Zlot 2021? - dyskusja
-
- Zlotowicz
- Posty: 535
- Rejestracja: 10 lip 2013, 20:25
- Tytuł: Degustator porzeczek
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 15 razy
- Otrzymał podziękowań: 32 razy
- Czesio1
- Administrator
- Posty: 16444
- Rejestracja: 07 lip 2013, 14:00
- Tytuł: Ojciec Prowadzący
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 423 razy
- Otrzymał podziękowań: 211 razy
Re: Zlot 2021? - dyskusja
Udało Ci się Konfiturku wejść na tą wieżę w Mamerkach? Ja niestety miałem mniej szczęścia, bo Czesiek poganiał, że obiad w Węgorzewie stygnie.
- Aldona
- Zlotowicz
- Posty: 992
- Rejestracja: 11 lip 2013, 19:10
- Tytuł: Aldona
- Miejscowość: Z nikąd
- Płeć: Kobieta
- Podziękował;: 2 razy
- Otrzymał podziękowań: 9 razy
Re: Zlot 2021? - dyskusja
3. Aldona
Spływ Krutynią dzień 2 (Babięta - Zgon)
Ranek w Stanicy Wodnej PTTK Babięta przywitał nas chłodem i rzeczną wilgocią (grzejnik objawił się dopiero w chwili odjazdu). Eksplorator zdążył się na szczęście obudzić (5 rano) więc śmiało mogłam zacząć dzień od nieśmiertelnej kawy. PiTTy chrapały na piętrze domku, więc moje rozpaczliwe dźwięki poniewierania się na tzw. dole, nie wyprowadziły ich z objęć Morfeusza. Eksploratorowi moje sztuki kawiarniano bytowe zupełnie nie przeszkadzały, więc się rozkręciłam na tyle, żeby otworzyć wrota na przestrzał, w celu wpuszczenia zapachów dusznego lasu do środka naszego domowego jestestwa.
Kawa wypita na krzywych schodkach domku smakowała jak nigdzie indziej. Pogaduszki z Eksploratorem podnosiły na duchu i umilały nam obojgu poranny czas. Las pachniał, rzeka odmglała się z chwili na chwilę. Śniadanie z przesuszonym chlebem smakowało jak w wypasionej restauracji.
Zeszłam w końcu ze schodów i poszłam w teren, aby dokonać oględzin całego obejścia.
Widok z domku numer 1. Po prawej za choinką domek numer 2
fot. Aldona
Łabądki na Babięcej Strudze
fot. Czesio1
Babięcka Struga nie posiadała rwącego nurtu, ale posiadała kaczki i inne zwierzęta nisko latające, oraz moje ukochane szuwary . Przysiadłam na kawałku nadbrzeżnego pieńka i kontemplowałam przyrodę. Roztkliwiłam się nad biało czarną kaczką, która okazała się być nurogęsią i nad uciekającym wczesnym porankiem.
W oddali mignął mi Czesiek a ja polazłam w kierunku lasu. Teren przy ośrodku okazał się zadbany chociaż trącił mocno epoką minioną. Mi to w niczym nie przeszkadzało, w końcu przy takiej pogodzie i bogatej przestrzeni wszystko jest nad wyraz piękne. Zaraz za ośrodkiem, przy wejściu do lasu, dech mi zaparło od zapachu konwalii. Cała polana w białych dzwonkach a do tego jeszcze mieniły się żółte zawilce i przylaszczki.
Kiedy domek numer dwa w końcu się obudził, a rozpoznania dokonałam po okrzykach Konfiturka, polazłam się przywitać i uszczuplić Hanki zapasy herbaty. Kiedy wróciłam, domek numer 1 był już w rozkwicie. PiTT i Psycholog konsumowali produkty śniadaniowe bez pośpiechu. Stwierdziłam, że czas na drugą kawę i na drugie śniadanie.
W końcu nadszedł czas aby spakować kajaki na dalszą podróż. Czesiek oszalał z ilością kilometrów na ten dzień. Ale nikt nie śmiał negować pomysłu, bo cała przyroda i wiosna w rozkwicie, widoki i możliwość bycia razem na szlaku wodnym rekompensowały wszystkie niewielkie niedogodności.
