TomaszK pisze: ↑29 maja 2022, 20:36
Jeżeli rzeczywiście przemiana samochodu w samolot trwa dwie minuty, to byłaby to wreszcie realizacja pojazdu z filmu o Fantomasie.
Przy dzisiejszych technologiach może tyle trwać. Siłowniki hydrauliczne i te sprawy...
Ja największe problemy upatruję w sprawach formalnych, nie technicznych.
Po pierwsze, homologacje. Zarówno drogowa jak i lotnicza. Zwłaszcza zdobycie tej drugiej w sytuacji, kiedy mamy takie cuda jak automatycznie wysuwany ogon i składane skrzydła, nie będzie banalna. Na przykład kwestia zabezpieczeń, żeby składanie ogona nie włączyło się w locie... Kwestia wytrzymałości całej konstrukcji... Można tak długo.
Po wtóre, to naprawdę nie będzie tak, że mając takie cudo, będzie sobie można wyjechać na pusty kawałek drogi, wystartować, przelecieć gdzie się chce i wylądować. W Polsce (ale podobne przepisy obowiązują we wszystkich krajach europejskich) można startować i lądować jedynie z lotnisk oraz z czegoś, co się ładnie nazywa "inny teren do startów i lądowań", który to inny teren musi być odpowiednio zgłoszony do ULC. Starty i lądowania w terenie przygodnym są zabronione, z oczywistymi wyjątkami typu Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Chcąc sobie polecieć czymś takim do Jerzwałdu, musiałbym najpierw dojechać dajmy na to do Chrcynnego pod Nasielskiem (albo na warszawskie Babice, ale z Legionowa do Chrcynnego mi wygodniej), tam wystartować, wylądować gdzieś w okolicach Jezioraka (nie mam pojęcia gdzie tam są lotniska) i dojechać do Jerzwałdu.
Chylę czoła przed kunsztem konstruktora, ale mam wątpliwości, czy to się będzie (po pokonaniu barier formalnych) sprzedawać. Takie coś mimo wszystko będzie miało parametry gorsze niż luksusowy samochód oraz gorsze niż przeciętna awionetka. I teraz najważniejsze - jak kogoś stać na taki bajer jak posiadanie własnego samolotu, to stać także na to, żeby na docelowym lotnisku stał wynajęty samochód z wypożyczalni. Nie musi składać skrzydeł i ogona i wyjeżdzać na drogę. Kontynuując powyższy przykład - dzwonię do Chrcynnego, że za godzinę startuję. Przyjeżdżam, czeka na mnie mój zatankowany samolot. Przelatuję gdzieś w okolice Zalewa, ląduję, zlecam tankowanie i przegląd, wsiadam w jakiegoś Hertza czy coś, i jadę do Jerzwałdu.
To tak jak z amfibiami - co jakiś czas pokazuje się jakieś fajne rozwiązanie, ale zauważyliście żeby ludzie masowo kupowali amfibie? Nie, bo to jest mało praktyczne w realu. Taki samolot pewnie kupi paru geeków, ale na sukces rynkowy bym się nie nastawiał.
Ale może się mylę.
PS. Jeszcze taka drobnostka - w ruchu drogowym zdarzają się rozmaite parkingowe "obcierki" itp. O ile dla samochodu to jest mało znaczące - co najwyżej kierowca zaklnie pod nosem, że mu jakiś uj porysował lakier na zderzaku, to z samolotem to jest zupełnie inna sprawa. Wracasz na parkin przed supermarketem i zauważasz z tyłu rysę i delikatne wgniecenie blachy. Hm... myślisz sobie. Tu jest mechanizm chowania i wysuwania ogona... Lecieć czy nie...
W praktyce z uwagi na powyższe obawy, pewnie nikt by tego nie używał na codzień w ruchu drogowym. Pozostaje więc tylko "dojazdówka" na lotniska. Dużo taniej wynająć samochód, a jak ktoś gdzieś lata często, to mieć tam coś własnego zaparkowanego na stałe, niektóre lotniska na to pozwalają.