Jak ja nie lubię pisać recenzji... Bo mnie się podoba albo nie a tutaj trzeba rymy liczyć itp.
Powiem tak. Tuż przed obejrzeniem, już w Gdyni, przejrzałem kilka wpisów osób, które były po premierze, która odbyła się w sobotę. No i brzmiały bardzo źle. Ewidentnie powstał konflikt w zespole do tego stopnia, że aktorzy zeszli ze sceny zanim wszedł reżyser (zostali tylko nie etatowi, być może nie wiedzieli co się dzieje). Czegoś takiego jeszcze nie widziałem... No ale nie oszukujmy się. Reżyser jest przyzwyczajony u siebie do pełnego posłuchu znacznie od siebie młodszych i mniej doświadczonych artystów. Tutaj pracował z ekipą najlepszego teatru muzycznego w Polsce. To nie jest chórek, który się nie zna i który nie potrafi się odezwać, jeżeli pewne rozwiązania nie są zbyt szczęśliwe. Ewidentnie tutaj było coś bardzo nie tak.
W recenzjach było mnóstwo zarzutów, że za dużo filmów (spotkanie z tramwajem, lot nad miastem). Racja, zwłaszcza, że nie wyglądają zbyt dobrze. Mają nawet niezły jeden czy dwa momenty, jakby ktoś miał fajny pomysł, no ale reszta tak sobie. Z filmami była jeszcze taka wtopa, że poszło w świat, że cały wrzesień gra Małgorzatę jedna aktorka bo... nie zdążyli obrobić filmów z drugą... Nawet jeśli tak było, to jak można to ogłosić? Przecież teraz nie wiadomo czy gra, bo jest dobra, czy bo tylko z nią są filmy, prawda?
Dziwna scenografia. Rzeczywiście, były momenty, gdy scenografia "zagrała" doskonale aby po chwili inny jej element zepsuł cały efekt.
Choreografia, kostiumy. Nie znam się na tym, ale mnie się podobało.
Muzyka. Jest ok, działa, pasuje. Nie było chyba utworu, który można zapamiętać i zanucić po wyjściu. Ale też się w MiM raczej nie spodziewałem, że będzie inaczej.
Aktorzy. To są profesjonaliści i wielcy artyści. Nie położą spektaklu żeby zaprotestować. Zagrają najlepiej jak można, wyciągną z każdej roli maksa. Bezdomny, Berlioz, Małgorzata, Mistrz, Woland i jego cała ekipa, role drugoplanowe, zespół. Wszyscy byli naprawdę świetni. Nie potrafię wskazać osoby, która by odstawała. Roli, której ktoś musiałby się wstydzić.
Jak to podsumować. Był to chyba najsłabiej zrealizowany spektakl, który widziałem w Gdyni. Wiele rzeczy nie zagrało. Podobno ten reżyser "kończy" spektakle jeszcze po premierze. Mam nadzieję, że dokończy drugi akt, który oglądałem z wielkimi, otwartymi ze zdziwienia oczami... Czy żałuję, że zobaczyłem? NIE. Dowiedziałem się za to jak można wyciągnąć średnią realizację doskonałym aktorstwem.
Mam jeszcze bilet bodaj na listopad. Obejrzę jeszcze raz z porządnych miejsc. Dam znać, czy jest poprawa. W styczniu z Wami też pojadę!
Generalnie nie nastawiajcie się za bardzo, że szkoda jechać czy coś w tym stylu. Wyżej było mnóstwo marudzenia ale to dlatego, że Gdynia przyzwyczaiła mnie do tego, że wszystko jest na najwyższym poziomie. Tym razem nie wszystko ale najważniejsze, czyli emocje zostały. Czasem pozgrzytamy zębami. Podobna sytuacja była ponoć z Piotrusiem Panem. Obejrzałem to późno i uważam, że to doskonały spektakl ale na początku podobno też nie było różowo.