Pierwszym punktem tego dnia, było Muzeum Przemysłu Naftowego, położone w Bóbrce niedaleko Krosna. Było to trasa ponad kilkudziesięciu kilometrów i ponad godzina jazdy samochodem.
Muzeum Przemysłu Naftowego w Bóbrce fot. Czesio1
Muzeum zostało założone w najstarszym w Polsce miejscu wydobycia ropy naftowej, eksploatowanym od roku 1854, przez Ignacego Łukasiewicza, wynalazcę lampy naftowej i prekursora destylacji ropy.
Zlotowicze wsłuchani w głos pani przewodnik fot. PiTT
Zlotowicze przed popiersiem Ignacego Łukasiewicza fot. Czesio1
Popiersie Ignacego Łukasiewicza fot. Czesio1
Pomnik pamięci Ignacego Łukasiewicza fot. TomaszL
Zlotowicze przed pomnikiem Ignacego Łukasiewicza fot. PiTT
Pomnik pamięci Ignacego Łukasiewicza fot. TomaszL
Model kopanki z XIX wieku fot. TomaszL
Jak opowiadała nasza przewodnik, sama ropa była znana od dawna, w pewnych miejscach wyciekała w sposób naturalny, tworząc niewielkie jeziorka. Po upowszechnieniu się wynalazku Łukasiewicza, opłacalne stało się jej wydobycie w sposób przemysłowy. Najstarszym sposobem wydobycia było kopanie głębokich studni, tzw. kopanek i wyciąganie wiadrami ropy przesączającej się z warstw skalnych. Mieliśmy okazję obejrzeć najstarszą zachowaną kopankę „Franek”, a po nachyleniu się, zobaczyć w głębi lustro czarnej cieczy uwalniającej przez cały czas pęcherzyki gazu. Studni towarzyszyły inne akcesoria dawnego przemysłu naftowego – zbiorniki na ropę i wóz z drewnianymi beczkami do transportu surowca, przodkami dzisiejszych cystern.
Kopanka "Franek" z 1860 roku fot. Czesio1
Kopanka "Franek" z 1860 roku fot. TomaszL
Kadź na wydobytą ropę fot. PiTT
Zbiorniki na odparowującą ropę fot. TomaszL
Wóz do transportu beczek z ropą fot. TomaszL
Kolejna kopanka „Janina”, prezentowała już zmechanizowany sposób wydobycia, przy użyciu tzw. „kiwona” albo „konika pompowego” – swoistej pompy napędzanej mechanicznie. Takie kiwające się powoli koniki pompowe były w użytku przez kolejne 150 lat i rozrzucone w okolicznych polach stały się symbolem przemysły naftowego. Kiedy byłem tutaj 25 lat temu, było ich mnóstwo. Zniknęły w 2004 roku, kiedy upadła rafineria przerabiająca bieszczadzką ropę. Kopanka Janina jest najstarszym na świecie czynnym szybem wydobywczym. Wydobywana w nim ropa, w ilości 50 litrów na dobę, jest używana do konserwacji drewnianych konstrukcji muzealnych i sprzedawana w malutkich buteleczkach jako pamiątka muzeum w Bóbrce.
Kopanka "Janina" z 1878 roku fot. TomaszL
Kopanka "Janina" z 1878 roku fot. Czesio1
Kopanka "Janina" z 1878 roku fot. PiTT
Dalej były prezentowana ewolucja urządzeń drążących szyby wiertnicze, bo bardzo szybko zrezygnowano z ręcznego kopania. Mogliśmy więc zobaczyć wiertnicę udarową napędzana kieratem – kołem ze szczeblami podnoszącym świder, napędzanym przez pracownika wspinającego się po szczeblach. Po podniesieniu do poziomu gruntu świder był opuszczany i z hukiem spadał w dół, krusząc kolejny kawałek skały. Kolejnym unowocześnieniem było zastosowanie do podnoszenia ,świdra udarowego, lokomobili – samojezdnej maszyny parowej, opalanej oczywiście ropą. W szczytowym okresie funkcjonowania kopalni pod koniec XIX wieku, było tu kilkadziesiąt szybów, głębokich nawet na 250 metrów.
