Opuściliśmy z Hanką Jerzwałd i przez Zalewo i Małdyty wróciliśmy na drogę w stronę Elbląga. Najlepiej byłoby dojechać szosą S7 do samego niemalże miasta i dopiero tam skręcić na dawną berlinkę. My jednak chcieliśmy dotrzeć do Fromborka śladami Pana Tomasza. „Za Pasłękiem rozstaliśmy się z międzynarodową drogą E 81, prowadzącą z Warszawy do Gdańska, i skręciliśmy na wąską szosę do Młynar. Potem szosa ta przeskakuje nad autostradą Elbląg — Kaliningrad i robiąc ogromny łuk, prowadzi przez Jędrychowo do Fromborka. Już od Pasłęka jedzie się przez Wysoczyznę Elbląską, a im bliżej Fromborka, tym więcej spotyka się owych przepięknych wąwozów, wyrytych przez erozję w równinie morenowej, wypiętrzonej kiedyś przez ogromny jęzor lodowca. Wąwozy te — jak już wspomniałem — są bardzo malownicze i na ogół lesiste.”.
Do Formborka dotarliśmy kilkanaście minut po 13—ej.
Frombork przed nami fot. kadr z filmu zlotowego
Mieliśmy jeszcze ponad dwie godziny do spotkania z władzami Fromborka. Podaliśmy nasze personalia w recepcji kempingu i zakwaterowaliśmy się w domkach. A właściwie bardziej adekwatne będzie stwierdzenie, że to Hanka się zakwaterowała ja bowiem zamierzałem biwakować w wehikule.
Korzystając z wolnego czasu i pięknej pogody podjechaliśmy do Fromborka żeby zobaczyć niespodziankę, którą przygotowaliśmy na ten zlot. Ale na razie o tym sza.
Wróciliśmy na kemping, a wkrótce dojechał kolejny uczestnik zlotu Eksplorator63. Przywiózł ze sobą masę gadżetów forowych, plakietki, naklejki i przede wszystkim ogromny forowy baner. Postanowiliśmy rozwiesić baner w widocznym miejscu. W czasie jednej z prób powieszenia banera przy wjeździe na kemping osunęła się drabinka i Czesio po betonowym słupie zjechał kilka metrów w dół. Efektem przetarcie na rękach i brzuchu i konieczna wizyta w aptece we Fromborku. Przygoda była więc już na samym początku zlotu.
Ostatecznie baner udało się powiesić w innym miejscu.
Forowy baner na kempingu fot. Czesio1
Teraz mogliśmy wszem i wobec ogłosić, że:
XIV FOROWY ZLOT ZAGADKOWY ROZPOCZęTY!!
Wybiła godz. 16:00 i po chwili dojechali długo oczekiwani goście. Najpierw nasz Przyjaciel z forum czekoz czyli Czesław Kozłowski w towarzystwie swojej małżonki Leny, a wkrótce Pani Krystyna Lewańska i Pan Zbigniew Kędziora. Pani Lewańska była Burmistrzem a Pan Kędziora Zastępcą Burmistrza Fromborka gdy w 2012 roku przybyliśmy tu po raz pierwszy.
Z prawej Pani Krystyna Lewańska, pierwszy z lewej
Pan Zygmunt Kędziora, zdjęcie z 2012 roku fot. Czesio1
Zasiedliśmy przy stoliku przed kempingiem. Potoczyła się wesoła pogawędka. Nie mogło oczywiście obyć się bez wspomnień sprzed pięciu laty. Miło nam było, że dawni włodarze grodu Kopernika pamiętają naszą wizytę. Od pani Krystyny otrzymaliśmy upominek w postaci pamiątek z Fromborka. Zrewanżowaliśmy się płytą CD z nagranym przez Forowiczów audiobookiem „Pan Samochodzik i zagadki Fromborka”.
Później ustaliliśmy wspólnie z Panem Czesławem plan na kolejne dni. Pięknie nam to wszystko rozpisał kto i kiedy będzie się nami opiekował. Z kim będziemy zwiedzać Katedrę, z kim poszukamy obozowiska Batury a kim będziemy przedzierać się przez krzaczory na Diablej Górze i w Wąwozie Straszliwego Asa. Wszystko było dopracowane ze szczegółami. Nie pozostało nam nic innego jak tylko przygotować się na wspaniałe przygody.
Przygody śladami Pana Samochodzika we Fromborku...
Ostatnio zmieniony 02 lip 2018, 21:26 przez Czesio1, łącznie zmieniany 1 raz.
Pierwsze spotkanie z Gospodarzami fromborskiej ziemi za nami. Z każdą godziną przybywali kolejni Zlotowicze. Meldowali się w recepcji po czym kwaterowali gdzie były wolne miejsca.
Zbliżał się wieczór, trzeba było przygotować ognisko. Miejsce było niezmienne od lat, teraz trzeba tylko przygotować opał. Pan z recepcji wskazał nam miejsce gdzie były nacięte klocki z usuwanych drzew, trzeba tylko je sobie przywieźć. Taczka się znalazła, chętni również, więc ruszamy po drwa na ognisko.
Nawieźliśmy tyle by wystarczyło również na kolejne wieczory. Jeszcze tylko narąbać szczapy...
TomaszK jako pierwszy chwycił za siekierę fot. kadr z filmu zlotowego
Kto następny? fot. kadr z filmu zlotowego
Eksplorator63 w akcji fot. kadr z filmu zlotowego
Czy tak dobrze? fot. kadr z filmu zlotowego
Hanka też spróbowała swoich sił fot. kadr z filmu zlotowego
A co, nie mówiłam, że dam radę? fot. kadr z filmu zlotowego
...i można rozpalać ognisko. Tego rytuału w zastępstwie nieobecnego na razie Mysikrólika dokonał Barabasz.
Barabasz rozpala ognisko fot. kadr z filmu zlotowego
Płonące wesoło ognisko wywabiło z domków kolejnych Zlotowiczów, którzy zdążyli już się rozlokować. Na stole pojawiły się przeróżne smakołyki. Przede wszystkim kiełbaska, którą nadziewaliśmy na metalowe pręty i smażyliśmy nad ogniem. Do tego chlebek, pomidorki, ogóreczki i inne dodatki, których nie zdołałem spamiętać dopełniły wieczornego posiłku. A wszystko zakrapiane domowymi trunkami.
Hanka w towarzystwie dwóch Tomaszów:
K. z lewej i L. z prawej fot. kadr z filmu zlotowego
Nie zabrakło przy ognisku wesołych rozmów. Powspominaliśmy nasze poprzednie zloty, również ten sprzed pięciu laty gdy tu, w tym samym miejscu również piekliśmy nad ogniskiem kiełbaskę.
