oczywiście Tomasz kontaktuje się z Marczakiem, który obiecuje zająć się problemem, ale wiadomo, jak to jest - zanim znajdzie się osobę decyzyjną władną podjąć decyzję, zanim przeprocesuje się to przez księgowość, zanim operator przeprocesuje to u siebie - mija z dobry tydzień, czyli wystarczająco długo żeby zamknąć akcję.
Dlatego do dworu nie można się dodzwonić, za to mieszkańcy dzwonić mogą, jak bardzo chcą, kosztem wycieczki przez park. Brak możliwości dodzwonienia się jest ważny dla kluczowej sceny z wyjazdem do teatru i niespodziewanym powrotem.
Oczywiście z powyższych przyczyn we dworze nie ma mowy o dostępie do netu. Przywoicie działający internet jest w ośrodku, który ma stałe łącze i udostępnia WiFi. Tam też odbierają zaproszenie na konferencję, spektakl i rezerwacje hotelu, które przychodzą na maila. U Tomasza w drodze powrotnej rodzą się wątpliwości (wie, że pod maila można się podszyć), ale zostaną one skwitowane „jak szef chce, to może wrócić do ośrodka i sprawdzić”. Szef nie chce, bo jest zimno i nieprzyjemnie. Dla świętego spokoju, już jadąc do Białegostoku na spektakl, panna Wierzchoń dzwoni do hotelu, gdzie dowiaduje się, że rezerwacja jest opłacona i pokoje czekają, co uśmierza wątpliwości Tomasza.
Tymczasem Batura szuka wejścia do komnaty w sali balowej. Jest sam, panna Marysia została w ośrodku „na nasłuchu”. Ma do niej w razie czego dzwonić pan z valconem, pilnujący ekipy Tomasza w teatrze, a Marysia wtedy przybiegnie (albo przyjedzie, może ma samochód) do dworu. Ale panna Marysia niespecjalnie przejmuje się tą odpowiedzialną rolą, puszcza sobie film w telewizorze, telefon wycisza, przypadkiem albo celowo, albo zapomina go skądś zabrać, generalnie musi to być raczej roztrzepana osoba. Dlatego pan z valconem do Marysi się nie dodzwania. Wyobrażam sobie scenę, jak idzie coraz szybciej, nerwowo po raz kolejny wyklikując numer, w końcu chowa telefon i już biegiem pędzi na parking. Cięcie, Tomasz z ekipą jadą wehikułem, na światłach wyprzedza ich valcon i Bigos mówi coś w stylu „To śmieszne, ten gość wyszedł za nami z teatru. Chyba mu się też spektakl nie spodobał”. Tomasz łączy fakty, zaczyna się pościg, dalej jak w książce.
Reszta akcji nie wymaga większych zmian. Panna Wierzchoń nie musi np. jechać do biblioteki, niezbędne informacje może znaleźć w sieci będąc w ośrodku, dla akcji ważne że te informacje zdobywa i że nie ma jej we dworze przez jakiś czas.
Z drobiazgów: oczywiście Czerski nie może być tym Czerskim z książki, tyko jego synem lub wnukiem. W latach ‚90 tych odzyskał pałac, w którym przez lata znajdowały się biura gospodarstwa rolnego. Nie ma pieniędzy, nie stać go na renowację budynku, zwłaszcza że trzyma na nim rękę konserwator zabytków. Dlatego Czerski nie założył choćby ogrzewania centralnego, co uzasadnia scenę z Bigosem palącym w piecu (ekipa co prawda wzięła farelki, ale okazuje się że podłączenie dwóch na raz wywala bezpieczniki).
Czerski, kiedy odkrywa lożę masońską, zachowuje tajemnicę dla siebie. Może się boi, że zabiorą mu pałac, może sądzi że konserwator każe mu przeprowadzić jakieś kosztowne prace, generalnie jest nieufny. Dlatego wchodzi w konszachty z Baturą, ma nadzieję, że za pieniądze uzyskane z pokątnej sprzedaży wyposażenia loży zdoła sfinansować część remontu. Dopiero na łożu śmieci zmienia zdanie, podobnie jak w książce.
Janiak zapewne jest dawnym pracownikiem fizycznym w PGRze, który został „przygarnięty przez Czerskiego. W zamian za dach nad głową robi u niego drobne prace, pali w piecu etc. Utrzymuje się z renty.
Na koniec wehikuł. Nie ma sensu dawać mu silnika z Ferrari 410, to już nie zrobi wrażenia. Ale musi pozostać suspens. Czy wehikuł musi być szpetny? Niekoniecznie.
Może na przykład być oldtimerem. Wyobraźcie sobie „garbatą” warszawę z wbudowanym potężnym silnikiem, rozwijającą sporo powyżej dwustu kilometrów na godzinę. Dla Bigosa czy Wierzchoń będzie to stary rupieć, Niektórzy może docenią oldtimera, ale nikt nie będzie się spodziewał takich osiągów.
Pływanie po wodzie w tym filmie nie gra żadnej roli i można sobie je darować, ew. wspomnieć przy okazji.
Myślę że tak zmodyfikowana fabuła zachowałaby większość ducha i nastrojowości oryginału. Zwłaszcza że samotny dwór stojący w zaniedbanym parku, jesienią, jest bardzo malowniczy i filmowy.