Udarowa wiertnica kanadyjska ręczna fot. TomaszL
Lokomobila wiertnicy kanadyjskiej fot. PiTT
Udarowa wiertnica kanadyjska fot. Czesio1
Dawny CPN fot. TomaszL
Kolejna część ekspozycji została urządzona w dawnym budynku dyrekcji. Zrekonstruowano laboratorium Łukasiewicza, który dzięki technikom multimedialnym opowiada o destylacji ropy, a za ścianą funkcjonuje kierowana przez niego apteka.
Ignacy Łukasiewicz fot. Czesio1
Apteka fot. PiTT
Jest też jego gabinet z oryginalnym wyposażeniem i kolekcja zabytkowych lamp naftowych.
Zabytkowe lampy fot. PiTT
Gabinet Ignacego Łukasiewicza fot. Czesio1
Zlotowicze wsłuchani w głos pani przewodnik fot. TomaszL
Pani przewodnik opowiada o życiu Ignacego Łukasiewicza fot. TomaszL
Kuźnia fot. Czesio1
Muzeum Przemysłu Naftowego w Bóbrce fot. Czesio1
Zlotowicze na tle "Kanadyjki" fot. TomaszK
Potem zjedliśmy obiad w „Kanadyjce”, restauracji w zrekonstruowanym budynku szybu z wysoką drewnianą wieżą, działającego ongiś według ówczesnej technologii kanadyjskiej. Były jeszcze warsztaty i kuźnia, prezentujące dawne narzędzia wydobywcze – prosiaki, żabki, gruszki, pasterki i łyżki.
Zlotowicze w Bóbrce fot. Czesio1
Na zakończenie zwiedzania mogliśmy zobaczyć nowocześniejsze i współczesne urządzenia wydobywcze – wieże, wiertnice, koronki wiertnicze, zawory i pompy. Ozdobą tej części ekspozycji jest prewenter z Karlina, zawór mający zapobiegać wytryśnięciu ropy po dowierceniu się do złoża. Wtedy, w 1980 roku zawiódł, i kiedy tryskająca ropa zapaliła się tworząc ogromna pochodnię, nie dało się go usunąć. Został ostrzelany z haubicy wojskowej, stąd zniszczenia widoczne na eksponacie.
Kiwony pompowe fot. Czesio1
Pojazd do rozbudzania drgań sejsmicznych, stosowany od 1976r. fot. TomaszL
Wiertnica „URB” fot. Czesio1
Muzeum Przemysłu Naftowego w Bóbrce fot. Czesio1
Wiertnica wieżowa fot. Czesio1
Muzeum Przemysłu Naftowego w Bóbrce fot. Czesio1
Muzeum Przemysłu Naftowego w Bóbrce fot. Czesio1
Muzeum Przemysłu Naftowego w Bóbrce fot. Czesio1
Prewenter z otworu "Karlino 1" fot. Czesio1
Jeszcze tylko końcowe zakupy w sklepie z pamiątkami. Oprócz publikacji o kopalni i muzeum, można tu nabyć słoiczek ropy i pastylki czekoladowe z apteki magistra Łukasiewicza. Naprawdę takie kiedyś sprzedawano, czekolada poprawiała smak leków dla dzieci.
Słoiczek ropy naftowej i tabletki czekoladowe fot. TomaszK
Hulskie, w poszukiwaniu zaginionych bieszczadzkich wsi
Po rozstaniu z grupą zażywająca kąpieli w Zalewie Solińskim, w dwa samochody pojechaliśmy do nieistniejącej wioski Hulskie. Część ekipy pojechała jak pan Bóg przykazał asfaltową szosą naokoło, ale część wybrała drogę na skróty, wskazywaną przez GPS. Niestety okazało się, że system nie widzi znaków zakazu wjazdu, a taki znak zablokował nam drogę po kilkunastu kilometrach jazdy po wertepach. Musieliśmy zawrócić i jechać naokoło.