Ognisko płonęło do późnych godzin nocnych podsycane kolejnymi szczapami drew. Mając na uwadze konieczność wczesnego zerwania się z łóżek następnego dnia (wszak to dopiero początek zlotu!) coraz to ktoś umykał do swojego domku. Umknąłem w końcu i ja by ułożyć swoje ciało w śpiworku na rozkładanych siedzeniach wehikułu. Pierwsza noc na fromborskiej ziemi przed nami. Dobranoc Zlotowicze...
Ostatnio zmieniony 02 lip 2018, 21:28 przez Czesio1, łącznie zmieniany 1 raz.
"[...] niech Pan natychmiast wsiada w swój wehikuł i przyjeżdża do Fromborka, gdzie przebywam na obozie harcerskim nr 2 nad Zalewem Wiślanym. Jestem tutaj już od końca czerwca, biorąc udział w akcji "Frombork 1001", to znaczy porządkuję gród Kopernika."
Podobnie jak Tomasz, zlotowicze odpowiedzieli na wezwanie Baśki i przybyli do Fromborka. W programie nie mogło zabraknąć wizyty w obozie harcerskim. Książkowy obóz znajdował się nad brzegiem zalewu "po drugiej stronie przystani, za torem kolejowym".
Aktualny obóz odnaleźliśmy w innym miejscu, na południowy zachód od wzgórza katedralnego, przy ulicy Elbląskiej.
Brama terenu obozu harcerskiego fot. Czesio1
Gości wita wprawdzie oficjalnie wyglądająca tabliczka, ale przyjęci zostajemy serdecznie.
Harcerska baza obozowa KH Elbląg fot. Czesio1
W stosunku do obozu opisanego w książce, z czasów akcji "Zagadek Fromborka", współczesna baza harcerska wydaje się dużo bardziej profesjonalna. Przy wejściu zaskakuje kilka solidnych murowanych budynków... A gdzie namioty? Gdzie codzienne obozowe wyzwania? Bębnienie deszczu o płótno namiotu? Wieczorny chłód? Ręczniki suszące się na namiotowych linkach? Poranna rosa?
"— Oto i nasz obóz — powiedział, wskazując kilkanaście namiotów rozstawionych na rozległej łące (...)"
Namioty w obozie fot. Konfiturek
Na szczęście wszystkie te uroki zlotowicze odnajdują kilkanaście kroków dalej. Obozowisko jest puste - harcerze mają w tym czasie inne zaplanowane atrakcje.
Kilkunastoosobowe namioty fot. Czesio1
Wielu zlotowiczy ma własne doświadczenia z życia obozowego. Inni patrzą z ciekawością...
Namiot harcerski fot. Czesio1
Namioty z czasów akcji powieści wcale aż tak wiele nie różniły się od obecnych.
Polowe łóżka - kanadyjki fot. Czesio1
Zlotowicze zwiedzają obóz fot. Czesio1
Oglądanie harcerskiego obozu dla części z nas było okazją do wspomnień z różnych - oddalonych o mniej lub więcej lat - biwaków i obozów pod namiotami.
Obóz w całej krasie fot. Konfiturek
Krzesełka turystyczne przeszły pewną ewolucję
w okresie ostatnich kilkudziesięciu lat fot. Konfiturek
Namioty fot. Czesio1
Nie pamiętam dokładnie, kto dokonał odkrycia (chyba Eksplorator63), które przeniosło nas w czasy "Zagadek Fromborka". Zniszczony, ale wciąż czytelny, znak akcji "Frombork 1001" zdobił ścianę stołówki. Literatura - po raz kolejny podczas zlotu - ujawniła swe związki ze światem realnym. Dziś już mało kto chyba pamięta te wydarzenia i ich tło. Współcześnie dla nas liczy się przede wszystkim związek z powieścią Nienackiego i fromborskimi przygodami Pana Samochodzika, choć warto bliżej zapoznać się z historią harcerskiej akcji sprzed kilkudziesięciu lat.
Współcześnie znak zasłonięty jest całkiem sporym drzewem. Minęło naprawdę sporo czasu...
Odkrycie na ścianie fot. Czesio1
ZPNT z wizytą u harcerzy fot. Konfiturek
Jak to wyglądało w tamtych czasach... fot. Konfiturek
Miejsce na ognisko fot. Czesio1
"Nie będę wam opisywał występów harcerek i harcerzy, bo przecież każdy z Was, drodzy Czytelnicy, uczestniczył w podobnych imprezach. Nadmienię tylko, że gdy harcerz prowadzący ognisko zapowiedział występy mistrza Cagliostro, dyrektor Marczak chciał wstać ze swego miejsca i niemal siłą zmusiłem go do pozostania".
Niestety, podczas naszej bytności w bazie harcerskiej żadnych występów nie było. Ognisko również tylko mogliśmy sobie wyobrazić. Na szczęście udało się to nadrobić na kempingu będącym bazą zlotu.
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez PiTT, łącznie zmieniany 2 razy.
Zagadka pierwszego schowka pułkownika Koeniga, rozwiązana przez Pietruszkę (a w zasadzie Baturę), nie została szczególnie szeroko opisana w powieści. W zasadzie znamy ją tylko z relacji z drugiej ręki. Odkrycie miejsca ukrycia skarbów następuje przed czasem akcji utworu.
Zlotowicze postanowili jednak samodzielnie spróbować odszukać grobowiec, który mógłby spełnić warunki opisane w książce Nienackiego. Okazało się, że nie jest to wcale takie łatwe.
Cmentarz komunalny we Fromborku położony był niedaleko bazy zlotu. Sam cmentarz nie wyróżnia się niczym szczególnym w stosunku do dziesiątków innych polskich nekropolii w mniejszych miejscowościach. Sympatyczne wrażenie sprawia jednak to, że w przeciwieństwie do wielu innych miejsc tego typu część alejek porośnięta jest trawą, która nie została wykarczowana w ramach porządkowania grobów.
Cmentarz zabudowany jest lastrikowymi i betonowymi nagrobkami. Próżno szukać na nim jakichś artystycznie wysmakowanych pomników, na terenie nie ma też zbyt wielu drzew, poza pewną liczbą tui. W dzień trudno tam o nastrój jakiejś szczególnej zadumy.
"Och, jakże proste okazało się wyjaśnienie pierwszej zagadki.
Prostokąt z krzyżykami... Przecież właśnie w ten sposób na planach zaznacza się cmentarz."
Brama cmentarza komunalnego we Fromborku fot. Czesio1
Wielu ze zlotowiczów odwiedzających cmentarz zauważyło, że nie ma na nim w praktyce żadnych przedwojennych grobów. Pomniki też powstały w ostatnich kilkudziesięciu latach. Żaden grób nie mógłby być miejscem ukrycia skarbów Koeniga.
