Robert Małecki
- Yvonne
- Moderator
- Posty: 13032
- Rejestracja: 09 lip 2013, 16:01
- Miejscowość: Bydgoszcz
- Płeć: Kobieta
- Podziękował;: 6 razy
- Otrzymał podziękowań: 181 razy
Robert Małecki
Zachęcona entuzjastyczną opinią mojej przyjaciółki, przeczytałam "Skazę" Roberta Małeckiego.
Mam problem z oceną tej książki.
Jej lektura mnie nie rozczarowała, ale też nie zachwyciła. Powiedziałabym, że jest to kryminał średniej jakości, który ma kilka mocnych punktów, ale jeszcze więcej słabych.
Zacznę od plusów.
Niewątpliwym walorem książki Małeckiego jest główny bohater – Bernard Gross. Przyznam, że polubiłam faceta. Ten komisarz chełmżyńskiej policji to inteligentny, doświadczony facet z ciekawą i oryginalną pasją, na którego przeszłości ciąży osobista tragedia. Mianowicie dzisięć lat przed rozpoczęciem akcji „Skazy” jego żona pada ofiarą napaści, na skutek której zapada w śpiączkę trwającą do tej pory. Następstwem tego wydarzenia jest również utrata emocjonalnej bliskości Grossa z jedynym synem. I ten właśnie glina, borykający się od wielu lat z osobistym dramatem, próbuje rozwiązać kryminalną sprawę. Otóż pewnego zimowego dnia na skutym lodem jeziorze w Chełmży, znalezione zostają dwa ciała: nastolatka i starszego mężczyzny. Czy te dwie śmierci coś łączy? Czy były to tragiczne wypadki, czy też do śmierci tych przyczyniły się osoby trzecie? Na to i wiele innych pytań musi odpowiedzieć Gross.
Również inni bohaterowie powieści są dobrze nakreśleni i wiarygodni. Wierzę w te postaci, w ich życiowe wybory, rozterki, marzenia i wzajemne relacje.
Kolejnym plusem „Skazy” jest odmalowanie przez autora małego miasta, zarówno jego atrakcyjnych zakątków, jak i tych brzydszych i ciemniejszych zakamarków; jego mieszkańców i relacji między nimi; jego atmosfery i pewnej duszności, jaką charakteryzują się wszystkie takie miejscowości.
Bardzo pozytywnie oceniam również poruszenie przez autora tematu śpiączki żony Grossa i to, jak autor przedstawił życie bohatera pozostające wciąż pod wpływem tej trudnej sytuacji. Z ciekawością przeczytałam opis zakładu opiekuńczo-leczniczego fundacji „światło”, nadzieje bliskich na wybudzenie członków rodziny i ich codzienną walkę z uczuciem beznadziei.
Minusy? Chociaż może nie powinnam nazywać ich minusami, a raczej pewnymi niedociągnięciami?
Po pierwsze zbyt wiele powatrzających się opisów, które nie wnoszą niczego do akcji. No bo ile razy można czytać, że bohater zaparza sobie herbatę? Ile razy można czytać, że policjantka Skalska żuje gumę i robi z niej balony (opis tegoż powtarza się naprawdę wielokrotnie)? Szkoda, że autor dopuścił się tego zabiegu. Nudzi on czytelnika, a po którymś razie irytuje i odbiera przyjemność z lektury.
Zirytowały mnie pewne nieścisłości fabularne. Niewielkie, ale jednak. Zwłaszcza, jak przeczytałam na końcu obszerne podziękowania autora (Swoją drogą bardzo tego nie lubię, tych elaboratów pisanych przez autorów książek na końcu z podziękowaniami dla wszystkich świętych. Rzadko je czytam. Tu przeczytałam z ciekawości, czy autor wyjaśni może pewne nurtujące mnie kwestie. Nie wyjaśnił.) dla co najmniej kilku osób, które podobno książkę przed wydrukiem przeczytały. Dziwi mnie, że tych nieścisłości nie wychwyciły.
Sama fabuła mnie nie porwała. Dość szybko domyśliłam się rozwiązania zagadki. Również poprowadzenie akcji i śledztwa pozostawia wiele do życzenia. Myślę, że Małecki miał dobry pomysł na książkę, ale trochę go zmarnował. Niektóre ustalenia i wnioski komisarza są bowiem dokonane jakby na siłę i nie są poparte mocnymi dowodami.
Na koniec zostawiam element, którego nie potrafię umieścić ani po stronie zalet, ani wad książki: język, jakim jest ona napisana.