Babięcka Struga z konarem i kaczkami
fot. Czesio1
Rodzina syczących Łabądków
fot. Czesio1
Prawie wszyscy w stadzie
fot. Czesio1
Ostatni będą pierwszymi
fot. Czesio1
Najlepsza ekipa na świecie
fot. Czesio1
Przed nami szlak jeziorowo rzeczny. 24 kilometry do Zgonu.
Urokliwa Babięcka Struga posiada małą przenoskę przy Młynie Wodnym. Zamierzałam być w tym momencie królewną i kajak do przeniesienia zostawiłam silnym giermkom.
Chłopcy poradzili sobie doskonale z przeniesieniem całej floty i mogliśmy płynąc dalej. Hanka nie chciała być ani królewną ani księżniczką i tachała te ciężkie jednostki pływające jakby robiła to pół życia. Upał doskwierał. Przyroda szaleńczo ożywała i co chwila natrafialiśmy na gniazda ptaków, które ostrzegały nas, że nie mamy co z nimi stawać w szranki.
Powoli oswajałam się z wąską rzeką, kiedy nagle, po 3 km przestrzeń się poszerzyła i ujrzeliśmy jezioro Zyzdrój Wielki. Od razu wiatr zawiał nam w oczy i od razu kajak się zrobił chybotliwy i od razu pomyślałam, że powinniśmy mieć żagiel (teraz rozumiem Tereskę i Okrętkę z Większego Kawałka Świata)
Na szczęście ekipa nie spieszyła się specjalnie i dobiliśmy do interesującego brzegu w celu rozprostowania kończyn. Jeziorowy Bar – Night Club czy jakaś inna Tropikana był zamknięty, ale nie przeszkadzało nam na chwilowy odpoczynek.
Night Club
fot. Aldona
Night Club, opustoszały, cichy i spokojny
fot. Aldona
Urokliwy basen
fot. Czesio1
Po 12 minutach ruszyliśmy dalej, gdyż na dłuższy postój wybraliśmy sobie Wyspę Miłości. Do tej pory nie wiem czemu słowik moczył skarpety w jeziorze i dlaczego Hanka się tak z tego widoku cieszyła. To są wbrew pozorom niezapomniane chwile, gdyż uroczy widok zakłopotanego słowika z przypadkową mokrą nogą zostanie w mojej pamięci na wieki.
Wesoła Hanka i Słowik ze skarpetą
fot. Aldona
Dobiliśmy do Wyspy Miłości walcząc z przeciwnościami typowymi dla kajakowania na jeziorze. Konfiturek oddalił się swoją jedyneczką gdzieś bliżej lewego brzegu, Hanka i słowik płynęli mniej więcej pośrodku, Czesiek z Mają trzymali się blisko PiTTa i Psychologa a ja z Eksploratorem dzielnie zmierzaliśmy do Wyspy, żeby zrobić jak najmniej ruchów wiosłem. Specjalnie przybyliśmy jako drudzy żeby nasz kajaczek mógł swobodnie zostać wciągnięty na brzeg przez najszybszą ekipę świata.
Wyspa Miłości
fot. Czesio1
Relaks na Wyspie Miłości. Hanka łączy się ze światem, Słowik śpi, Czesiek żre, Pitt usuwa skutki wybuchu kartonu z mlekiem
fot. Aldona
Konfiturek usuwa z aparatu kompromitujące zdjęcia
fot. Aldona
Szuwary miłosne
fot. Aldona
PiTT z Psychologiem zaparkowali jako ostatni i gdy wysiedli z kajaka okazało się, że muszą cały nabój bagażowy wyjąć i wyprać kajak od środka ze względu na eksplozję kartonu z mlekiem. Leżąc na miękkim mchu podziwiałam ich zapał i energię oraz przygotowanie do życia w dziczy. Od razu przed oczami stanęły mi te opowieści Pana Samochodzika o rozbijaniu obozu na wyspie, pitraszeniu posiłku na kuchence spirytusowej, a przede wszystkim o tym wszechobecnym spokoju i ciszy bez odbiorników tranzystorowych.