Ta kwestia wymagałaby wnikliwszego zbadania. Czy dawny cmentarz został, podobnie jak ogromna część miasta, zniszczony w wyniku działań wojennych? Czy nowi mieszkańcy usunęli - jak niestety działo się to w wielu miejscach - ślady po dawnych fromborczanach? A może w naturalny sposób nie opłacane, nie odnawiane groby, pozbawione opieki, ustąpiły miejsca innym pochówkom? Według mapy z 1944 roku cmentarz był położony w tym samym miejscu, choć był wówczas nieco mniejszy: http://igrek.amzp.pl/11780135. O ile czegoś nie przegapiliśmy, nie pozostała jednak żadna niemieckojęzyczna płyta nagrobna.
Krzyż przy wejściu - dość nowa konstrukcja fot. Czesio1
Jakiekolwiek były faktyczne dzieje cmentarza, grobów poprzedzających 1945 nie można było odnaleźć. Trudno było w ogóle odkryć jakieś starsze nagrobki, które mogłyby uchodzić za substytut książkowego miejsca, w którym Koenig złożył pierwszą część swoich wojennych łupów.
Gdzie wśród tych typowych nagrobków szukać
schowka Koeniga? fot. Konfiturek
"Litery „H” i „A” to „Haupt Alee”, czyli główna aleja na cmentarzu. „37” to numer grobu po prawej stronie, bo „R” to nic innego jak „Rechts”, czyli „na prawo”.
I tak było. Kryjówka znajdowała się, pod płytą trzydziestego siódmego grobowca w głównej alei cmentarnej po prawej stronie."
Powyższy opis wydaje się całkiem precyzyjny. Niemal każdy cmentarz ma jakąś główną aleję, która ma dwie strony, groby można policzyć. Tylko jak? Fromborski cmentarz nie ma 37 rzędów nagrobków - tyle mają tylko naprawdę duże nekropolie w sporych miastach. Jak zatem liczyć groby po prawej stronie? W jednym rzędzie nie ma 37 nagrobków, jak przejść w takim razie do kolejnego rzędu? Czy znowu zacząć dalsze obliczenia od alei centralnej, czy też liczyć "wstecz" - od prawej, z powrotem ku głównej alei? A właściwie to w którym miejscu zacząć? Pierwsze rzędy wydają się dodane później, groby są nowsze, ale w sumie to wszystkie są relatywnie nowe.
Poszukiwania starszych grobów w trakcie fot. Konfiturek
Zlotowicze usiłowali odszukać pasujący nagrobek, jednak w istocie szybko można było sobie uświadomić, że w opisie pierwszego schowka należy dopisać sobie dwie litery: LP - licentia poetica. Zagadki Fromborka nie zawierają mapy skarbów. Nie można przekładać literackiego opisu bezrefleksyjnie na rzeczywistość. Tajemnica pozostaje, wyobraźnia wciąż ma się czym zajmować. Schowek Koeniga pozostaje nieodkryty.
33, 34, 35, 36, 37... To tu! - chciałoby się móc
tak rzec, ale nie jest to takie proste fot. Czesio1
Czy grób, w którym książkowy Koenig ukrył skarby mógł wyglądać tak, jak widoczny na zdjęciu nagrobek wyszukany przez zlotowiczy? Nie wydaje się to zbytnio prawdopodobne, ale zniszczony przez żywioły nagrobek zmusza do zadumy. Pierwszego pochówku dokonano w nim w 1963 roku. 54 lata przed naszym pojawieniem się na fromborskim cmentarzu. Na trzy lata przed rozpoczęciem Operacji Frombork 1001. Zaledwie kilka lat przed napisaniem książki.
"Próżna ufność w marmorze, próżna i w żelezie,
to trwa do skonu świata, co na papier wlezie."
- ten nagrobek jest niemalże równolatkiem książki... fot. Czesio1
Załączniki
¬ródło: http://igrek.amzp.pl/11780135
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez PiTT, łącznie zmieniany 4 razy.
Odświeżę temat zlotu we Fromborku bo dostaliśmy nowe ciekawe komentarze do naszych zlotowych odcinków:
"Coś fajnego takie wyjazdy zazdroszczę wam. Dzięki Panu mogę zwiedzić Frombork nie ruszając się z domu wspaniali przewodnicy miło ich się słucha zaimponował mi przewodnik który opowiadał w kościele"
"Ten przewodnik (Tadeusz Kochański - dop. Czesio1) to wielka encyklopedia"
Przeszukałem półkę z pamiątkami związanymi z forum i nie mogę znaleźć albumu z tego zlotu. Był czy nie był ? Bo dwóch późniejszych to wiem, że nie było.
TomaszK pisze:Przeszukałem półkę z pamiątkami związanymi z forum i nie mogę znaleźć albumu z tego zlotu. Był czy nie był ? Bo dwóch późniejszych to wiem, że nie było.
Nie, jeszcze nie zrobiony. Nie mam wszystkich części relacji.
TomaszK pisze:Przeszukałem półkę z pamiątkami związanymi z forum i nie mogę znaleźć albumu z tego zlotu. Był czy nie był ? Bo dwóch późniejszych to wiem, że nie było.
Zdopingowany przez TomaszKa obrobiłem kilka części, które jakis czas temu otrzymałem od Hanki. Efekty zobaczycie za chwilę.
W poniedziałkowe popołudnie, gdy nasze brzuchy stały się puste, zasiedliśmy w Restauracji „Akcent” by zjeść zamówiony wcześniej obiad. Po obiedzie, wykorzystując lokal gastronomiczny, przyszedł czas na nagranie kilku scenek do zlotowego filmu. W rolach głównych odcinka restauracyjnego udział wzięli:
Kierownik Sali – Mysikrólik
Cagliostro – Czesio
Pan Samochodzik – Ater
Reżyser – Yvonne
Operator kamery – Vasco
Nagranie nie trwało długo. A szkoda, bo śmiechu przy tym było co niemiara. Nasi aktorzy grają coraz bardziej profesjonalnie. Niesamowite efekty dają podczas nagrania wykorzystywane eksponaty, zrobiona charakteryzacja i jak najwierniejsze umiejscowienie scen tworzące odpowiedni nastrój.
PiTT tworzy białe myszki fot. Konfiturek
Oto biała myszka! fot. Konfiturek
Reżyser Yvonne i operator kamery Vasco fot. Konfiturek
Aktorzy gotowi do akcji fot. Konfiturek
"Menażeria została zamknięta w wehikule, a my udaliśmy się do restauracji. I wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie pewien głupi incydent, który zdarzył się nam pod koniec obiadu. Otóż, gdy chciałem płacić kelnerce i sięgnąłem po pieniądze, wyciągnąłem z kieszeni białą mysz.
Kelnerka narobiła pisku na całą restaurację. Zbiegło się sporo gości, przydreptał nawet kierownik lokalu i zrobił mi awanturę.
— Czy pan nie czytał napisu: „Wprowadzanie psów wzbronione”? — krzyczał groźnie.
— To przecież nie pies — tłumaczyłem.
