: 20 lut 2018, 10:49
A ja z Depeszów najbardziej lubię Walking in my shoes
Forum Miłośników Przygody im. Pana Samochodzika
https://pansamochodzik.org.pl/
Nieco wyżej cenię Tatę Kazika, ale tylko nieco. świetna płyta.johny pisze:Kazika i Violletty Villas
To tak jak ja.Mysikrólik pisze: Nieco wyżej cenię Tatę Kazika, ale tylko nieco. świetna płyta.
Tak czytałem o tym! Mnie zapadła w pamięć druga.Mysikrólik pisze:Anegdota.
Chyba w Kult. Biała księga Kazik wspomina pierwsze spotkanie z VV. Pojechał po nią bodajże na lotnisko. Był bardzo zdenerwowany, w końcu jakby nie patrzeć wielka gwiazda zgodziła się wziąć udział w projekcie. Po przywitaniu VV zapytała:
- Czy to pan śpiewał, że wszystkie artystki to prostytutki?
Tłumaczył się jak sztubak.
Kupiłem sobie DVD KNŻ-ta Ostatni koncert w mieście - jeden z ostatnich koncertów KNŻ, nagrany nota bene w łódzkiej Wytwórni. Jest czad, oj jest. A Litza nie tylko gra na gitarze ale także mocno udzielał się wokalnie.Von Dobeneck pisze:Kazimierz to wszechstronny artysta. Mój szwagier go uwielbia, ma wszystkie płyty z wszystkich projektów Kazika. Dla mnie najlepsza płyta, to Porozumienie ponad podziałami KNŻ. Tam jest czad, a to zasługa Litzy, którego chyba nie muszę przedstawiać.
No to słuchaj, mój kumpel ma na vinylach, wszystko pierwsze angielskie tłoczenia! Ironów - do 7th Son a potem też dalej wszystko na zremasterowanych vinylach.Von Dobeneck pisze:Do tej pory miałbym pewnie równie bogatą, gdyby nie kradzież. Czasami nachodzi mnie chęć, żeby jeszcze raz zacząć, ale jak pomyślę, że musiałbym zaczynać od szukania starych Sabbathów, Purpli, Floydów itd. to przechodzi mi.
Matko i córko, toż to majątek!!! I pomyśleć, że ja miałem kiedyś Live after Death na winylu, oryginał. Niestety, wychowałem się na wsi, gdzie na szkolnych dyskotekach leciały Polskie Orły z ich Cichą wodą, sam rozumiesz, że dostęp do muzyki miałem bardzo ograniczony. Dopiero w średniej nawiązałem kontakty z kolegami z Siemiatycz(z którymi zresztą do tej pory mam kontakt), którzy mieli dostęp do szerszej muzyki. Wiesz ile dałem za plakat Motorhead z lokomotywą? Za tę kasę moglem opłacić dwa miesiące internatu. Tak kombinowałem, żeby ten plakat mieć, że sprzedałem nawet swoją gitarę, którą naprawdę uwielbiałem i za którą dałem od cholery kasy. Ale jak już miałem ten plakat, to do mojego pokoju przychodziły tabuny kolegów i KOLEŻANEK, żeby popatrzeć.johny pisze:No to słuchaj, mój kumpel ma na vinylach, wszystko pierwsze angielskie tłoczenia! Ironów - do 7th Son a potem też dalej wszystko na zremasterowanych vinylach.Von Dobeneck pisze:Do tej pory miałbym pewnie równie bogatą, gdyby nie kradzież. Czasami nachodzi mnie chęć, żeby jeszcze raz zacząć, ale jak pomyślę, że musiałbym zaczynać od szukania starych Sabbathów, Purpli, Floydów itd. to przechodzi mi.
Podobnie z Running Wild.
To jest maniak!Von Dobeneck pisze: Matko i córko, toż to majątek!!!