Uratowany dobytek Pitta i Psychologa. Hanka szukająca zapałek do kuchenki spirytusowej
fot. Czesio1
Przygotowywanie posiłku w trudnych warunkach polowych
fot. Aldona
Wsiedliśmy na kajaki i popłynęliśmy dalej. Dalej walcząc z wiatrem wiejącym w nie tę stronę. Dopłynęliśmy do jeziora Zyzdrój Mały i wkrótce po lewej stronie, za cyplem przybyliśmy do śluzy Spychowo (Lalka). Ponownie czekałam aż niecierpliwa Hanka z męską ekipą dotacha kajaki i popłyniemy dalej Zyzdrojową Strugą.
Śluza Lalka
fot. Aldona
Ten teren był znacznie ciekawszy, chociaż od mokradeł przybrzeżnych nie pachniało najlepiej a i insekty były jakby bardziej drapieżne. Leniwy nurt, wystające kamienie i położone pnie na trasie dodawały tylko uroku. Po krótkim wiosłowaniu wpłynęliśmy na Jezioro Spychowskie. Muliste dno rzuciło się w oczy, więc musieliśmy nieźle lawirować kajakiem między szuwarami a mielizną i dodatkowo uważać, żeby płynąć jednak w jakimś kierunku. Przed nami pojawiła się Spychowska Struga a na rzece znowu wyrosły kamienie a nieco dalej wyrósł jeszcze most, pod którym należało się schylić żeby nie przywalić głową a jednocześnie szybko wiosłować, żeby nie obróciło kajaka. Mi i Eksploratorowi ta sztuka wyszła kiepsko i w zasadzie stanęliśmy pod mostem nie mogąc się za specjalnie ruszyć, mimo żywszego nurtu w tym miejscu. Na brzegach mogliśmy podziwiać rezydencje z pomościkami oznaczone jako teren prywatny z wywieszonymi napisami o zakazie przybijania kajakiem do brzegu. Niestety nie mieliśmy się gdzie zatrzymać i jednym ciągiem płynęliśmy dalej. Po prawej minęliśmy malowniczą wieś Koczek, w której zamieszkiwał Krzysztof Kieślowski i po chwili wpłynęliśmy na Jezioro Zdróżno. Do Zgonu zostało niewiele ale do zgonu, mojego, już dużo mniej. Nie mogłam dogadać się sama ze sobą w kwestii sił i Eksplorator zorganizował zatrzymanie się całej ekipy gdziekolwiek. Przybiliśmy kajakami do brzegu przed mostem. Słowik przy okazji zgubił telefon, więc po chwili wszyscy zaczęliśmy szukać komórki nasłuchując dźwięków, i łażąc po śladach gdzie się ten typ szwendał wcześniej. Hanka prowadziła dochodzenie w tej sprawie i w końcu udało jej się odnaleźć zgubę. Pozostała ekipa narzekała w między czasie na upał. Ja osobiście obmyślałam plan ubicia Cześka, ale w miarę posilania się kanapkami malownicze morderstwo zeszło na plan dalszy. Dokonaliśmy zmian w obsadach kajakowych aby ewentualny zgon nastąpił w Zgonie a nie we wsi Koczek i popłynęliśmy dalej. Tutaj chciałabym serdecznie podziękować słowikowi za uratowanie mi życia, które jak widać, utrzymuje się i trwa do dzisiaj.
Za mostem wpłynęliśmy do Jeziora Uplik trzymając się prawej strony. Jakże pięknie było nic nie robić na kajaku przez chwilę. Poczuć wiatr we włosach, krople z dzikich wioseł słowika latające po kajaku, podziwiać przyrodę, mknąć niczym huragan do przodu, obserwować walkę pozostałych uczestników z mocą jeziora i po prostu delektować się chwilą. Konfiturek płynął pomału i przy okazji fotografował i filmował wszystkie te cuda. Mam nadzieję, że udało mu się zdjąć również przelatujące czaple nad szuwarami. Maja dzielnie machała wiosłem pomagając Czesiowi utrzymywać odpowiednie tempo. Cała ekipa minęła most drogowy na Jezierze Uplik i skierowała się do prawego brzegu porośniętego lasem świerkowym i innymi choinkami.
Przybyliśmy do PTTK Zgon.