A jest to język dość ubogi. Poprawny, ale nijaki. Bez charakteru. Bez polotu. Bez tego indywidualnego ducha autora, który tak sobie cenię u niektórych pisarzy.
Małecki pisze poprawnie (poza kilkoma wyjątkami, o których za chwilę), ale jakoś tak sztywno i mało plastycznym językiem. Powiedziałabym, że jego narracja to raczej suche sprawozdanie z wydarzeń. Nie pomaga to czytelnikowi wejść na arenę i poczuć emocje bohaterów. Wręcz przeciwnie. Ja jako czytelnik, wciąż byłam „obok”.
Osobiście lubię i cenię autorów-erudytów wspaniale posługujących się językiem, któremu dodatkowo nadają swój indywidualny rys i tę ich cechę widać w każdej napisanej przez nich linijce tekstu. Za to cenię genialnego Jo Nesbo, a z naszego rodzimego podwórka Zygmunta Miłoszewskiego czy Macina Ciszewskiego.
Małecki tej cechy nie posiada, dlatego początkowo byłam skłonna umieścić ten punkt po stonie wad.
Ale po pewnych przemyśleniach, związanych z gatunkiem, jakim jest „Skaza” czyli z kryminałem, uznałam, że taki prosty język niekoniecznie musi odbierać przyjemność płynącą z lektury. Dzięki temu bowiem książkę czyta się szybko, a ozdobny i wielowarstwowy język nie jest tym, co w kryminale powinno być najważniejsze i przebijać się na pierwszy plan.
Darować jednakże nie mogę autorowi kilku językowych koszmarków, jak na przykład zdania, w którym jeden z bohaterów mówi o spotkaniu kilku nastolatków z topielcem (mowa tutaj oczywiście o czasie, kiedy chłopiec jeszcze żył). Topielec wszak spotkać się już z nikim nie może. Takich zgrzytów jest w powieści kilka.
Podsumowując: „Skaza” to dość średni kryminał, ale widzę potencjał u autora, dlatego dzisiaj zabieram się za „Wadę”, mając nadzieję, że jednak więcej w niej będzie zalet.
Mam problem z oceną tej książki.
Jej lektura mnie nie rozczarowała, ale też nie zachwyciła. Powiedziałabym, że jest to kryminał średniej jakości, który ma kilka mocnych punktów, ale jeszcze więcej słabych.
Zacznę od plusów.
Niewątpliwym walorem książki Małeckiego jest główny bohater – Bernard Gross. Przyznam, że polubiłam faceta. Ten komisarz chełmżyńskiej policji to inteligentny, doświadczony facet z ciekawą i oryginalną pasją, na którego przeszłości ciąży osobista tragedia. Mianowicie dzisięć lat przed rozpoczęciem akcji „Skazy” jego żona pada ofiarą napaści, na skutek której zapada w śpiączkę trwającą do tej pory. Następstwem tego wydarzenia jest również utrata emocjonalnej bliskości Grossa z jedynym synem. I ten właśnie glina, borykający się od wielu lat z osobistym dramatem, próbuje rozwiązać kryminalną sprawę. Otóż pewnego zimowego dnia na skutym lodem jeziorze w Chełmży, znalezione zostają dwa ciała: nastolatka i starszego mężczyzny. Czy te dwie śmierci coś łączy? Czy były to tragiczne wypadki, czy też do śmierci tych przyczyniły się osoby trzecie? Na to i wiele innych pytań musi odpowiedzieć Gross.
Również inni bohaterowie powieści są dobrze nakreśleni i wiarygodni. Wierzę w te postaci, w ich życiowe wybory, rozterki, marzenia i wzajemne relacje.
Kolejnym plusem „Skazy” jest odmalowanie przez autora małego miasta, zarówno jego atrakcyjnych zakątków, jak i tych brzydszych i ciemniejszych zakamarków; jego mieszkańców i relacji między nimi; jego atmosfery i pewnej duszności, jaką charakteryzują się wszystkie takie miejscowości.
Bardzo pozytywnie oceniam również poruszenie przez autora tematu śpiączki żony Grossa i to, jak autor przedstawił życie bohatera pozostające wciąż pod wpływem tej trudnej sytuacji. Z ciekawością przeczytałam opis zakładu opiekuńczo-leczniczego fundacji „światło”, nadzieje bliskich na wybudzenie członków rodziny i ich codzienną walkę z uczuciem beznadziei.
Minusy? Chociaż może nie powinnam nazywać ich minusami, a raczej pewnymi niedociągnięciami?