— Ja widzę, że to mysz! — woła kierownik. — Ale przez napis „Wprowadzanie psów wzbronione” rozumieć należy, że i innych zwierząt też wprowadzać nie wolno. Czy pan wie, że gdyby tu, na tej sali, był inspektor z sanepidu, miałbym dochodzenie administracyjne? W jaki sposób mógłbym udowodnić, że u nas nie zalęgły się myszy, tylko pan mysz wprowadził do restauracji?
Cagliostro uspokajającym gestem położył rękę na ramieniu kierownika. Potem przyjaźnie poklepał go po plecach i pogładził klapy jego białego kitla.
— Skąd pan wie, że to mysz tego pana? — wskazał mnie. — Może to wasza, restauracyjna mysz, która w trakcie obiadu wlazła temu panu do kieszeni?
— To biała mysz! — zawołał kierownik lokalu.
— Może u was zagnieździły się białe myszy? — zauważył głośno Cagliostro.
I biorąc wszystkich gości na świadków, powiedział:
— Niech no pan sam, kierowniku, sprawdzi kieszenie swego fartucha.
Kierownik włożył ręce do obydwu kieszeni białego kitla. A kieszenie miał wielkie, odstające.
— Nic nie mam. Są puste! — zawołał triumfująco.
— Czyżby? — zdumiał się Cagliostro. — Pan pozwoli, że ja sam sprawdzę.
I Cagliostro wsadził rękę w odstającą kieszeń kierownikowego kitla. Po sekundzie, na oczach wszystkich, wyciągnął z niej za ogon — białą mysz.
— O Jezu! — wykrzyknął kierownik.
— No, widzi pan — z ubolewaniem pokiwał głową Cagliostro.
— Gdzie jest ta mysz? Dawajcie tu kota! — krzyczał kierownik.
Ale mysz gdzieś zniknęła.
Cagliostro znowu uspokajającym gestem położył dłoń na ramieniu kierownika.
— Niech się pan nie unosi. W zakładach gastronomicznych różne rzeczy się zdarzają. Pewnego razu zamiast kotleta schabowego podano mi upieczonego szczura.
— Co? Co pan mówi! — wrzeszczał kierownik. — Pan moim klientom obrzydza posiłki. To jest karalne, proszę pana!
— A zamiast węgorza podano mi wędzonego węża — zakończył Cagliostro.
I na oczach wszystkich gości z przepastnej kieszeni kierownika wyciągnął żywego zaskrońca Piotrusia.
Kierownik zdrętwiał. Spojrzałem na twarze gości. Miny mieli ponure i patrzyli na kierownika jak na zbrodniarza, którego powinno się aresztować i skazać na długoterminowe ciężkie roboty."
Przydreptał nawet kierownik lokalu... fot. Konfiturek
...i zrobił nam awanturę fot. Konfiturek
Czy pan nie czytał napisu: „Wprowadzanie
psów wzbronione”? fot. Konfiturek
Cagliostro uspokajającym gestem położył rękę
na ramieniu kierownika fot. Konfiturek
Może to wasza, restauracyjna mysz, która w trakcie
obiadu wlazła temu panu do kieszeni fot. Konfiturek
To biała mysz! fot. Konfiturek
Pewnego razu zamiast węgorza podano
mi wędzonego węża fot. Konfiturek
Pogoda piękna, obiad zjedzony, nigdzie nam się nie spieszy. Wyruszyliśmy więc na spacer po Fromborku. Minęliśmy budzącą spore zainteresowanie Fromborską Tablicę miejsc Samochodzikowych…
Tablica miejsc samo chodzikowych nieustannie
wzbudza zainteresowanie fot. Czesio1
…i ruszyliśmy w kierunku zachodnim kierując swe kroki na dawny dworzec kolejowy. Czasy świetności ma z pewnością już dawno za sobą. Nie ma pociągów, nie ma podróżnych i nie ma pomysłu na wykorzystanie budynku w innym celu.
Dawny dworzec kolejowy we Fromborku fot. Czesio1
Po zarośniętych torach ruszyliśmy w kierunku przystani.
Nieużywane tory kolejowe zarastają trawą i chwastami fot. Konfiturek
Przy brzegu zacumowanych jest szereg motorówek, rybackich kutrów i sporo innych jednostek pływających.
Anna na tle łódek w porcie we Fromborku fot. Czesio1
Spacerowym krokiem doszliśmy do końca betonowego pomostu by nasycić oczy pięknym widokiem na Zalew Wiślany.
Zalew Wiślany fot. Konfiturek
Port we Fromborku fot. Konfiturek
W oddali przed drzewami są pozostałości dawnej
plaży miejskiej fot. Konfiturek
Porobiliśmy sobie pamiątkowe fotki na tle tego bezmiaru wody.
Zlotowicze w porcie fot. Konfiturek
Port fot. Konfiturek
Jednostki pływające przycumowane w porcie fot. Konfiturek
W oddali Katedra fot. Konfiturek
śluza portowa fot. Konfiturek
Widok na Katedrę i posąg Kopernika fot. Konfiturek
W drodze do samochodu zjedliśmy jeszcze pyszne lody, kto chciał wypił kawę i postanowiliśmy resztę popołudnia spędzić na kempingu.
Anna nie odmówiła sobie przyjemności
spróbowania fromborskich lodów fot. Konfiturek
Takich chwil podczas zlotów jest niewiele. Zazwyczaj mamy bardzo napięty plan, chcemy jak najwięcej zobaczyć, zwiedzić. W to popołudnie już nie musieliśmy nigdzie iść, z nikim nie byliśmy umówieni, już niczego nie zwiedzaliśmy. Ostatnie popołudnie spędzaliśmy leniuchując na kempingu ciesząc się swoim towarzystwem i rozkoszując piękną pogodą.
Popołudniowe wylegiwanie się na kempingu fot. kadr z filmu zlotowego
Sielanka na kempingu fot. kadr z filmu zlotowego
Takiego czasu wolnego dawno już na zlocie nie było fot. kadr z filmu zlotowego
Czterech dżentelmenów... fot. kadr z filmu zlotowego
...opiekuje się jedną dziewczynką fot. kadr z filmu zlotowego
Mała Matylda jest bardzo zadowolona
ze swoich opiekunów fot. kadr z filmu zlotowego
TomaszK i Konfiturek regenerują siły
po kolejnym zlotowym dniu fot. kadr z filmu zlotowego
To bardzo miłe chwile, które wspominamy z radością. Najzabawniej było, gdy część zlotowiczów bawiła się grając w planszówki. Prowadzone tam dysputy przeszły do historii a brzuchy od śmiechu bolały chyba wszystkich zebranych przy stole.