Zgon jak żywy
fot. Czesio1
Zielenizna wsi spokojnej
fot. Czesio1
W oczekiwaniu na przydzielenie ekskluzywnych apartamentów powygłupialiśmy się na brzegu i sprawdziliśmy menu restauracyjne. Sklep, jedyny we wsi, był już dawno zamknięty, więc cokolwiek do jedzenia, picia i uciech musieliśmy kombinować na miejscu. Po rozlokowaniu się, kąpieli i krótkim odpoczynku wybraliśmy się na obiad, który przerósł moje najśmielsze oczekiwania kulinarne. Zielenizny było pod dostatkiem a danie główne, to czysta poezja.
To moje, pyszne, delikatne, drogie ale syte
fot. Czesio1
Czesiowe nie wiadomo co
fot. Czesio1
Hanki okonki
fot. Czesio1
Danie dla Słowika
fot. Czesio1
Deser dla Mai
fot. Czesio1
Regeneracja sił nastąpiła błyskawicznie i jako, że nie znalazłam chętnych do spenetrowania terenu, na obchód polazłam sama. Teren był pusty, domki pozamykane, śladów turystycznych i innych działań ludzkich było niewiele. Przechadzkę zaczęłam kiedy słońce chyliło się ku zachodowi. Dla takich widoków warto było się tak schetać, prawie zejść z ziemskiego padołu, bo teraz będzie co wspominać i pielęgnować w odpowiedniej otoczce złożonej samych miłych momentów.
Zachód słońca w Zgonie
fot. Aldona
I z innego ujęcia ten sam zachód 3 sekundy później
fot. Aldona
Kołysząca się Foczka na spokojnej wodzie
fot. Aldona
*dziękuję Wam moi drodzy za ten szczególny czas, za wyrozumiałość i troskę.
- Czesio1
- Administrator
- Posty: 16444
- Rejestracja: 07 lip 2013, 14:00
- Tytuł: Ojciec Prowadzący
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 423 razy
- Otrzymał podziękowań: 211 razy
Re: Zlot 2021? - dyskusja
Aldona dawno nie pisała żadnej relacji to musiała nadrobić zaległości. Ale możesz śmiało wzorować się na tej relacji przy pisaniu swoich.
- Eksplorator63
- Zlotowicz
- Posty: 1650
- Rejestracja: 16 maja 2016, 18:45
- Miejscowość: Bydgoszcz
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 1 raz
- Otrzymał podziękowań: 7 razy
-
- Zlotowicz
- Posty: 267
- Rejestracja: 12 maja 2021, 14:33
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 119 razy
- Otrzymał podziękowań: 51 razy
Re: Zlot 2021? - dyskusja
Aldona wysoko podniosła poprzeczkę, ciężko będzie jej dotrzymać kroku.
Udało mi się sklecić parę zdań i nadal wydaje mi się to nie dokończone.
Udało mi się sklecić parę zdań i nadal wydaje mi się to nie dokończone.
- Czesio1
- Administrator
- Posty: 16444
- Rejestracja: 07 lip 2013, 14:00
- Tytuł: Ojciec Prowadzący
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 423 razy
- Otrzymał podziękowań: 211 razy
Re: Zlot 2021? - dyskusja
Niestety TomaszKa nie było na z nami na wyspie a chyba on jeden jest w stanie rozpoznać każdego ptaka po głosie.
- VdL
- Zlotowicz
- Posty: 4799
- Rejestracja: 29 maja 2014, 23:05
- Miejscowość: dokąd
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 129 razy
- Otrzymał podziękowań: 89 razy
-
- Forowy Badacz Naukowy
- Posty: 8889
- Rejestracja: 09 lip 2013, 18:42
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 50 razy
- Otrzymał podziękowań: 402 razy
Re: Zlot 2021? - dyskusja
Chociaż jeżeli "darły mordę" i to jeszcze w nocy, to może lelek. Nocny ptak, charakterystyczny głos, duża rzadkość.
Głos lelka:
Głos lelka:
- Czesio1
- Administrator
- Posty: 16444
- Rejestracja: 07 lip 2013, 14:00
- Tytuł: Ojciec Prowadzący
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 423 razy
- Otrzymał podziękowań: 211 razy
-
- Forowy Badacz Naukowy
- Posty: 8889
- Rejestracja: 09 lip 2013, 18:42
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 50 razy
- Otrzymał podziękowań: 402 razy
Re: Zlot 2021? - dyskusja
7. TomaszK
Izba Regionalna w Wejsunach
Pierwszy niekajakowy dzień zlotu rozpoczął się od odwiedzenia Izby Regionalnej w Wejsunach. Izba została założona przez Eugeniusza Bielawskiego, którego postać kilkakrotnie pojawia się w książce Nienackiego „Pan Samochodzik i Niewidzialni”.