Po pierwsze zbyt wiele powatrzających się opisów, które nie wnoszą niczego do akcji. No bo ile razy można czytać, że bohater zaparza sobie herbatę? Ile razy można czytać, że policjantka Skalska żuje gumę i robi z niej balony (opis tegoż powtarza się naprawdę wielokrotnie)? Szkoda, że autor dopuścił się tego zabiegu. Nudzi on czytelnika, a po którymś razie irytuje i odbiera przyjemność z lektury.
Zirytowały mnie pewne nieścisłości fabularne. Niewielkie, ale jednak. Zwłaszcza, jak przeczytałam na końcu obszerne podziękowania autora (Swoją drogą bardzo tego nie lubię, tych elaboratów pisanych przez autorów książek na końcu z podziękowaniami dla wszystkich świętych. Rzadko je czytam. Tu przeczytałam z ciekawości, czy autor wyjaśni może pewne nurtujące mnie kwestie. Nie wyjaśnił.) dla co najmniej kilku osób, które podobno książkę przed wydrukiem przeczytały. Dziwi mnie, że tych nieścisłości nie wychwyciły.
Sama fabuła mnie nie porwała. Dość szybko domyśliłam się rozwiązania zagadki. Również poprowadzenie akcji i śledztwa pozostawia wiele do życzenia. Myślę, że Małecki miał dobry pomysł na książkę, ale trochę go zmarnował. Niektóre ustalenia i wnioski komisarza są bowiem dokonane jakby na siłę i nie są poparte mocnymi dowodami.
Na koniec zostawiam element, którego nie potrafię umieścić ani po stronie zalet, ani wad książki: język, jakim jest ona napisana.
A jest to język dość ubogi. Poprawny, ale nijaki. Bez charakteru. Bez polotu. Bez tego indywidualnego ducha autora, który tak sobie cenię u niektórych pisarzy.
Małecki pisze poprawnie (poza kilkoma wyjątkami, o których za chwilę), ale jakoś tak sztywno i mało plastycznym językiem. Powiedziałabym, że jego narracja to raczej suche sprawozdanie z wydarzeń. Nie pomaga to czytelnikowi wejść na arenę i poczuć emocje bohaterów. Wręcz przeciwnie. Ja jako czytelnik, wciąż byłam „obok”.
Osobiście lubię i cenię autorów-erudytów wspaniale posługujących się językiem, któremu dodatkowo nadają swój indywidualny rys i tę ich cechę widać w każdej napisanej przez nich linijce tekstu. Za to cenię genialnego Jo Nesbo, a z naszego rodzimego podwórka Zygmunta Miłoszewskiego czy Macina Ciszewskiego.
Małecki tej cechy nie posiada, dlatego początkowo byłam skłonna umieścić ten punkt po stonie wad.
Ale po pewnych przemyśleniach, związanych z gatunkiem, jakim jest „Skaza” czyli z kryminałem, uznałam, że taki prosty język niekoniecznie musi odbierać przyjemność płynącą z lektury. Dzięki temu bowiem książkę czyta się szybko, a ozdobny i wielowarstwowy język nie jest tym, co w kryminale powinno być najważniejsze i przebijać się na pierwszy plan.
Darować jednakże nie mogę autorowi kilku językowych koszmarków, jak na przykład zdania, w którym jeden z bohaterów mówi o spotkaniu kilku nastolatków z topielcem (mowa tutaj oczywiście o czasie, kiedy chłopiec jeszcze żył). Topielec wszak spotkać się już z nikim nie może. Takich zgrzytów jest w powieści kilka.
Podsumowując: „Skaza” to dość średni kryminał, ale widzę potencjał u autora, dlatego dzisiaj zabieram się za „Wadę”, mając nadzieję, że jednak więcej w niej będzie zalet.
Ostatnio zmieniony 28 lut 2020, 14:24 przez Yvonne, łącznie zmieniany 5 razy.
- johny
- Moderator
- Posty: 11653
- Rejestracja: 09 lip 2013, 14:30
- Miejscowość: Łódź
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 246 razy
- Otrzymał podziękowań: 202 razy
Właśnie, 5 min. temu skończyłem Skazę i wrażenia co do końcowej oceny książki mam podobne do Ciebie.
Mnie również przypadła do gustu postać komisarza Bernarda Grossa, z całą jego skomplikowaną przeszłością.
Także pomysł umiejscowienia akcji w niewielkim, średniowiecznym miasteczku obok Torunia uważam za bardzo fajny. Kolejny raz, po lekturze, chce się wsiadać w auto i osobiście odkrywać miejsca opisane przez autora.