Pierwsza część ekipy na punkcie widokowym w drodze do Hulskiego fot. Czesio1
Podobnie jak wiele innych wiosek w Bieszczadach, Hulskie zostało opuszczone pod koniec lat 40-tych, kiedy wysiedlano miejscową ludność w ramach akcji „Wisła”. Odwiedziłem to miejsce 25 lat temu, po bokach drogi były widoczne zarysy fundamentów licznych domów i resztki sadów z drzewami owocowymi, a nawet łany zdziczałych astrów ogrodowych, zawalone studnie, były nawet świeże ślady kopania pozostawione przez poszukiwaczy pamiątek. No i ruiny cerkwi z dzwonnicą i resztkami cmentarza.
Zespół cerkiewny w Hulskiem fot. PiTT
Ruiny cerkwi fot. Czesio1
Ruiny cerkwi fot. Czesio1
Ruiny cerkwi fot. Czesio1
Zespół cerkiewny w Hulskiem fot. Czesio1
Zespół cerkiewny w Hulskiem fot. PiTT
Zespół cerkiewny w Hulskiem fot. Czesio1
Kiedy jako drudzy dojechaliśmy na miejsce, zastaliśmy pierwszą część ekipy wracającą już do samochodu. Byli zawiedzeni, bo nie było nic z opowiadanych przeze mnie wspomnień sprzed 25 lat. Idąc dalej wzdłuż drogi którą pamiętałem jako ulicę biegnąca przez resztki wsi, widzieliśmy tylko wysokie, wielometrowe zarośla, porastające dawne Hulskie. Z wioski pozostały tylko ruiny cerkwi, pozostałą część zawłaszczyła natura. Tylko miejscami widać było że rosnące przy drodze drzewo, to wiśnia, jabłoń albo grusza.
Droga ku zaginionej bieszczadzkiej wiosce Hulskie fot. PiTT
Ekipa poszukująca śladów zaginionej bieszczadzkiej wioski Hulskie fot. PiTT
Stara grusza fot. Czesio1
Stara czereśnia fot. Czesio1
PiTT przygląda się starym drzewom owocowym fot. TomaszK
Hulski potok fot. Czesio1
Hulski potok fot. Czesio1
Hulski potok fot. PiTT
W pewnym momencie droga rozszerzyła się w polanę z drewnianą chatką, małym ogródkiem warzywnym i kilkudziesięcioma ulami.
Polana z drewnianą chatką fot. PiTT
Polana z drewnianą chatką fot. Czesio1
Drewniana chatka w Hulskiem fot. Czesio1
Drewniana chatka w Hulskiem fot. PiTT
Drewniane ule fot. PiTT
I to był koniec drogi przez Hulskie, dalej chaszcze były nie do przejścia, nie było nawet leśnej ścieżki. Ale na pocieszenie przywitały nas kot i pies, które nadeszły od strony chatki. Pies wprawdzie nas oszczekał, ale tylko dla zachowania pozorów, bo dał się głaskać, podobnie jak kot.
Kot przed chatą fot. PiTT
Matylda bawi się z kotem fot. TomaszK
Postanowiliśmy zapukać do chatki i spytać o dalszą drogę. Wtedy poznaliśmy gospodarza, bieszczadzkiego samotnika, który uciekł od cywilizacji i utrzymuje się z produkcji miodu. Z wyglądu ma około 50 lat, włosy spięte w kucyk, jak ustaliłem w Internecie ma na imię Piotr. Opowiadał, że nie potrzebuje elektryczności, po zakupy jeździ do miasta samochodem, uprawia ogródek, mieszka tylko z psem i kotami. Rozgadał się o pszczołach, widać że to jego pasja. Kupiliśmy od niego słoik miodu, dostając w gratisie słoik wosku pszczelego.
Mieszkaniec Hulskiego opowiada o swoich pszczołach fot. TomaszK
Nie pytaliśmy go kim jest, bo nie wypadało. Wspomniałem tylko, że jak byłem tu przed laty, to tego domu nie było, ale powiedział że był na pewno. Jak byłem w Hulskiem 25 lat temu, nie dotarliśmy do tego miejsca bo idąc wzdłuż potoku, przeszliśmy wcześniej na jego drugą stronę . Ale zapamiętałem informację z ówczesnego przewodnika, że jeden z dawnych mieszkańców wioski powrócił po latach i odbudował dom rodzinny. Ale to chyba nie on, raczej przejął dom po tamtym i wątpię, żeby to był jego potomek. To nie jest prosty chłop z zapadłej wioski na krańcach Rzeczypospolitej, bo w rozmowie ma duży zasób słów, co wskazuje na inteligencję. Zresztą tamten pierwotny mieszkaniec mógł tu wrócić przez sentyment, ale jego dzieci, co naturalne, wolą już mieszkać w mieście. Żeby osiedlić się na takim odludziu, trzeba być bieszczadzkim samotnikiem.