„Pan Eugeniusz, gawędziarz mazurski i były nauczyciel, mieszkał w dość dużym murowanym domu w Wejsunach, położonych o siedem kilometrów od Niedźwiedziego Rogu. Obok jego domu znajdowała się mała chata mazurska, gdzie zorganizował Izbę Regionalną, szczególnie latem chętnie odwiedzaną przez młodzież, która z całej Polski ściągała w te przepiękne okolice. Historia powstania tej izby wyglądała bardzo prosto: pewnego dnia pan Eugeniusz chcąc dzieciom szkolnym uzmysłowić, jak wyglądało dawne życie w wiosce i w jaki sposób pracowali ongiś tutejsi rolnicy, poprosił młodzież, aby wyszukała na strychach wszelkie starocie. I tak wkrótce zebrało się tyle przeróżnych starych narzędzi rolniczych i domowego gospodarstwa, że zdecydowano się otworzyć maleńkie muzeum, gdzie znalazło się miejsce na stare radła, brony, naczynia na zboże, żarna, łyżniki, stare dokumenty dotyczące tych okolic, a nawet bardzo starą mapę Wejsun i Śniardw.”
Izba Regionalna w Wejsunach
fot. Konfiturek
Pan Piotr, nasz przewodnik po Izbie Regionalnej w Wejsunach
fot. Konfiturek
Tablica pamiątkowa poświęcona Eugeniuszowi Bielawskiemu
fot. Konfiturek
Dawna chata mazurska, obecnie Izba Regionalna
fot. Czesio1
Dawna chata mazurska, obecnie Izba Regionalna
fot. Czesio1
Eugeniusz Bielawski nie był Mazurem, pochodził z Kresów Wschodnich, ale przybył tu w 1949 roku jako nauczyciel. Jego zamiłowanie do historii i geografii a zwłaszcza do ziemi mazurskiej, doprowadziło do zgromadzenia zbioru dokumentów i książek dotyczących tej części Polski. Książki mogliśmy nawet wziąć do ręki i przekartkować, najstarsze z nich drukowane były w osobliwy sposób – gotykiem ale po polsku. Jedna z nich – stary kancjonał mazurski, pojawia się u Nienackiego, jako część zawartości skrzyń ukrytych przez doktora Gottlieba na wyspie Lyck.
Stary kancjonał mazurski
fot. kadr z filmu zlotowego
Większość zbiorów Izby w Wejsunach stanowią przedmioty codziennego użytku, zbierane po okolicznych wioskach przez Eugeniusza Bielawskiego, a potem przez kontynuatorów jego dzieła. Są tam zabytkowe krosna, nietypowe rozsuwane łóżko chłopskie, wielki stępor do obłuskiwania kaszy, a także mniejsze urządzenia kuchenne.
Krosna tkackie w Izbie z innymi zabytkami
fot. Aldona
Wnętrza Izby Regionalnej
fot. Konfiturek
Wnętrza Izby Regionalnej
fot. Konfiturek
Księgozbiór Eugeniusza Bielawskiego
fot. Konfiturek
Księgozbiór Eugeniusza Bielawskiego
fot. Konfiturek
Księgozbiór Eugeniusza Bielawskiego
fot. Konfiturek
Wnętrza Izby Regionalnej
fot. Konfiturek
Rozkładane łóżko chłopskie
fot. Konfiturek
Pan Piotr oprowadzający nas po Izbie opowiadał o najciekawszych przedmiotach, wspominając że dzisiaj młode osoby nie znają nawet przeznaczenia dawnych urządzeń. I żeby to zilustrować, zawołał najmłodszą zwiedzającą, wskazał na drewnianą masielnicę i spytał co to jest. A sześcioletnia Matylda, córka PiTTa, odparła bez zająknienia „do robienia masła” – za co dostała od wszystkich owację.
