Stanisław Lem
: 06 kwie 2018, 09:00
Pewnie jak ktoś zajrzał do tego tematu sugerując się nazwiskiem to pomyślał "oooo będzie o SF". Otóż nie. SF Lema czytałem jakiś czas temu i jak na SF uważałem je za ciężkie. Teraz wiem trochę więcej o historii pisarza i pewnie będą się kiedyś inaczej czytały.
Wracając do książki, którą przeczytałem - "Szpital przemienienia". Pewnie sporo ludzi jest "skrzywionych" powszechną opinią, że jest to powieść o szpitalu dla umysłowo chorych podczas okupacji niemieckiej, do tego dochodzi film, którego nie obejrzałem, ale z opisów wynika, że skupia się raczej na tej bardziej medialnej części książki czyli "postawy moralne lekarzy wobec umysłowo chorych i groźby likwidacji szpitala", oczywiście likwidacji w sensie takim jak rozumiał to niemiecki okupant, czyli likwidacji ostatecznej.
Nic bardziej mylnego. Myślę, że trzeba zacząć od początku. Stanisław Lem, w momencie gdy rozpoczęła się II Wś miał 18 lat i chwilę później rozpoczął studia medyczne w okupowanym przez Związek Radziecki Lwowie. Studia prawie skończył po wojnie w Krakowie (prawie, bo z rozmysłem je przerwał).
"Szpital przemienienia" napisał w 1948 roku, czyli niedługo po wojnie, w wieku 27 lat.
Tak jak napisałem wcześniej - książka faktycznie nie opisuje "przygód" młodego lekarza, tylko jest traktatem psychologiczno-filozoficznym. Autor prezentuje w niej różne rozważania na temat życia i ludzkich postaw. Trzy czwarte książki to przemyślenia głównego bohatera oraz dyskusje filozoficzne zarówno z lekarzami jak i pacjentami. Wszystko to wplecione oczywiście w świat 1940 roku - partyzanci, doniesienia o łapankach i obozach, zachowanie "zwykłych" Niemców, chorzy, którzy trafili do szpitala z frontu lub obozu i wreszcie oczywiście likwidacja szpitala.
W kontekście ostatnich wydarzeń w naszym kraju i jednoznacznej oceny ze strony "mocarstw" myślę, że warto zwrócić uwagę na opisy z dużym prawdopodobieństwem w oparciu o własne obserwacje bardzo wrażliwego człowieka, różnych zachowań ludzi będących w tej samej sytuacji (lekarze w likwidowanym szpitalu). Jak na dłoni widać, że nie było to takie proste jak niektórym się teraz wydaje.
Jeśli by ktoś się brał za tę książkę ostrzegam - opisy ze szpitala są baaaardzo realistyczne, krew tryska jak w holyłódzkich horrorach klasy B.
Jeszcze wrócę na chwilę do powieści SF, które moim zdaniem zawierają również sporo rozważań filozoficzno-psychologicznych. Według dostępnych materiałów Lem był mocno naciskany aby w swoich powieściach realistycznych uwzględniać współczesną wtedy filozofię socjalistyczną. Istnieje teoria, że to było przyczyną przeniesienia swoich powieści do świata nierealnego.
I dwie ciekawostki - jedna - ojciec głównego bohatera - nawiedzony wynalazca, który robił kotlety z liści bo... drzewa żyją po 600 lat bez jedzenia mięsa więc muszą być ok, trochę mi się skojarzył z rozważaniami o metalu lżejszym od powietrza z Lalki. Niby było to sto lat wcześniej ale wygląda na to, że jeszcze przed wojną bardziej zwracano uwagę na ten typ ludzi. Teraz praktycznie o nich się nie słyszy (ale nadal są).
Druga, to z pytaniem do TomaszKa - w szpitalu pracował również chirurg, który po postawieniu diagnozy, że "obłęd" jest spowodowany nowotworem mózgu, nie odsyłał chorego do szpitala, tylko sam przeprowadzał operację. Ciekawi mnie, czy przed wojną był to standard czy autor tylko dopasował sobie fakty do celu - przedstawienia postaci "szalonego chirurga" zafascynowanego zachowaniami ludzi dotkniętych tą chorobą.