Gospodarstwo w Hulskiem fot. Czesio1
W drodze powrotnej do samochodu, odwiedziliśmy ruiny cerkwi, jedyne zadbane miejsce w Hulskiem. Trawa na cmentarzu była wykoszona, próbowaliśmy zgadywać napisy na kamiennych nagrobkach. Agnieszka wodziła po nich palcem, jak Helenka Dohnalowa na cmentarzu w Lesku, ale niewiele dawało się już odczytać.
Ruiny cerkwi fot. PiTT
Agnieszka w roli Helenki odczytuje napis na nagrobku fot. PiTT
W drodze powrotnej mogliśmy jeszcze zobaczyć jeden z symboli Bieszczad – stare żelazne retorty do wypalania węgla drzewnego. Przed laty było je tu widać niemal na każdym kroku, wypełniano je klocami drewna, które palono następnie bez dostępu powietrza przez kilka dni. Teraz zostały zastąpione produkcją przemysłową, a tych złomiarze nie zabrali chyba tylko dlatego, że stoją w Parku Narodowym.
Stare żelazne retorty fot. TomaszK
Stare żelazne retorty fot. TomaszK
Ostatnio zmieniony 28 lip 2022, 20:50 przez TomaszK, łącznie zmieniany 1 raz.
Fajne to Hulskie ale trafiliście tam w złym czasie. Niestety odkrywanie opuszczonych wsi, gdy pozostały tylko fundamenty, należy robić jesienią lub wczesną wiosna, ewentualnie bezśnieżną zimą.
A z tymi retortami na złom to chyba nie takie proste. To są Bieszczady, każdy mieszkaniec wie co to jest. Wyobraź sobie, że ktoś je przywozi do skupu. Pierwsze pytanie by było skąd. A oprócz tego cena stali w skupie nie pozwala na to żeby je wywieźć dalej. Zwyczajnie się nie opłaca.
Właśnie pozyskałem od rodziców taśmy filmowe 8mm z mojego dzieciństwa, zaniosę je razem z późniejszymi filmami VHS do tej firmy zaproponowanej przez Konfiturka. Być może uda mi się wrzucić zdjęcia albo nawet film z Bieszczad, z Hulskiego sprzed 25 lat. Powinno tam być wypalanie węgla drzewnego. Będę też miał film z wakacji w Rucianem sprzed 45 lat i z Operacji Żagiel, tej z "Niewidzialnych".
A na razie zachęcam do pisania kolejnych relacji ze zlotu bieszczadzkiego.
Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.
TomaszK pisze: ↑29 lip 2022, 09:52
Właśnie pozyskałem od rodziców taśmy filmowe 8mm z mojego dzieciństwa, zaniosę je razem z późniejszymi filmami VHS do tej firmy zaproponowanej przez Konfiturka. Być może uda mi się wrzucić zdjęcia albo nawet film z Bieszczad, z Hulskiego sprzed 25 lat. Powinno tam być wypalanie węgla drzewnego. Będę też miał film z wakacji w Rucianem sprzed 45 lat i z Operacji Żagiel, tej z "Niewidzialnych".
Oj coś czuję, że to będą hity filmowe. Trzymam kciuki za powodzenie zrzutu filmów.
W powieściach o przygodach Pana Samochodzika nieczęsto pojawia się kolej jako środek transportu. W sumie nic w tym dziwnego, gdyż w niemal każdym z tomów detektyw-muzealnik zyskuje szansę na szosowy pojedynek – pościg, w którym udowadnia wspaniałe cechy wehikułu, od którego wziął swe przezwisko. Bohaterowie serii najczęściej przemieszczają się samochodami, jachtami, czasami pieszo.