Ostatnie sceny do filmu zostały nagrane na katedralnym dziedzińcu. W filmowe role wcielili się:
1. Dyrektor Marczak – TomaszK
2. Pan Samochodzik – Ater
3. Panna Ala – Hanka.
Nagranie i montaż fenomenalnie wykonał Czesio
„Usiadłem na ławeczce pod dębem, naprzeciw Kopernikowej wieży, i zacząłem pisać w notesie plan swoich przyszłych zajęć. Napisałem:
1. Porozumieć się z astronomami i wydusić od nich odpowiedź, gdzie w końcu mieściło się obserwatorium Kopernika.
2. Porozumieć się z historykami i ustalić stan poszukiwań grobu Kopernika.
3. Porozumieć się z archeologami. W przewodniku warto wspomnieć o stanie badań archeologicznych.
4. Wyjaśnić sprawę monet.
A gdy napisałem ostatni punkt, aż roześmiałem się. Jak łatwo było napisać: „Wyjaśnić sprawę monet”. Papier jest cierpliwy.
Mój śmiech nad kartką papieru przywabił panienkę w spodniach i okularach, z aparatem fotograficznym przerzuconym niedbale przez ramię. W ręku trzymała turystyczną torbę. Była młoda, może miała ze dwadzieścia trzy lata. Okulary w ciemnej oprawie doskonale harmonizowały z jej jasną cerą i ciemnymi kędziorami bujnych włosów.
Wyglądała na turystkę, a wiele ich zawsze na dziedzińcu fromborskiej katedry.
— Czy pan rysuje dowcipy? — zapytała mnie. — I czy to odpowiednie miejsce, aby rysować i śmiać się z własnych dowcipów?
Zamknąłem notes i schowałem go do kieszeni.
— Tak jest. Napisałem dowcip — powiedziałem. — A pani przyszła w to świątobliwe miejsce, aby podrywać?
— Nie, proszę pana — roześmiała się swobodnie. — Chciałam pana prosić, żeby mnie pan cyknął z mojego aparatu. Na tle wieży Kopernika. Jestem tu sama, a chciałabym mieć zdjęcie.
Nosiła czerwony golf, a ja lubię czerwony kolor. I w ogóle była bardzo ładna, miała śmiejącą się buzię, a ja przepadam za takimi panienkami.
Ochoczo więc zerwałem się z ławki i wziąłem z jej rąk aparat fotograficzny. Nastawiła go na odpowiednie światło i na właściwy czas naświetlania. Stanęła pod wieżą kopernikowską, a ja dokonałem „cyknięcia”.
— Dziękuję panu uprzejmie — skinęła mi głową odbierając aparat. — A więc jestem uwidoczniona na tle wieży, gdzie mieszkał i pracował Mikołaj Kopernik.
— Nie wiadomo — stwierdziłem.
— Nie wiadomo? — zdziwiła się. — Sądzi pan, że zdjęcie się nie udało?
— Ach, nie. Powiedziałem, że nie wiadomo, czy w tej wieży mieszkał i tworzył Mikołaj Kopernik.
— Co pan opowiada? Oglądałam obraz Jana Matejki, na którym widać właśnie Mikołaja Kopernika siedzącego na wieży i patrzącego w gwiazdy.
— Jan Matejko oparł anegdotę swego obrazu na tradycji ustnej. A jakże inaczej lud mógł sobie wyobrazić astronoma, jak nie siedzącego na wieży i spoglądającego w gwiazdy? Niestety lud nie wie, że astronomowi do jego badań potrzebne są instrumenty. Czy pani sobie potrafi wyobrazić, jak wyglądał taki „kwadrant słoneczny”, instrument skonstruowany przez Kopernika? Był bardzo duży, proszę pani. I gdzie on z tym kwadrantem mógłby się pomieścić na swej wieży?
— Może był tu jakiś taras?
— Nie ma po nim żadnych śladów. Taras musiałby wspierać się na czymś, a śladów takiego wspornika nie odkryto. Zresztą czytałem niedawno pracę pewnego historyka z Instytutu Mazurskiego, który udowadnia niezbicie, że przypuszczenie, jakoby wieżę we Fromborku przydzielano kanonikom na mieszkania, należy stanowczo odrzucić. Przydzielano im wieże w zupełnie innym celu. Kapituła kierowała się raczej troską o to, aby poprzez osobistą odpowiedzialność kanonika za „jego” wieżę, siłą rzeczy podnieść jej obronność. Możliwość, aby wieże mogły łączyć w sobie funkcje obronne i mieszkalne, bez uszczerbku dla tych pierwszych, wydaje się wątpliwa. A zresztą, gdy w latach tysiąc pięćset dwadzieścia — dwadzieścia jeden najazd krzyżacki zniszczył kurie, leżące na zewnątrz warowni, kanonicy szukali sobie pomieszczeń zastępczych w poklasztornych zabudowaniach Antonitów w miasteczku, a nie przerabiali wież na mieszkania. Ale trzeba powiedzieć, że ta wieża rzeczywiście należała do Kopernika. Zapłacił za nią trzydzieści grzywien.
Panienka trochę posmutniała, słuchając moich wywodów.
— Szkoda — westchnęła — bo to takie romantyczne: patrzeć na tę wieżę i wyobrażać sobie, że tu właśnie mieszkał Kopernik. A skąd pan ma aż tyle wiadomości o tej sprawie?
— Jestem z Departamentu Muzeów i Ochrony Zabytków z Warszawy — wyjaśniłem. — Przyjechałem tu, aby opracować przewodnik po Fromborku.
Tak rozmawiając odeszliśmy od Kopernikowej wieży i przez główną bramę wydostaliśmy się na zewnątrz warowni.
— Jestem bardzo zobowiązana za te wyjaśnienia — powiedziała. — I zapraszam pana na kawę. Tylko gdzie tu jest kawiarnia?
Panienka była bardzo ładna. I coś mnie w niej uderzało. Coś bardzo znajomego.
— Przyjmuję zaproszenie — skłoniłem się. — Ale czy ja pani już gdzieś nie widziałem?
Zatrzymała się, zmierzyła mnie od stóp do głowy.
— Pan jest taki sam? — zdziwiła się.
— Jaki?
— Ilekroć jakiś mężczyzna chce ze mną zawrzeć znajomość, powiada: „Przepraszam, ja panią skądś znam”.
— Kiedy naprawdę pani wydaje mi się znajoma.
— Wydaje się panu — stwierdziła. — A teraz niech pan powie, gdzie tu jest kawiarnia?
Znałem we Fromborku tylko jedną kawiarnię. Koło portu. Poszliśmy więc wolno ulicami miasteczka.”