Wracając do książki, którą przeczytałem - "Szpital przemienienia". Pewnie sporo ludzi jest "skrzywionych" powszechną opinią, że jest to powieść o szpitalu dla umysłowo chorych podczas okupacji niemieckiej, do tego dochodzi film, którego nie obejrzałem, ale z opisów wynika, że skupia się raczej na tej bardziej medialnej części książki czyli "postawy moralne lekarzy wobec umysłowo chorych i groźby likwidacji szpitala", oczywiście likwidacji w sensie takim jak rozumiał to niemiecki okupant, czyli likwidacji ostatecznej.
Nic bardziej mylnego. Myślę, że trzeba zacząć od początku. Stanisław Lem, w momencie gdy rozpoczęła się II Wś miał 18 lat i chwilę później rozpoczął studia medyczne w okupowanym przez Związek Radziecki Lwowie. Studia prawie skończył po wojnie w Krakowie (prawie, bo z rozmysłem je przerwał).
"Szpital przemienienia" napisał w 1948 roku, czyli niedługo po wojnie, w wieku 27 lat.
Tak jak napisałem wcześniej - książka faktycznie nie opisuje "przygód" młodego lekarza, tylko jest traktatem psychologiczno-filozoficznym. Autor prezentuje w niej różne rozważania na temat życia i ludzkich postaw. Trzy czwarte książki to przemyślenia głównego bohatera oraz dyskusje filozoficzne zarówno z lekarzami jak i pacjentami. Wszystko to wplecione oczywiście w świat 1940 roku - partyzanci, doniesienia o łapankach i obozach, zachowanie "zwykłych" Niemców, chorzy, którzy trafili do szpitala z frontu lub obozu i wreszcie oczywiście likwidacja szpitala.
W kontekście ostatnich wydarzeń w naszym kraju i jednoznacznej oceny ze strony "mocarstw" myślę, że warto zwrócić uwagę na opisy z dużym prawdopodobieństwem w oparciu o własne obserwacje bardzo wrażliwego człowieka, różnych zachowań ludzi będących w tej samej sytuacji (lekarze w likwidowanym szpitalu). Jak na dłoni widać, że nie było to takie proste jak niektórym się teraz wydaje.
Jeśli by ktoś się brał za tę książkę ostrzegam - opisy ze szpitala są baaaardzo realistyczne, krew tryska jak w holyłódzkich horrorach klasy B.
Jeszcze wrócę na chwilę do powieści SF, które moim zdaniem zawierają również sporo rozważań filozoficzno-psychologicznych. Według dostępnych materiałów Lem był mocno naciskany aby w swoich powieściach realistycznych uwzględniać współczesną wtedy filozofię socjalistyczną. Istnieje teoria, że to było przyczyną przeniesienia swoich powieści do świata nierealnego.
I dwie ciekawostki - jedna - ojciec głównego bohatera - nawiedzony wynalazca, który robił kotlety z liści bo... drzewa żyją po 600 lat bez jedzenia mięsa więc muszą być ok, trochę mi się skojarzył z rozważaniami o metalu lżejszym od powietrza z Lalki. Niby było to sto lat wcześniej ale wygląda na to, że jeszcze przed wojną bardziej zwracano uwagę na ten typ ludzi. Teraz praktycznie o nich się nie słyszy (ale nadal są).
Druga, to z pytaniem do TomaszKa - w szpitalu pracował również chirurg, który po postawieniu diagnozy, że "obłęd" jest spowodowany nowotworem mózgu, nie odsyłał chorego do szpitala, tylko sam przeprowadzał operację. Ciekawi mnie, czy przed wojną był to standard czy autor tylko dopasował sobie fakty do celu - przedstawienia postaci "szalonego chirurga" zafascynowanego zachowaniami ludzi dotkniętych tą chorobą.