Nie jest jednak tak, że pociągi w ogóle się w książkach Nienackiego nie pojawiają. W trakcie potyczek z Niewidzialnymi Tomasz i dyrektor Marczak podróżują pociągami międzynarodowymi. Zniechęceni wiadomością o niewygodach związanych z dotarciem koleją do Janówki, panna Wierzchoń i Bigos decydują się pojechać samochodem wraz z Tomaszem. W poprzedzającym serię Pozwoleniu na przywóz lwa podróż Koleją Transsyberyjską odgrywa niebagatelną rolę. Wzmianek o podróżach po szynach jest pewnie jeszcze kilka, ale nie ma ich wiele.
Zupełnie inaczej rzecz ma się – co oczywista – z obiektami historycznymi. W książkach o przygodach Pana Samochodzika zwiedzanie i poznawanie takich miejsc, przygody w nich i w ich okolicach stanowią istotny element świata przedstawionego.
Bieszczadzka Kolejka Leśna, ze swoją historią sięgającą 1898 roku i wpisem do rejestru zabytków, stanowi zatem atrakcję, którą można się zainteresować z perspektywy poznawania przeszłości w duchu wypraw Pana Samochodzika.
Podróż kolejką może stanowić malutką przygodę – skromną, podobnie jak niewielki jest rozstaw torów wąskotorówki. A podczas podróży podziwiać można przecież piękno Bieszczad, opisanych choćby w Tajemnicy Tajemnic…
Podróż rozpoczyna się w miejscowości Majdan niedaleko Cisnej. Znajduje się tam główna stacja kolejki. W budynkach zapewniono trochę dodatkowych atrakcji dla turystów. Możliwe jest między innymi zapoznanie się z losami wąskotorówki, która przeszła ciekawą historię od obsługi głównie przewozu drewna, poprzez transport towarowo-pasażerski, późniejszy upadek znaczenia i niemalże całkowitą likwidację, aż po dzisiejszą rolę niezwykle popularnej atrakcji turystycznej.
Stacja Bieszczadzkiej Kolejki Wąskotorowej w Majdanie fot. TomaszL
Przed podróżą pociągiem dobrze jest mieć bilet. Oczywiście nasze zloty są przykładem idealnej organizacji, więc bilety zostały nabyte z odpowiednim wyprzedzeniem i pozostało nam tylko czekać na podstawienie relatywnie niewielkiego pociągu.
Zlotowicze w oczekiwaniu na podróż fot. PiTT
Oczekiwanie na podróż stało się okazją do pamiątkowego zdjęcia. Część zlotowiczów prezentowała dumnie logotyp forum na swych koszulkach.
Zbiorówka na tle wagoniku kolejki fot. Czesio1
Bieszczadzka Kolejka Leśna dysponuje dwoma typami lokomotyw – parowymi i spalinowymi. I właśnie spalinową lokomotywę rumuńskiej produkcji typu Lyd2 doczepiono do naszego pociągu. Kilkadziesiąt lokomotyw tego typu dostarczono do Polski w końcówce lat 70. i na początku lat 80. Lokomotywy te, co podobno jest dość rzadkie w konstrukcjach z dieslowskimi silnikami, mają koła połączone wiązarami, podobnie jak ma to miejsce w parowozach.
Spalinowa lokomotywa kolejki fot. PiTT
Uśmiechnięci zlotowicze niecierpliwie oczekiwali na początek podróży. Póki pociąg nie ruszył, wszyscy grzecznie siedzieli. Nieco później, podczas jazdy – w przeciwieństwie do większości pozostałych pasażerów – fani przygód Pana Samochodzika niemal cały czas stali, rozglądając się wokół i chłonąc bieszczadzkie krajobrazy.
Pasażerowie gotowi do odjazdu fot. Czesio1
Pasażerowie gotowi do odjazdu fot. Czesio1
Pasażerowie gotowi do odjazdu fot. Czesio1
Tak wyglądać powinni wszyscy zlotowicze: zadowoleni, uśmiechnięci, właściwie odziani i promujący forum.