Usiadłem na ławeczce pod dębem, naprzeciw
Kopernikowej wieży fot. kadr z filmu zlotowego
Mój śmiech nad kartką papieru przywabił
panienkę w spodniach i okularach,
z aparatem fotograficznym przerzuconym
niedbale przez ramię. fot. kadr z filmu zlotowego
Czy pan rysuje dowcipy? fot. kadr z filmu zlotowego
Tak jest. Napisałem dowcip fot. kadr z filmu zlotowego
Chciałam pana prosić, żeby mnie pan cyknął
z mojego aparatu fot. kadr z filmu zlotowego
Nastawiła go na odpowiednie światło
i na właściwy czas naświetlania fot. kadr z filmu zlotowego
Stanęła pod wieżą kopernikowską, a ja dokonałem „cyknięcia” fot. kadr z filmu zlotowego
Tak rozmawiając odeszliśmy od Kopernikowej
wieży i przez główną bramę wydostaliśmy się
na zewnątrz warowni fot. kadr z filmu zlotowego
„Skoczyłem do swego pokoju po brulion z notatkami, a potem poszliśmy na wzgórze katedralne. Siedząc pod rozłożystym dębem wygłosiłem dyrektorowi Marczakowi swoją ideę nowego przewodnika.
— Zebrałem informacje co do dalekiej i bliskiej przeszłości Fromborka i całej Warmii. Uważam jednak, że najpoważniejsza część przewodnika poświęcona powinna być Kopernikowi. Wydaje mi się, że nie zmniejszając w niczym kultu, w jakim turyści i społeczeństwo polskie odnosi się do kopernikowskiej wieży, należy jednak w przewodniku przedstawić stan nowoczesnych badań w tym względzie. Tradycja ustna głosi, że Kopernik ze swej wieży śledził ruchy gwiazd i księżyca. Współczesne badania naukowe przekonują, że Kopernik musiał mieć jednak inne obserwatorium.
— Proszę mówić dalej. To jest bardzo ciekawe — rzekł dyrektor.
— Zacznijmy od faktów, które stwierdzili współcześni uczeni — powiedziałem, nieświadomy, że oto za chwilę i ja sam dokonam niezwykłego odkrycia.
Tymczasem jednak mówiłem ze swadą, wyłuszczałem wiadomości uzyskane od astronomów i historyków.
— Idąc śladem ustnej tradycji polscy astronomowie próbowali z kopernikowskiej wieży przeprowadzić obserwacje nieba. Zbudowano nawet specjalny ganek, aby móc ich dokonać. I co się okazało? Astronom P. stwierdza niezbicie, że — zajrzałem do notatek — obserwacja z takiego balkonu jest z astronomicznego punktu widzenia zupełnym absurdem. Każdy krok obserwującego lub pomocnika musiałby wpłynąć na zmiany nachylenia przyrządu, którego utrzymanie w pionie jest jednym z kardynalnych warunków udania się obserwacji.
— Skąd więc w takim razie obserwował niebo Kopernik?
— Ten sam astronom sugeruje, że do obserwacji nadawała się druga wieża w tej części murów, a więc ten ogromny oktogon, na którym ustawiano działa. Tu właśnie, na oktogonie, wokół pierwotnej dzwonnicy było dość miejsca, aby ustawić instrumenty astronomiczne. Między ścianą wieży a murem zewnętrznym rozciągało się sześć metrów płaskiego i nadzwyczaj solidnie zbudowanego tarasu. Zresztą, z wieży kopernikowskiej było znakomite przejście murami do oktogonu i Kopernik mógł bez trudu odbywać spacer dla obserwacji.
Z ławki, gdzie siedzieliśmy, widzieliśmy wyraźnie zwalistą sylwetkę ośmiobocznej wieżycy. I wtedy to doznałem olśnienia. Aż mrówki przeszły mi po grzbiecie. Czułem, że jestem na tropie rozwiązania niezwykłej zagadki. Jeszcze chwila — i będę wiedział to, co przez tak długi czas nie dawało mi spokoju.
Ale dyrektor Marczak przerwał tok mojego myślenia:
— Proszę mówić dalej. To bardzo ciekawe.
Skupiłem się więc i mówiłem, zaglądając co chwila do swego notesu:
— W odnalezieniu prawdziwego obserwatorium Kopernika pomocne są świadectwa ludzi mu niemal współczesnych. Dzieło Kopernika „O obrotach ciał niebieskich” zbulwersowało umysły wielu ówczesnych uczonych. W tysiąc pięćset osiemdziesiątym czwartym roku, a więc stosunkowo niedługim czasie po śmierci Kopernika, słynny astronom duński Tychon de Brache wysłał do Fromborka swego współpracownika, niejakiego Eliasza Cimbera, aby ten, przy pomocy już nieco doskonalszych niż kopernikowskie instrumentów, dokonał tych samych obserwacji i stwierdził, czy rzeczywiście Kopernik miał rację. Ów Eliasz Cimber pozostawił po sobie szczegółowy dziennik swoich czynności we Fromborku. Jest rzeczą naturalną, że ktoś, kto chce sprawdzić cudze obserwacje, dokonuje ich chyba w tym samym miejscu, szczególnie jeśli ma ku temu warunki. Ale ów Cimber, panie dyrektorze, wcale nie wlazł na wieżę Kopernika, a swe badania astronomiczne przeprowadził w ogrodzie kanonika Ekharda z Kępna, jak pisze: „położonego najbliżej od zachodu tej wieżyczki, z której rzekomo Kopernik dokonał swych obserwacji”.
— Ciekawe — mruknął dyrektor.
— A tak, panie dyrektorze. Dlaczego Eliasz Cimber nie wlazł ze swymi instrumentami na wieżę, tylko obserwował z ogrodu kurii kanonika Ekharda z Kępna? Ano dlatego, że z wieży nie można było dokonać obserwacji. Bo chyba i sam Kopernik tego nie czynił. A jeśli do tego dodamy wyjaśnienie, że kuria pana Ekharda należała dawniej do Kopernika, to niemal pewnikiem się staje, że Cimber swe obserwacje wykonał z tego samego miejsca, co i Kopernik, a więc z jego ogrodu. Mało tego. Sam Kopernik w swym dziele „De revolutionibus” nie każe nikomu włazić na wieżę, ale doradza, aby zbudowano dla obserwacji „pavimentum”. A cóż jest owo kopernikowskie „pavimentum”? To nic innego, tylko posadzka albo płyta ubita z wapna, kamieni i piasku, oparta na fundamencie z cegły i zaprawy wapiennej. Jak obliczyli nasi uczeni, takie kopernikowskie „pavimentum” musiało mieć około dwudziestu metrów kwadratowych. Trudno przypuszczać, aby Kopernik radził astronomom zrobić coś, z czego sam nie korzystał. Należy sądzić, że Kopernik w swym ogrodzie, w kurii zewnętrznej, zbudował sobie „pavimentum” i być może ów Eliasz Cimber, który w ogrodzie kurii Ekharda z Kępna wykonał swe obserwacje, korzystał również z płyty kopernikowskiej. Jest także sprawą charakterystyczną, że podczas najazdu wojsk krzyżackich, gdy to Kopernik bronił się w zaniku olsztyńskim, wojska krzyżackie, które przybyły również pod Frombork, zniszczyły kopernikowski instrument. Wiemy, że wówczas Krzyżacy nie zdołali zdobyć warowni fromborskiej, zniszczyli tylko zewnętrzne kurie. A więc instrument Kopernika znajdował się nie w warowni, nie na wieży, ale w kurii zewnętrznej. Bo też i tam dokonywał Kopernik swoich badań.