A do tego mega fan MOTORHEAD właśnie. Ja wczoraj kupiłem ich UNDER COVER -genialna płyta z coverami.Von Dobeneck pisze: Wiesz ile dałem za plakat Motorhead z lokomotywą? Za tę kasę moglem opłacić dwa miesiące internatu. Tak kombinowałem, żeby ten plakat mieć, że sprzedałem nawet swoją gitarę, którą naprawdę uwielbiałem i za którą dałem od cholery kasy. Ale jak już miałem ten plakat, to do mojego pokoju przychodziły tabuny kolegów i KOLEŻANEK, żeby popatrzeć.
Wiem, znam. Lemmy to był prawdziwy rockman, nawet tych brodawek nie usunął, bo miał to gdzieś. To był facet.A do tego mega fan MOTORHEAD właśnie. Ja wczoraj kupiłem ich UNDER COVER -genialna płyta z coverami.
Niestety był... Co raz mniej takich...Von Dobeneck pisze: To był facet.
Niestety... Czasami boję się włączać telewizor, żeby nie usłyszeć właśnie takich wiadomości. Coraz bardziej mam świadomość, że kończy się pewna epoka w muzyce i ci, którzy byli ikonami 60' 70' i 80' w muzyce, powoli nas opuszczają...Następni będziemy my...johny pisze:Niestety był... Co raz mniej takich...Von Dobeneck pisze: To był facet.
Kurde, muszę się wybrać w końcu na koncert KULT-u. Dawno nie byłem... Zobaczymy co z głosem Kazelota...Barabasz pisze:Ja po ostatnim moim koncercie Kultu też byłem załamany jak pogorszył się głos Kazikowi. To już nie to co 20 lat temu. średnio się tego słuchało, szczególnie w porównaniu z płytami.
Też nie jestem fanem popu ale po twojej recenzji właśnie słucham tej płyty, która towarzyszy mi teraz w pracy.No to ja nietypowo, bo koniec końców nie jestem fanem popu. Bardzo, ale to bardzo przypadła mi do gustu płyta "Ray of light" Madonny.
Ma klimat.johny pisze:Cytat:
No to ja nietypowo, bo koniec końców nie jestem fanem popu. Bardzo, ale to bardzo przypadła mi do gustu płyta "Ray of light" Madonny.
Też nie jestem fanem popu ale po twojej recenzji właśnie słucham tej płyty, która towarzyszy mi teraz w pracy.
Kurde, zniknęla moja recenzja płyty Judasów Firepower, a tyle nad nią siedziałem. Podobny problem jak w zagadkowni.grim_reaper pisze:Super recenzja johny
Słucham płyty cały czas w autku i jeszcze mi się nie znudziło.
Jak to zniknęła? Skąd? Jak? Gdzie?johny pisze: Kurde, zniknęla moja recenzja płyty Judasów Firepower, a tyle nad nią siedziałem.
Z tego wątku Czesio. gream_reaper swój komentarz odniósł do tej recenzji.Czesio1 pisze:Jak to zniknęła? Skąd? Jak? Gdzie?johny pisze: Kurde, zniknęla moja recenzja płyty Judasów Firepower, a tyle nad nią siedziałem.
Johny, czy chodzi o tę recenzję:johny pisze: Z tego wątku Czesio. gream_reaper swój komentarz odniósł do tej recenzji.
johny pisze: Nigdy jakimś wielkim fanem Judas Priest nie byłem ale poprzednia płyta spodobała mi się bardzo a i koncert w Łodzi zaliczyłem. Mając na uwadze pozytywne recenzje najnowszej płyty Brytyjczyków zakupiłem ją sobie.
Wrażenia wspaniałe. Lata lecą a panowie nie starzeją się muzycznie w ogóle, a poziom, który prezentują jest nieosiągalny dla innych.