Pasażerowie gotowi do odjazdu fot. Czesio1
Przejazd bieszczadzką kolejką nie był naszą pierwszą wyprawą wąskotorówką. Nasz pociąg poruszał się jednak nieco szybciej niż sfatygowane wagoniki na torfowisku. Trasa wiedzie przez mosty nad górskimi potokami, wije się pomiędzy wzgórzami. Kolejka wyraźnie zwalnia pod górę, potem przyspiesza. Co ciekawe, w pociągu są wyodrębnione stanowiska dla hamulcowych - nie ma wspólnego hamulca dla całego składu.
Potok Solinka fot. PiTT
Na bocznicach obok torów można podziwiać różne typy historycznych zniszczonych wagoników: zabudowane pasażerskie, towarowe, ale także stare lokomotywy, a nawet pług śnieżny. Taki widok uświadamia, że kolejka przemieszcza się po górskich trasach od dziesiątków lat.
Stare zniszczone wagoniki przy trasie kolejki fot. PiTT
Stare zniszczone wagoniki przy trasie kolejki fot. PiTT
Nie tylko stare wagoniki, ale także wrastające lub wciąż aktywne inne stare pojazdy – ciężarówki i traktory, to częsty widok na początku trasy. Potem robi się znacznie bardziej odludnie – trasa wiedzie przez tereny, na których nie ma zbyt wielu zabudowań.
Stare zniszczone wagoniki przy trasie kolejki fot. PiTT
Stara ciężarówka przy trasie fot. PiTT
Nie tylko stare wagoniki, ale także wrastające lub wciąż aktywne inne stare pojazdy – ciężarówki i traktory, to częsty widok na początku trasy. Potem robi się znacznie bardziej odludnie – trasa wiedzie przez tereny, na których nie ma zbyt wielu zabudowań.
Bieszczadzkie pustkowia fot. Czesio1
Bieszczadzkie połoniny w tle fot. PiTT
Oprócz wagonów otwartych, tj. bez okien, kolejka miała doczepiony jeden wagonik z oknami i wystrojem przypominającym nieco stare tramwaje.
Wagonik przypominający stary tramwaj fot. TomaszL
Podróż kolejką odbywa się na tej samej trasie w dwie strony. Zanim pociąg pojedzie tymi samymi torami z powrotem, zatrzymuje się w Balnicy. Tam turyści mogą pospacerować, zrobić zdjęcia, skorzystać z punktów gastronomicznych lub – jak widoczna na zdjęciu Matylda – wstąpić do sklepu z artykułami pochodzącymi ze Słowacji.
Stacja w Balnicy fot. TomaszL
Zakupy w przystacyjnym klepiku fot. PiTT
Na obiad wybraliśmy się do restauracji Ośrodka Wypoczynkowego Wołosań w Cisnej.
Zupa grzybowa fot. Czesio1
Danie główne fot. Czesio1
Danie główne fot. Czesio1
Dziecięce danie główne fot. Czesio1
Trochę zaskoczyły nas dekoracje – wypchane zwierzęta.
W drodze powrotnej część osób zatrzymała się przy niewielkim obelisku z pamiątkową tablicą upamiętniającą Aleksandra Fredrę, którego rodzina miała majątki w okolicach Leska. Na tablicy mieszczono słowa pochodzące z pamiętników Fredry zatytułowanych Trzy po trzy: „Tam granica świata. Za Baligrodem wjeżdża się jak w czarne gardło. Droga i rzeka jest to jedno i toż samo, a od rzeki z jednej i z drugiej strony wznoszą się czarne ściany jodeł i smereków”.
Co ciekawe, słowa te – ponoć odnalezione przez profesora Hilarego i następnie zacytowane przez Baśkę za przewodnikiem – pojawiają się w książce Pan Samochodzik i Tajemnica Tajemnic w zniekształconej postaci: „Za Baligrodem, tam granica świata. Wjeżdża się jak w czarne gardło. Droga i rzeka to jedno i to samo, a od rzeki z jednej i drugiej strony wznoszą się czarne ściany jodeł i smreków”.
"Trzy po trzy" - wydanie z 1880 roku źródło: internet
Zadziwiająco czytelny rękopis „Trzy po trzy”.
Rękopis "Trzy po trzy" źródło: internet
Obelisk poświęcony pamięci Aleksandra Fredry fot. Czesio1
Obelisk poświęcony pamięci Aleksandra Fredry fot. Czesio1
Będą jeszcze jakieś relacje ? Np. z Karpackiej Troi, Soliny, kąpieliska ?