— A gdzie się znajduje ta kuria?
— W tym sęk, panie dyrektorze. W grę wchodzą trzy kurie: świętego Stanisława, świętego Michała i świętego Piotra. Jeśli założyć, że Kopernik badał niebo z oktogonu, to najbliżej na zachód byłaby położona kuria świętego Piotra. Tam przeprowadzono badania, lecz śladów owego „pavimentum” nie znaleziono. Ale jeśli założyć, że chodziło o kurię położoną najbliżej na zachód od wieży kopernikowskiej, to w grę wchodzi kuria świętego Stanisława. Badania historyków potwierdziły tę ostatnią hipotezą. Wedle odnalezionych ostatnio dokumentów kanonią zewnętrzną należącą do Kopernika była kuria świętego Stanisława. Obecnie jest tu schronisko PTTK, gdzie mieszkam wraz z Cagliostro, jego zaskrońcem, dwiema myszkami i królikiem.
— Nie widziałem tego królika — pokręcił głową dyrektor. A potem dodał z powagą: — I o tych wszystkich sprawach chce pan napisać w przewodniku? Czy to nie znudzi turystów?
— Nie sądzę — odrzekłem. — Wydaje mi się, że warto zwrócić uwagę, przede wszystkim młodzieży, jak interesującą i pasjonującą rzeczą są badania naukowe, na przykład historyczne. Wydaje się przecież, że nie ma nic bardziej nudnego, jak grzebanie w starych szpargałach. A tu okazuje się, że co krok to zagadka. Gdyby pan wiedział, jak bardzo praca historyka przypomina pracę detektywa. W jaki sposób zestawia on poszczególne fakty i dokumenty o najróżniejszej treści, aby wreszcie ujawnić i udowodnić prawdę: kanonia kopernikowska to kuria świętego Stanisława. A teraz, panie dyrektorze, opowiem panu o stanie badań dotyczących poszukiwań grobu Kopernika — nabrałem tchu w piersi.
Ale dyrektor mi przerwał:
— Może tę sprawę odłożymy na później. Od pewnego czasu wokół nas na podwórcu kręci się jakaś młoda panienka, która nas wciąż fotografuje i daje panu jakieś tajemnicze znaki. Pan ich nie dostrzega, bo nos ma pan w swoim notatniku. Ale ja mam oczy szeroko otwarte i dlatego ja jestem pana zwierzchnikiem, a nie na odwrót.
Rozejrzałem się po podwórcu i w sąsiedztwie kaplicy Szembeka dostrzegłem pannę Alę.
„Zdrajczyni” — pomyślałem i ze złości aż zgrzytnąłem zębami.
Dyrektor Marczak z wielką godnością podniósł się z ławki.
— Jak z tego wynika, nie marnował pan tutaj czasu — stwierdził dwuznacznie. — Czuję się strudzony. Przez całą noc jechałem pociągiem, a o świcie poszedłem odkrywać drugi schowek Koeniga. Położę się więc trochę w kurii świętego Stanisława, gdzie pokój wynajął dla mnie magister Pietruszka. O grobie Kopernika opowie mi pan nieco później.
To mówiąc dyrektor skłonił się i z godnością odszedł w kierunku bramy głównej.”
Skoczyłem do swego pokoju po brulion z notatkami,
a potem poszliśmy na wzgórze katedralne fot. kadr z filmu zlotowego
Pod rozłożystym dębem wygłosiłem dyrektorowi
Marczakowi swoją ideę nowego przewodnika. fot. kadr z filmu zlotowego
Zebrałem informacje co do dalekiej i bliskiej
przeszłości Fromborka i całej Warmii fot. kadr z filmu zlotowego
Uważam jednak, że najpoważniejsza część
przewodnika poświęcona powinna być Kopernikowi fot. kadr z filmu zlotowego
Idąc śladem ustnej tradycji polscy astronomowie
próbowali z kopernikowskiej wieży przeprowadzić
obserwacje nieba fot. kadr z filmu zlotowego
Z wieży kopernikowskiej było znakomite przejście
murami do oktogonu i Kopernik mógł bez trudu
odbywać spacer dla obserwacji fot. kadr z filmu zlotowego
Proszę mówić dalej. To bardzo ciekawe fot. kadr z filmu zlotowego
A teraz, panie dyrektorze, opowiem panu o stanie
badań dotyczących poszukiwań grobu Kopernika fot. kadr z filmu zlotowego
Od pewnego czasu wokół nas na podwórcu kręci się
jakaś młoda panienka, która nas wciąż fotografuje ... fot. kadr z filmu zlotowego
...i daje panu jakieś tajemnicze znaki fot. kadr z filmu zlotowego
Rozejrzałem się po podwórcu i w sąsiedztwie kaplicy
Szembeka dostrzegłem pannę Alę. fot. kadr z filmu zlotowego
Jak z tego wynika, nie marnował pan tutaj czasu fot. kadr z filmu zlotowego
Czuję się strudzony. Położę się więc trochę
w kurii świętego Stanisława, fot. kadr z filmu zlotowego
O grobie Kopernika opowie mi pan nieco później fot. kadr z filmu zlotowego
To mówiąc dyrektor skłonił się i z godnością odszedł
w kierunku bramy głównej fot. kadr z filmu zlotowego
„— Zdrajczyni! — powiedziałem pogardliwie do panny Ali, która po odejściu Marczaka zbliżyła się i usiadła obok mnie na ławce pod dębem.
Zrobiła obrażoną minę i zaczęła grzebać w swojej torbie. Wreszcie wyjęła czarne pudełko, podobne do maleńkiego nadajnika radiowego.
— Zdrajczyni! — rzuciłem powtórnie. — Nawet nie ma pani nic na swoją obronę.
Wzruszyła ramionami.
— Zastanawiam się, czy nie przywołać tutaj Asa, aby się z panem rozprawił.
— Asa? — pogładziłem się po ramieniu, przypominając sobie uścisk stalowych rąk.
— Jeśli tego nie uczynię, to tylko dlatego, że nie chcę wywoływać niepotrzebnej sensacji we Fromborku — stwierdziła. — Ale i tak nie pozwolę się obrażać.
— Pani współpracuje z Baturą. Widziano panią w czerwonym mustangu w towarzystwie tego łajdaka.