Matylda odpowiada o masielnicy (niestety ktoś ją zasłonił)
fot. Konfiturek
Wnętrza Izby Regionalnej
fot. Konfiturek
Wnętrza Izby Regionalnej
fot. Czesio1
Wnętrza Izby Regionalnej
fot. Konfiturek
Wnętrza Izby Regionalnej
fot. Konfiturek
Wnętrza Izby Regionalnej
fot. Konfiturek
Kulminacyjną częścią wizyty w Wejsunach, było odegranie książkowej scenki, kiedy siedzący na pieńkach brzozowych Tomasz, panna Monika, Winnetou i pan Eugeniusz, rozmawiają o skarbie z fortu Lyck. Pan Piotr zagrał Eugeniusza Bielawskiego, VdL Tomasza, panna Monika zagrała samą siebie, a Winnetou zagrał Vasco, który specjalnie na tę okazję nie był u fryzjera od początku pandemii.
„Późnym wieczorem siedzieliśmy na brzozowych pieńkach w Izbie Regionalnej i rozmawialiśmy o historii wysepki: Monika, Winnetou, ja i pan Eugeniusz — tęgi postawny mężczyzna o pełnej pogody twarzy i wesołym spojrzeniu bystrych oczu.
— Niejaki Rosenwall, Rosjanin z pochodzenia — opowiadał nam pan Eugeniusz — odbył w 1814 roku podróż przez północne Niemcy i Holandię, i opisał to w swoim dzienniku podróży, wydanym drukiem. Ów Rosenwall pływał również i po Śniardwach, odwiedził więc dzisiejszy Czarci Ostrów. Tak pisze on o swej wizycie: Fryderyk Wielki założył na wyspie fort zwany Fortem Lyck. Jego następca uznał to jednak za niecelowe, polecił zburzyć umocnienia zbudowane wielkim nakładem kosztów i sprzedał materiał budowlany wraz z terenem i stojącym tu nadal magazynem zboża po śmiesznie niskiej cenie pewnemu pobliskiemu ziemianinowi. Teren wyspy wznosi się z wolna w kierunku centrum, a na głębokości czterech stóp pod jej powierzchnią znajduje się wiele urn z prochami, co świadczy, że miejsce to służyło niegdyś pogańskim Prusom za cmentarz. Samotny mieszkaniec wyspy, który pilnuje magazynu ze zbożem, na nasze żądanie zaczął kopać i to tak szczęśliwie, że odkrył wkrótce dwie urny. Napełnione były popiołem i nakryte płaskim kamieniem. Tyle ów Rosenwall. Co się stało z owym magazynem na zboże, trudno mi coś powiedzieć, gdyż nie ma na ten temat żadnych zapisków lub wzmianek. Być może także uległ rozbiórce albo przerobiono go na letni domek wypoczynkowy. Należał ten domek do jakiegoś bogatego ziemianina z tych okolic, a jak mówią niektórzy, używał go także hitlerowski zbrodniarz, marszałek Rzeszy Hermann Goering, który miał swój podziemny schron w okolicach Pisza, a na Śniardwach trzymał swój luksusowy jacht. Ze schronu odbywał konno podróż do Niedźwiedziego Rogu, gdzie czekał na niego jacht. Znużony pływaniem po jeziorze niekiedy wstępował na samotną wysepkę i tam jadł kolację w owym domku letnim. Wycofujące się oddziały niemieckie spaliły domek, a w 1947 roku trzech cwaniaków przewiozło resztki cegieł i kamieni na brzeg i sprzedało ludziom jako materiał budowlany, o który w owych czasach było w naszym kraju dość trudno.
Na twarz panny Moniki wystąpiły rumieńce.
— Już wszystko wiem! — aż klasnęła w ręce, tak była zachwycona swoim odkryciem. — Na wyspie został ukryty skarb Goeringa. Tego skarbu poszukuje Schreiber przy pomocy tajemniczego Blondyna. Wiadomo, że Goering był największym rabusiem, który w całej okupowanej przez Niemców Europie kradł dzieła sztuki. Być może tutaj ukrył jakieś bezcenne zrabowane przedmioty. Trzeba dokładnie przekopać całą wyspę.
— O, to nie byłoby chyba łatwe — uśmiechnął się pan Eugeniusz.