Chodzą też plotki po forum, że jest gotowa relacja filmowa, z chóralnym śpiewem "Jolki" i hymnu forowego
TomaszK pisze: ↑29 lis 2022, 21:24
Będą jeszcze jakieś relacje ? Np. z Karpackiej Troi, Soliny, kąpieliska ?
Chodzą też plotki po forum, że jest gotowa relacja filmowa, z chóralnym śpiewem "Jolki" i hymnu forowego
Mam nadzieję, że będą. przypomniałem kilku osobom o napisaniu relacji. Bądź zatem TomaszKu dobrej myśli, że uda się ogarnąc relację.
Co do filmu to też słyszałem o tych plotkach. Nawet chodzą gdzieś bokiem informacje jakoby część Forowiczów już widziała ten film. Ale nie wiem czy to prawda.
Wszystkie opisane w tej relacji wydarzenia nie są jedynie wytworem mojej wyobraźni a istotnie miały miejsce podczas zlotu w czerwcowy długi weekend. Bohaterami byli członkowie forum „Z przygodą na ty” i ich rodziny. Życie pisze najciekawsze i czasami najmniej prawdopodobne scenariusze. Pakując walizkę na zlot marzyłam o tym, by podczas wspólnych wojaży spotkały nas same miłe chwile i ciekawe przygody, o których później z uśmiechem możemy pisać w relacjach.
Razem z panną Moniką i jej córkami Olą i Zaliczką (Niną) postanowiłyśmy wyruszyć do Zwierzynia dzień wcześniej. We wtorek odpaliłam swojego rumaka i niczym Struś Pędziwiatr pognałam do Łodzi. Tam na dźwięk dzwonka oznaczający moje przybycie nie mogły się już doczekać dziewczynki. Po powitaniach poszłyśmy przepakować moje bagaże do dużego i bardzo wygodnego samochodu panny Moniki. Jeśli ktoś uważa, że spakowanie czterech kobiecych walizek do bagażnika jest proste to bardzo się myli. Ktoś oglądający nasze zmagania na parkingu musiał mieć niezły ubaw. Po wielu wysiłkach wszystko, co jest potrzebne podczas pięciodniowego wyjazdu znalazło się w samochodzie i magiczna klapa dała się docisnąć. Całą drogę myślałam o tym, co będzie, gdy się okaże, że podczas podróży będzie nam potrzebne coś, co spakowałyśmy do bagażnika.
Hanka, panna Monika i dzieczynki ruszają na szlak przygody fot. panna Monika
Podróż minęła nam w przyjemnej atmosferze. O 20:00 dotarłyśmy do Zwierzynia, do miejsca naszego pobytu. Gdy wysiadłam z samochodu odebrało mi mowę, wręcz zaniemówiłam z zachwytu. Tak pięknej miejscówki nie mieliśmy na zlocie jeszcze nigdy. Dostałyśmy pokój na piętrze, z balkonu roztaczał się cudowny widok na połoniny bieszczadzkie. Było tak cicho, sielsko, spokojnie. Na łące pasły się króliki, w ostatnich promieniach zachodzącego słońca wygrzewał się kotek. Fantastyczny początek zlotu.
Bieszczady miejscem naszej kolejnej przygody fot. Hanka
W tle miejsce naszej bazy noclegowej w Zwierzyniu fot. Czesio1
Główna baza noclegowa w Zwierzyniu fot. Czesio1
Ogródek w naszej zlotowej miejscówce fot. Czesio1
Ogródek w naszej zlotowej miejscówce fot. Czesio1
Oczko wodne fot. Czesio1
Lilia wodna w oczku wodnym fot. Czesio1
Grill w bazie noclegowej fot. Czesio1
Solidny zapas drzewa na potrzeby wieczonych spotkań fot. Czesio1
Altanka przy apartamencie zlotowym fot. Czesio1
Apartament zlotowy fot. Czesio1
San w okolicy Zwierzynia fot. Czesio1
San w okolicy Zwierzynia fot. Czesio1
Następnego dnia po śniadaniu, mimo, że nasz pensjonat to magiczne, niesamowicie dopieszczone miejsce, postanowiłyśmy pojechać do Leska. Swe kroki skierowałyśmy na Cmentarz żydowski. Ten położony na wzgórzu kirkut to największy w Polsce zespół tak starych nagrobków żydowskich. Został założony przed 1548 r. Do dziś na powierzchni 3 ha zachowało się 2 tys. macew. Niespiesznie, starając się za mocno nie poparzyć o rosnące pokrzywy, pooglądałyśmy nagrobki odczytując (choć nie znałyśmy hebrajskiego) umieszczone tam napisy.