Już pierwszy numer Firepower powala swoją mocą. świetny thrashowy riff na początku, potem mocne wejście Halforda a w środku wymiana solówek raz bardzo melodyjnie i łagodnie a drugi mocno, znów ocierając się o klimaty bliskie Slayerowi na przykład. Kapitalny otwieracz. Jeszcze dobrze nie odetchnęliśmy a tu już leci Lightning Strike typowe judasowe granie, bardzo szybkie z mocną gitarą i chwytliwym refrenem. Następnie nieco zwolnienia ale ciężar niesamowity! Evil Never Dies, troszkę przypomina mi to MEGADETH. Oczywiście świetna solówka musi być! W następnej piosence Never The Heroes panowie za cel postawili sobie aby publika mogła głośno wykrzywiać refren na koncertach. Chyba najbardziej melodyjny kawałek na płycie. Transowe klawisze na początek, wejście perkusji i wyraźnie słyszalny podkład basu... Lecimy z koksem aż do refrenu aby wykrzyczeć razem z Robem neverdehirołs!!! Po tej dawce melodyjnego heavy, znów coś mocniejszego w postaci Necromancer. Agresja z jaką Halford wykrzykuje kolejne wersy jest niesamowita. Ciężar, szybkość, agresja! Czy ci faceci naprawdę podchodzą pod 70.? Po Necromancer piosenka, do której początkowo ciężko mi się było przekonać ale z każdym odsłuchem było lepiej. Duch Black Sabbath czuć na odległość. Jakby ten kawałek (Children Of The Sun) był autorstwa Iommiego i Butlera nie zdziwiło by mnie to. W żaden sposób nie traktuję jednak tego jako zarzut. Dzieci słońca umarły jeden po drugim a my słyszymy cudowną muzyczną frazę Guardians, która płynnie przechodzi w Rising From Ruins. Mocne bębny ostry riff i przepiękna solówka. Przed nami drugi najbardziej melodyjny kawałek na płycie. Do tego świetny śpiew Halforda! Ciarki na plecach! Po tym utworze kolejny Flame Thrower. Właściwie jedyny, do którego nie za bardzo mogę się przekonać. Nie to, że jest zły ale czegoś mi w nim brakuje. Ok, przeleciał i zaczyna się Spectre. Mroczny, ciężki słuchając go nieodparcie mam wrażenie, że zaraz coś się wydarzy, coś nie koniecznie przyjemnego... Nastrój fantastyczny a pod koniec znów super solówki. Traitors Gate wygrywa za to w kategorii najbardziej maidenowy kawałek na płycie. Początkowy riff niczym z The Wicker Man a później wokaliza, której z pewnością Maideni nie powstydzili by się! Podoba mnie się to! O pojedynkach gitarowych nie wspomnę! Nie poddamy się wołają panowie z Judas Priest. Tak właśnie traktuję kolejną pozycję w postaci No Surrender. Młodzieńczy wigor, piękne melodie i przekaz: JESTEśMY DZIADKAMI ALE SIę NIE PODDAMY!!! Powoli dobijamy do końca. Lone Wolf to kolejny kawałek z Sabbathowym DNA we krwi. Halford w mojej opinii w tej kompozycji nawet zbliża się do tego co prezentuje Ozzy. Ta piosenka to nie mój faworyt ale muszę przyznać, że z każdym odsłuchem idzie bardziej na plus. No dobra, w końcu trzeba trochę odpocząć i podać parę łagodniejszych dźwięków... Ballada Sea of Red kończy album. Kończy go jednak w wielkim stylu. Piękna gitara akustyczna na początku i czyściuteńki śpiew Halforda a potem mocniejsze wejście... Rozkoszujmy się jeszcze tymi dźwiękami...
Muzyka cichnie, odtwarzacz zatrzymuje się a my chcemy płytę nastawić raz jeszcze. Tylu wspaniałych dźwięków nie słyszałem już dawno. Szkoda, że takie zespoły z oczywistych względów powoli będą schodziły ze sceny...
Ocena: 9,5/10"