Znacznie bardziej nie spodobał mi się wątek aspiranta Otremby, który de facto nic nie wniósł do kwestii rozwiązania zagadki. Spokojnie można było go pominąć
W Skazie jest fajnie, interesująco ale tej nutki szaleństwa troszkę brakuje. Faktycznie, od początku troszkę finał, z racji zastosowanego zabiegu retrospekcji jest przewidywalny i zdajemy sobie sprawę z tego, iż to w tym "kociołku" musimy szukać rozwiązania. Choć mimo wszystko Małecki i tak mnie parę razy zaskoczył. Brakuje jednak tej wisienki na torcie!
Zdecydowanie, choć IMO jego poziom oscyluje raczej w górnych granicach stanów średnich.Yvonne pisze:Jej lektura mnie nie rozczarowała, ale też nie zachwyciła. Powiedziałabym, że jest to kryminał średniej jakości,
Mnie również przypadła do gustu postać komisarza Bernarda Grossa, z całą jego skomplikowaną przeszłością.
Także pomysł umiejscowienia akcji w niewielkim, średniowiecznym miasteczku obok Torunia uważam za bardzo fajny. Kolejny raz, po lekturze, chce się wsiadać w auto i osobiście odkrywać miejsca opisane przez autora.
Tutaj nie byłbym tak krytyczny. Opisane przez Ciebie sytuacje miały miejsce chyba ze 3 razy na 566 stronicach. Nie jest to chyba zbyt dużo, to po pierwsze, a po drugie, dla mnie są to didaskalia, do których zbytnio nie przywiązuję wagi.Yvonne pisze:Minusy? Chociaż może nie powinnam nazywać ich minusami, a raczej pewnymi niedociągnięciami?
Po pierwsze zbyt wiele powatrzających się opisów, które nie wnoszą niczego do akcji. No bo ile razy można czytać, że bohater zaparza sobie herbatę? Ile razy można czytać, że policjantka Skalska żuje gumę i robi z niej balony (opis tegoż powtarza się naprawdę wielokrotnie)? Szkoda, że autor dopuścił się tego zabiegu. Nudzi on czytelnika, a po którymś razie irytuje i odbiera przyjemność z lektury.
Znacznie bardziej nie spodobał mi się wątek aspiranta Otremby, który de facto nic nie wniósł do kwestii rozwiązania zagadki. Spokojnie można było go pominąć
ja nie bardzo dostrzegłem te nieścisłości.Yvonne pisze:irytowały mnie pewne nieścisłości fabularne. Niewielkie, ale jednak
Tutaj też nie potrafię się odnieść do tego zarzutu, nie zarzutu. Nie jestem polonistą, językoznawcą. Ten język nie przeszkadzał mi w ogóle. Ale oczywiście tak jak wspomniałem książkę uważam za średnią z jednej zasadniczej przyczyny. Czytając Nesbo czy nawet Ciszewskiego na mojej mordce z reguły pojawia się jedno wielkie łał! Myślę sobie ale autor miał fantazję, ale pomysł, jak świetnie przedstawił to co chciał nam przekazać. Zaskoczenie, realizm, uczucie bycia w środku akcji czy też przeżywania emocji, które przeżywa bohater (powtarzam się, ale jak Harry chce walnąć kielicha to i ja od razu sprawdzam czy w domu jest zapas Ducha puszczy ). Nie wiem czy to do końca kwestia tylko języka.Yvonne pisze:Na koniec zostawiam element, którego nie potrafię umieścić ani po stronie zalet, ani wad książki: język, jakim jest ona napisana.
A jest to język dość ubogi. Poprawny, ale nijaki. Bez charakteru. Bez polotu. Bez tego indywidualnego ducha autora, który tak sobie cenię u niektórych pisarzy.
W Skazie jest fajnie, interesująco ale tej nutki szaleństwa troszkę brakuje. Faktycznie, od początku troszkę finał, z racji zastosowanego zabiegu retrospekcji jest przewidywalny i zdajemy sobie sprawę z tego, iż to w tym "kociołku" musimy szukać rozwiązania. Choć mimo wszystko Małecki i tak mnie parę razy zaskoczył. Brakuje jednak tej wisienki na torcie!
Też mam takie odczucia, też daje autorowi kolejną szansę a ten początek serii oceniam na 7 w mojej 10 stopniowej skali.Yvonne pisze:widzę potencjał u autora, dlatego dzisiaj zabieram się za „Wadę”, mając nadzieję, że jednak więcej w niej będzie zalet.
Ostatnio zmieniony 04 mar 2020, 00:11 przez johny, łącznie zmieniany 2 razy.