A Winnetou, który uważnie mnie obserwował, stwierdził:
— Myśli białej skwaw są jak chmury na niebie, gdy wieje silny wiatr. Płyną szybko i wysoko. Ale wydaje mi się, że myśli Szarej Sowy szybują w zupełnie innym kierunku.
— Tak — przyznałem — Hermann Goering miał wiele innych lepszych miejsc na ukrycie zrabowanych dzieł sztuki. W jego dyspozycji były głębokie bunkry, kazamaty, twierdze i pałace. Wiele zresztą z tych zrabowanych przez niego dzieł sztuki odzyskano, a te, których nie udało się odnaleźć, najprawdopodobniej ukryte są w podziemnych sejfach banków szwajcarskich. Wielcy przestępcy hitlerowskich Niemiec nie byli tak naiwni, żeby zrabowane majętności powierzać byle jakim kryjówkom. Po co kryć w ziemi, czy jakimś bunkrze, skoro można je było przekazać do bezpiecznych banków? To tylko pomniejsze „płotki” hitlerowskie kryły swój łup naprędce i byle gdzie. „Skarb Goeringa”, to pięknie brzmi, panno Moniko. Ale my nie piszemy sensacyjnych książek, tylko mamy do rozwiązania konkretną, dość skomplikowaną zagadkę.
Monika pogardliwie wydęła usta:
— Batura ma chyba rację. Mojemu szefowi brakuje fantazji.
— Fantazją nie wyjaśnimy zagadki — rzekł pan Eugeniusz, którego wtajemniczyliśmy w tę sprawę.
— Biała skwaw zapomina, że mojego brata zowią Szarą Sową — przypomniał jej Winnetou. — A oczy sowy widzą w ciemnościach, które jak na razie otaczają tajemnicę Czarciego Ostrowu.
Winnetou miał o mnie zbyt pochlebne wyobrażenie. Niczego nie widziałem w ciemnościach otaczających zagadkę wysepki na Śniardwach.
— Powiedział nam pan, panie Eugeniuszu — zwróciłem się do nowego przyjaciela — że Goering prawdopodobnie tylko korzystał z letniego domku na wyspie. Innymi słowy, domek ten należał do kogoś innego. Czy zna pan nazwisko owego ziemianina?
— Niestety, nie — rozłożył ręce pan Eugeniusz. — Ale postaram się zasięgnąć informacji.
— A może znane jest panu nazwisko Dobeneck?
— Nie — odparł po pewnym namyśle pan Eugeniusz.
— A Gottlieb? Doktor Hans Gottlieb? — zapytałem.
— Również nie słyszałem o takim człowieku — stwierdził pan Eugeniusz.
— No cóż, nie zawsze można mieć szczęście — westchnąłem. — Pojadę do dawnego Neudeck, gdzie przed laty zmarł Hindenburg. Kto wie, czy nie mieszka tam ktoś, kto pamięta dawne czasy i przypomni sobie lekarza, który przyjeżdżał do łoża umierającego marszałka.
— Dawny Neudeck — uzupełnił pan Eugeniusz — to dzisiejszy Ogrodzieniec. Miejscowość ta leży aż gdzieś za Iławą. Chyba teraz, po nocy, nie zamierza pan wyruszać w taką daleką podróż? Proponuję zanocować w moim domu i wyjechać dopiero jutro.
Przyjąłem zaproszenie gościnnego gospodarza, tym bardziej że Monika wyglądała na zmęczoną i dyskretnie ziewała. Spała zaledwie parę godzin i to w bardzo niewygodnej pozycji. A od świtu najpierw zwiedzaliśmy wysepkę, a potem wyruszyliśmy do Mikołajek.”
Pieńki brzozowe przygotowane do scenki
fot. Czesio1
Nagranie sceny z książki
fot. Konfiturek
Wyszło pięknie, aktorzy otrzymali brawa za wspaniałą grę. A w tym czasie dołączyli do nas Piter z małżonką.
Ostatnią częścią wizyty w Wejsunach, było spotkanie z panią Hejdą Macoch, której mama przed laty została wybrana przez nauczyciela Bielawskiego na żonę. Szeroko opowiedziała nam o jego wojennych i powojennych peregrynacjach, zakończonych osiedleniem w Wejsunach. Wspominała kilkakrotne wizyty Zbigniewa Nienackiego, w tym jedną kiedy spędził u nich noc. Dokładnie tak jak w książce. Zaznaczyła jednak, że wprawdzie zjadł z nimi kolację i do późnej nocy rozmawiał z Eugeniuszem Bielawskim, to jednak inaczej niż opisał to w książce, spał w swoim samochodzie. Pani Heidi podała nam też przepis na tradycyjną mazurską zupę z pulpetami.
