Twórczość Mateusza

Dział poświęcony twórczości własnej Forowiczów
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
johny
Moderator
Moderator
Posty: 11644
Rejestracja: 09 lip 2013, 14:30
Miejscowość: Łódź
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 241 razy
Otrzymał podziękowań: 198 razy

Twórczość Mateusza

Post autor: johny »

Mój syn ostattnio zabrał się za pisanie opowiadania sci -fi na podstawie kultowej gry League Of Legends. Oto jego pierwsze 2 rozdziały.

Rozdział 1 - Oszpecenie

To była piękna, ciemna noc. Stałem oparty o ścianę czekając na niego, jednocześnie bawiąc się ,,Wrzaskiem". Aż w końcu zjawił się. Miał na sobie jak zawsze swoją granatową, źle dobraną maskę oraz lekką zbroję tego samego koloru bez żadnego ciekawego szczegółu.

-Ach, to ty Shen! Nareszcie jesteś. Zacząłem się niepokoić, że nie przyjdziesz na mój występ.-zacząłem rozmowę

-Przyszedłem tu, żeby położyć kres twojej karierze Khada.-odpowiedział

-Naprawdę!? Chcesz położyć kres największemu artyście wszech czasów ?

-Chyba największemu mordercy.

-Oj, oj, oj. Ty to nazywasz morderstwami, a ja sztuką. Popatrz tylko na tych wszystkich ludzi, wszyscy są uwiecznieni w wiecznej pozie, harmonii i pięknej, karmazynowej kałuży.

-Zaraz ty się staniesz takim dziełem!

Znałem ten głos. Był przepełniony nienawiścią i zdenerwowaniem. Spojrzałem w prawo i ujrzałem JEGO. Na twarzy nosił piękną, srebrną maskę, a także ładny wyrazisty pancerz jak jego przyrodni (ale o dużo gorszym guście) brat.

-Kogo ja tu widzę? Witaj Zed spodziewałem się Ciebie i twojego ciętego języka.

-W takim razie spodziewaj się też swojej śmierci, bo właśnie ją ujrzałeś!

Nagle rzucił we mnie szurikenem i wysunął swoje ostrza na nadgarstkach. Ma styl, jednak jest prostakiem, gdyż nie może ujrzeć piękna w mojej sztuce (zresztą tak samo jak inni). W porę odskoczyłem i zacząłem strzelać z ,,Wrzasku". Ach, mój ,,Wrzask", mój piękny ,,Wrzask". Napisałem nim już tyle sztuk, a on dalej mi służy za pędzel. Jego 23 milimetrowa lufa tak świetnie kreuje przerażenie. Jego 8 nabojowy magazynek wystarczy na tyle dzieł. I coś co w nim kocham najbardziej czyli naboje. Przeszywają one tak jak pędzel maluje i ten zapach róż, który po sobie zostawiają.

Shen począł biec ku mnie, więc wbiegłem na skrzynie z fajerwerkami na święto kwiatów. Znów strzelałem. Udało mi się trafić Zeda w ramię i jego braciszka w kolano. Jednak nagle wszystko się odwróciło. Lampion, który wisiał nad skrzynkami spadł i podpalił wystający ląd jednego ze sztucznych ogni. Próbowałem zeskoczyć, lecz stojąc jeszcze prawą nogą na skrzyniach nic nie mogłem zrobić, a moja sztuka załamała się! Z ,,Wrzasku" zostały tylko małe kawałki niczym płatki tulipanów. Przestałem widzieć na prawe oko, nie czułem prawej ręki, a nóg do kolan praktycznie nie miałem. Zed podszedł do mnie i już chciał mnie zabić swoimi bestialskimi ostrzami, ale powstrzymał go od tego jego mistrz, który zjawił się, by zobaczyć co się stało. Zaczęli się kłócić, a ja w tym czasie zwijałem się z bólu. Usłyszał to Shen i wezwał medyków, którzy zanieśli mnie do szpitala. Stamtąd nic nie pamiętam ,ale pamiętam że obudziłem się w celi z zakutą jedną ręką (drugą straciłem) będąc zawieszonym na ścianie. Gdy spojrzałem w dół rozpłakałem się. Zobaczyłem moje nogi, a właściwie same uda. Tymi nogami tańczyłem, robiłem akrobacje, biegłem, chodziłem, śledziłem swoje przyszłe dzieła, a teraz to wszystko zawaliło się.