Cmentarz żydowski w Lesku fot. Hanka
Kolejnym obiektem, który zwiedziłyśmy, była synagoga. Po wielu pracach renowacyjnych w tej XVII wiecznej budowli utworzono Galerię Bieszczadzkiej Grupy Twórców Kultury.
Synagoga żydowska w Lesku fot. Hanka
Obejrzałyśmy jeszcze Zamek w którym obecnie mieści się hotel oraz sąsiadujący z nim Zamek Kmitów. Ponieważ troszkę zgłodniałyśmy, zaczęłyśmy się rozglądać za kawiarnią, w której byśmy mogły wypić kawę i zjeść cos niesamowicie słodkiego.
Słodkości w cukierni fot. Hanka
Dalsze plądrowanie leskich zabytków i sklepów przerwał nam telefon od Czesia. Jego samochód zbliżał się już do Zwierzynia. Popędziłyśmy więc, by witać się z lubelską ekipą.
Razem wybraliśmy się na obiad. Potem pospacerowaliśmy po Zaporze Wodnej w Myczkowcach.
Zabawa dziewczynek w Myczkowcach fot. Czesio1
Jezioro Myczkowskie fot. Czesio1
Jezioro Myczkowskie fot. Czesio1
Pierwsza mini-zbiorówka na tle Jeziora Myczkowskiego fot. Czesio1
Czesio z dziewczynkami poszedł jeszcze obejrzeć cudowne źródełko w Zwierzyniu. Słońce przygrzewało a my podziwiając piękną panoramę gór cieszyliśmy się z tego, że znów możemy być razem.
Cudowne źródełko w Zwierzyniu fot. Czesio1
Cudowne źródełko w Zwierzyniu fot. Czesio1
Cudowne źródełko w Zwierzyniu fot. Czesio1
Cudowne źródełko w Zwierzyniu fot. Czesio1
Cudowne źródełko w Zwierzyniu fot. Czesio1
Cudowne źródełko w Zwierzyniu fot. Czesio1
Cudowne źródełko w Zwierzyniu fot. Czesio1
Cudowne źródełko w Zwierzyniu fot. Czesio1
Gdy wróciliśmy do naszej miejscówki trzeba było pomyśleć o rozpaleniu grilla, by po przybyciu reszty zlotowiczów można było tradycyjnie upiec kiełbaski, wypić kieliszek miodku i winka oraz pośpiewać patrząc na płonący w kominku ogień. Wieczorem, posilając się zgromadzonymi na stole pysznościami cieszyliśmy się wszyscy ze spotkania.
Hanka z Agnieszką dunie prezentują forowy baner fot. Czesio1
Zbiorówka zlotowa fot. Hanka
Zbiorówka zlotowa fot. Hanka
Ogniska już dogasa blask... fot. panna Monika
Za ten post autor Hanka otrzymał podziękowania (total 2):
Naprawdę było tak ekstra jak na zdjęciach ???? Ja tam byłem, ale cały czas myślałem głównie o tym, że ogólnoświatowa zawierucha pandemiczna spowodowała u mnie przerwę w zlotach na długie 3 lata a Forowicze jak byli Fantastyczni nadal są Fantastyczni. Cieszyłem się atmosferą Zlotu. Kto by zwracał uwagę w takim momencie na widoczki ...
Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.
Jeszcze nie wiemy, ale raczej nie. W majówkę pogoda może być kapryśna, a od nas to jednak spory kawał do przejechania jest.
Choć oczywiście wszystko może się zdarzyć. Tak z pięć /sześć lat temu pamiętam w majówkę temperatury koło 27 stopni przez cały czas.
Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.