Spotkanie z p. Hejdą Macoch
fot. Konfiturek
Spotkanie z p. Hejdą Macoch
fot. Konfiturek
Pani Hejda Macoch
fot. Konfiturek
Spotkanie z p. Hejdą Macoch
fot. Konfiturek
Spotkanie z p. Hejdą Macoch
fot. Konfiturek
- Czesio1
- Administrator
- Posty: 16444
- Rejestracja: 07 lip 2013, 14:00
- Tytuł: Ojciec Prowadzący
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 423 razy
- Otrzymał podziękowań: 211 razy
- irycki
- Zlotowicz
- Posty: 2767
- Rejestracja: 22 cze 2016, 12:05
- Tytuł: Pan Motocyklik
- Miejscowość: Legionowo
- Podziękował;: 82 razy
- Otrzymał podziękowań: 145 razy
Re: Zlot 2021? - dyskusja
Kiwik jest zbyt tajemniczym ptakiem, żeby się tak dać posłuchać...
Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.
Moje fotoszopki (aktualiz. 13.11.2022)
.
- Czesio1
- Administrator
- Posty: 16444
- Rejestracja: 07 lip 2013, 14:00
- Tytuł: Ojciec Prowadzący
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 423 razy
- Otrzymał podziękowań: 211 razy
- Eksplorator63
- Zlotowicz
- Posty: 1650
- Rejestracja: 16 maja 2016, 18:45
- Miejscowość: Bydgoszcz
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 1 raz
- Otrzymał podziękowań: 7 razy
- Czesio1
- Administrator
- Posty: 16444
- Rejestracja: 07 lip 2013, 14:00
- Tytuł: Ojciec Prowadzący
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 423 razy
- Otrzymał podziękowań: 211 razy
-
- Zlotowicz
- Posty: 267
- Rejestracja: 12 maja 2021, 14:33
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 119 razy
- Otrzymał podziękowań: 51 razy
Re: Zlot 2021? - dyskusja
Tych słowików na wyspie musiało być sporo, Aldona spać nie mogła tak się darły.
- Eksplorator63
- Zlotowicz
- Posty: 1650
- Rejestracja: 16 maja 2016, 18:45
- Miejscowość: Bydgoszcz
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 1 raz
- Otrzymał podziękowań: 7 razy
- VdL
- Zlotowicz
- Posty: 4799
- Rejestracja: 29 maja 2014, 23:05
- Miejscowość: dokąd
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 129 razy
- Otrzymał podziękowań: 89 razy
Re: Zlot 2021? - dyskusja
Ta wyspa byla nawiedzona, nawet martwy szczupak gryzł.
Moze Piter zamiast kajaka w ikonce powinien mieć szczupaka?
- Aldona
- Zlotowicz
- Posty: 992
- Rejestracja: 11 lip 2013, 19:10
- Tytuł: Aldona
- Miejscowość: Z nikąd
- Płeć: Kobieta
- Podziękował;: 2 razy
- Otrzymał podziękowań: 9 razy
Re: Zlot 2021? - dyskusja
Ja nie mogłam spać, bo się bałam dzikich zwierząt, przecież tam nawet martwy szczupak się rzucał Wariaci
-
- Zlotowicz
- Posty: 267
- Rejestracja: 12 maja 2021, 14:33
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 119 razy
- Otrzymał podziękowań: 51 razy
Re: Zlot 2021? - dyskusja
Szczupak był zombi, a na zombi wystarcza osikowy kółek lub odcięcie łba. Co też zrobiłem.
- VdL
- Zlotowicz
- Posty: 4799
- Rejestracja: 29 maja 2014, 23:05
- Miejscowość: dokąd
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 129 razy
- Otrzymał podziękowań: 89 razy
Re: Zlot 2021? - dyskusja
Wracających do ptaka, to mógł być Lelek. Bardzo podobny. Słowik przy nich to pikuś. Może dlatego , że był jeden.