— Ach, o to panu chodzi? — roześmiała się. — Czy pan naprawdę sądzi, że gdybym była współpracowniczką Batury, pokazywałabym się w jego samochodzie? Wczoraj rano szłam do Fromborka po zakupy. Akurat tamtędy przejeżdżał Batura i zaproponował, że mnie podwiezie. Czy miałam z tego nie skorzystać? To samo powtórzyło się i po południu. Odwiózł mnie swoim mustangiem.
— Dżentelmen — rzuciłem pogardliwie.
— Owszem, to bardzo dobrze wychowany człowiek — potwierdziła. — Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jego zainteresowanie moją osobą wynika z faktu, że widział nas razem, gdy ścigaliśmy jego mustanga. Podwiózł mnie, aby przy okazji wybadać, co ja tutaj robię.
— Pani szła piechotą do Fromborka? Czyżby magistrowi inżynierowi Zegadle zepsuł się jego błękitny opel? — zapytałem z drwiną w głosie.
— Nie, po prostu magister inżynier Zegadło został na zawsze skreślony z listy moich adoratorów. Jest to osobnik, który w życiu kieruje się tylko pozorami. To, co ładnie wygląda, to mu imponuje. A ja, proszę pana, lubię ludzi, którzy nie tyle zwracają uwagę na czyjeś cechy zewnętrzne, co na charakter. Ważna jest dla mnie nie błyszcząca karoseria samochodu, ale to, co samochód kryje pod maską. Nie interesuje mnie mężczyzna tylko dlatego, że jest ładny, ma piękne włosy, smukłą figurę i dobrze tańczy, ale ważne jest dla mnie, co on ma pod kopułą swojej czaszki. Koniec, kropka. Nie pojadę więcej błękitnym oplem.
Melancholijnie pokiwałem głową.
— Ja również okazałem się człowiekiem, który kieruje się pozorami. I dlatego po raz trzeci przegrałem w walce z Waldemarem Batura.
Opowiedziałem Ali o wczorajszej przygodzie w podziemiach katedry.
— Zgubiło mnie moje zarozumialstwo — wyjaśniłem. — Wydawało mi się, że jestem niezwykle sprytny. Zaledwie przyjechałem do Fromborka, natychmiast wpadłem na trop Diabelskiej Góry, a potem Diabelskiego Drzewa. Gdybym sądził o sobie z mniejszą zarozumiałością, zapewne odkryłbym wkrótce przebiegły plan Batury, polegający na tym, że podsuwał mi on tropy, które miały mnie zaprowadzić w ślepy zaułek. Jak mogłem nie zdawać sobie sprawy, że jeśli Batura tak nieudolnie porywa staruszka, to kryje się w tym pułapka? Jak mogłem dać się wprowadzić w kryptę podziemną?
Panna Ala zastanawiała się nad czymś głęboko. W zamyśleniu skubała palcami kosmyk swoich włosów.
— Powiada pan, że w skrytce prawdopodobnie było pięć złotych, wysadzanych drogimi kamieniami kielichów mszalnych, a odnaleziono kielichy srebrne? — upewniła się.
— Tak. Przecież Batura nie przyjechał tu po to, aby rozkoszować się pięknem Fromborka.
Na twarzy panny Ali pojawił się nagle wyraz zdecydowania.
— Postaram się panu pomóc — rzekła. — Proszę mi jednak dać te pięć srebrnych kielichów.
— Po co?
— Niech pan za dużo nie pyta. Ja również mam swoje tajemnice.
— A skąd ja wezmę pięć srebrnych kielichów? Czy pani sądzi, że dyrektor Marczak podaruje mi je?
— Niech pan je od niego wypożyczy. Za rewersem. Przecież sam pan mówił, że one nie przedstawiają większej wartości.
— Zgoda. Tylko czym uzasadnię prośbę o wypożyczenie kielichów?
— To już pańska sprawa. Ale dając mi te kielichy, otwiera pan przed sobą możliwość dostarczenia panu dyrektorowi Marczakowi żądanego dowodu.
— Pani chce mi dostarczyć dowód winy Batury? W jaki sposób?
— Proszę nie pytać! — aż tupnęła nogą. — Niech pan dostarczy mi pięć srebrnych kielichów.
Wstałem z ławki.
— Muszę w takim razie porozumieć się z dyrektorem Marczakiem.”
Zdrajczyni! fot. kadr z filmu zlotowego
Pani współpracuje z Baturą. Widziano panią w czerwonym
mustangu w towarzystwie tego łajdaka fot. kadr z filmu zlotowego
Pani szła piechotą do Fromborka? Czyżby magistrowi
inżynierowi Zegadle zepsuł się jego błękitny opel? fot. kadr z filmu zlotowego
Ach, o to panu chodzi? Wczoraj rano szłam
do Fromborka po zakupy. Akurat tamtędy
przejeżdżał Batura i zaproponował,
że mnie podwiezie. fot. kadr z filmu zlotowego
Nie, po prostu magister inżynier Zegadło został
na zawsze skreślony z listy moich adoratorów fot. kadr z filmu zlotowego
Powiada pan, że w skrytce prawdopodobnie było pięć
złotych, wysadzanych drogimi kamieniami kielichów
mszalnych, a odnaleziono kielichy srebrne? fot. kadr z filmu zlotowego
Postaram się panu pomóc. Proszę mi jednak
dać te pięć srebrnych kielichów. fot. kadr z filmu zlotowego
Muszę w takim razie porozumieć się z dyrektorem Marczakiem fot. kadr z filmu zlotowego
„Na ławce pod rozłożystym dębem czekała już panna Ala. Miała ze sobą torbę dość dużych rozmiarów.
— I co? I co? — dopytywałem się z niecierpliwością.
— Wszystko załatwiłam pomyślnie. Tu jest aparatura, o którą mnie pan prosił — podsunęła mi ciężką torbę.”[/b][/i][/size]
Pod rozłożystym dębem czekała już panna Ala fot. kadr z filmu zlotowego
I co? I co? fot. kadr z filmu zlotowego
Wszystko załatwiłam pomyślnie fot. kadr z filmu zlotowego
Tu jest aparatura, o którą mnie pan prosił fot. kadr z filmu zlotowego
Ostatnio zmieniony 19 mar 2019, 21:38 przez Hanka, łącznie zmieniany 1 raz.
TomaszK pisze:Przeszukałem półkę z pamiątkami związanymi z forum i nie mogę znaleźć albumu z tego zlotu. Był czy nie był ? Bo dwóch późniejszych to wiem, że nie było.
Przyspieszam tempo relacji, mam nadzieję, że wkrótce opublikujemy całość.
Co do foto-albumu to oczywiście zrobię projekt, pytanie czy ktoś jest chętny? Ceny jeszcze nie znam bo nie wiem ile wyjdzie stron. Im będę bliżej końca realizacji projektu będę znał szczegóły.
Fajnie by było zamówić dodatkowe egzemplarze dla Fromborka. Dla byłej już pani Burmistrz i dla naszych przewodników. Dorzucicie się?
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...