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
- Yvonne
- Moderator
- Posty: 13032
- Rejestracja: 09 lip 2013, 16:01
- Miejscowość: Bydgoszcz
- Płeć: Kobieta
- Podziękował;: 6 razy
- Otrzymał podziękowań: 181 razy
Z tym mogę się zgodzić, jeśli chodzi o "Skazę".johny pisze:Zdecydowanie, choć IMO jego poziom oscyluje raczej w górnych granicach stanów średnich.
"Wada" niestety jest dużo gorsza: słaba zagadka kryminalna i sztampowe jej rozwiązanie; nieścisłości fabularne, wulgaryzmy (choć przyznać muszę, że niewiele); niepotrzebne wątki nic nie wnoszące do akcji, gorzej odmalowani bohaterowie i okropne błędy ortograficzne (to oczywiście zarzut dla wydawnictwa!).
Jedyne, co zapamiętam z tej książki, to picie herbaty przez komisarza oraz to, że aspirant Skalska: żuje gumę, kupuje gumy, robi balony z gumy (nawet podczas rozmowy z przełożonym!!!)
I uwierz mi, johny, że ta herbata i guma występują o wiele więcej niż 3 razy. Czasem w jednym króciutkim czterostronicowym rozdziale przeczytasz o tym 2-3 razy.
"Wady" absolutnie nie polecam.
Ostatnio zmieniony 05 mar 2020, 10:23 przez Yvonne, łącznie zmieniany 4 razy.
- Yvonne
- Moderator
- Posty: 13032
- Rejestracja: 09 lip 2013, 16:01
- Miejscowość: Bydgoszcz
- Płeć: Kobieta
- Podziękował;: 6 razy
- Otrzymał podziękowań: 181 razy
Najbardziej zaskakujące dla mnie jest to, że podobno pan Małecki prowadzi warsztaty z pisania dla chętnych.
W Toruniu.
Może jesteś zainteresowany, johny?
I przy okazji zawitasz wreszcie do Bydgoszczy?
W Toruniu.
Może jesteś zainteresowany, johny?
I przy okazji zawitasz wreszcie do Bydgoszczy?
Ostatnio zmieniony 18 maja 2020, 22:39 przez Yvonne, łącznie zmieniany 1 raz.
- johny
- Moderator
- Posty: 11653
- Rejestracja: 09 lip 2013, 14:30
- Miejscowość: Łódź
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 246 razy
- Otrzymał podziękowań: 202 razy
Szkoda, będę czytał z pewną skazą!Yvonne pisze: "Wady" absolutnie nie polecam.
Na razie się nie wybieram ale Mateusz i owszem. Jadą z klasa na wycieczkę Bydgoszcz/Toruń. Nawet miałem pisać do Ciebie abyś poleciła mi co warto zobaczyć w Bydgoszczy. o Exploseum już wczoraj mówiłem na zebraniu. I nawet powiedziałem, że choć w Bydgoszczy nie byłem to słyszałem, iz jest to bardzo ładne miasto.I przy okazji zawitasz wreszcie do Bydgoszczy?
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
- johny
- Moderator
- Posty: 11653
- Rejestracja: 09 lip 2013, 14:30
- Miejscowość: Łódź
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 246 razy
- Otrzymał podziękowań: 202 razy
A mnie Wada podobała się bardziej niż Skaza. Dla mnie zagadka jak i sposób dochodzenia do jej rozwiązania były o wiele ciekawsze niż w Skazie . Owszem pewne wątki były nie potrzebne i irytujące jak choćby wątek romansowy policjantki. LAe generalnie czytało się fajnie. Nie to żeby to było jakieś nie wiadomo co ale ja bynajmniej nie uważam poświęconego czasu za czas stracony.Yvonne pisze:Z tym mogę się zgodzić, jeśli chodzi o "Skazę".johny pisze:Zdecydowanie, choć IMO jego poziom oscyluje raczej w górnych granicach stanów średnich.
"Wada" niestety jest dużo gorsza: słaba zagadka kryminalna i sztampowe jej rozwiązanie; nieścisłości fabularne, wulgaryzmy (choć przyznać muszę, że niewiele); niepotrzebne wątki nic nie wnoszące do akcji, gorzej odmalowani bohaterowie i okropne błędy ortograficzne (to oczywiście zarzut dla wydawnictwa!).
Jedyne, co zapamiętam z tej książki, to picie herbaty przez komisarza oraz to, że aspirant Skalska: żuje gumę, kupuje gumy, robi balony z gumy (nawet podczas rozmowy z przełożonym!!!)
I uwierz mi, johny, że ta herbata i guma występują o wiele więcej niż 3 razy. Czasem w jednym króciutkim czterostronicowym rozdziale przeczytasz o tym 2-3 razy.
"Wady" absolutnie nie polecam.
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...