-Obudził się.-usłyszałem czyjś głos

Spojrzałem w lewo i ujrzałem kolejno Shena, Zeda, ich mistrza, dwóch medyków i jednego nieznajomego mi mężczyznę. Wtem zobaczyłem swoje odbicie w szybie. Połowa mojej twarzy była spalona. Niegdyś piękny artysta, a teraz okropne dziwadło, bez nóg, bez jednaj ręki, bez jednego oka, z ohydną twarzą. Z tej rozpaczy zemdlałem.
Obudziłem się w tym samym pokoju, lecz tym razem naprzeciwko mnie siedział nieznany mężczyzna, którego widziałem za szabą.
-Czy mógłbym zapytać szanownego pana jak się nazywa?
-Chciałem zadać to samo pytanie, ale skoro pan był pierwszy odpowiem. Nazywam się Kai Len i jestem premierem Ionii. Czy teraz ja mogę się dowiedzieć jak brzmi nazwisko największego mordercy w historii?
Kai Len nosił na sobie prosty, okropnie sztywny garnitur i równie brzydkie spodnie. Widać, że był człowiekiem w podeszłym wieku, ponieważ jego twarz pokrywały zmarszczki (i tak wyglądał lepiej niż ja, och biada mi!), a jego włosy były już siwe, opadające na ramiona. Mimo odrazy jaką do niego czułem odpowiedziałem mu, gdyż widziałem, że posiada on dobre maniery.
-Jestem Khada Jhin. Największy artysta w historii, nie morderca jak pan to określił. Wiem, że moja sztuka jest kontrowersyjna, ale jest piękna i cóż poradzę, że w rzece krwi rozkwitam niczym kwiat o poranku.
-Zamordował pan tylu ludzi i jeszcze śmie pan to nazywać sztuką?!-popatrzył na mnie zdziwiony, przerażony i wściekły jednocześnie-Ma pan dwie opcje. Albo ścinamy panu głowę albo będzie pan ze mną współpracował!
Jak na starego człowieka był bardzo energiczny i porywczy. Nienawidzę współpracy, ale nie mogłem pozwolić abym zginął jak zwykły prostak.
-Z wielką przykrością dla mnie muszę przystać na drugą opcje, ale co będę z tego miał?
-Na początku załatwie panu nowe nogi i rękę.
-Naprawdę!? W takim razie mogę przystać na każdą propozycję. Kłaniam się miłosiernemu panu.
-Bardzo mnie to zadowala. Części ciała dostanie pan za około tydzień. Do widzenia.
Wyszedł. Pozostałem sam, ucieszony tym, że znów będę mógł tańczyć (w pięknej krwi).

Rozdział 2 -Nowe ciało

W szpitalu byłem traktowany jak (nie lubię używać takich słów, ale nie da się tego inaczej określić) menel! Karmili mnie dziwnymi papkami, wstrzykiwali jakieś płyny, a co najgorsze dawali mi do picia wodę! Jednak po obiecanych 7 dniach w końcu pojawił się Kai Len tym razem z dwoma skrzyniami.
-Nareszcie przyszedł pan. Już myślałem, że umrę tutaj!
-Ale na szczęście żyje pan. Proszę, oto zamienniki pańskich części ciała prosto od Heimerdingera.
Otworzył pierwszą, wielką paczkę , w której znajdowały się przepiękne dwie protezy nóg ozdabiane i grawerowane. Zatkało mnie.
-Lekarze poinformowali mnie, że ma pan sprawne kolana, dlatego zamienniki ich nie posiadają.
Otworzył drugą skrzynię, tym razem z równie ładną ręką.
-Naprawdę nie wiem co powiedzieć. Dzięki panu znów będę mógł tańczyć i malować.
-Niech pan nie myśli, że dostał pan to za darmo. Teraz będzie pan ,,malować" dla mnie.
-Pan nie żartuje?! Nie dość, że dał mi pan nowe ciało to jeszcze pozwoli nadal tworzyć moją sztukę?
-Tak. Pod warunkiem, że będzie mi pan posłuszny.
-Nie mam nic przeciwko, ale mogę panu zadać pytanie?
-Proszę.
-Co pana skłoniło do pomocy i współpracy ze mną?
-Powiedzmy, że mam kilka problemów, których mószę się pozbyć.
-W takim razie jestem do pana usług.
-To dobrze. Uzbrojenie dostanie pan za kolejny tydzień, a tym czasem poproszę medyków, aby zamontowali panu protezy, a jutro moi ludzie przewiozą pana do ośrodka rehabilitacji.
Już miał wychodzić, lecz zatrzymałem go.
-Proszę zaczekać. Skoro mamy razem pracować może przestańmy mówić sobie per pan i przejdziemy na ,,ty"?
-Dobrze. Jeśli to pomoże naszej współpracy, zgadzam się.
Po czym wyszedł.
Wieczorem przyszli do mnie lekarze i zamontowali mi protezy. Pasowały do mnie idealnie (może nawet lepiej niż moje prawdziwe nogi i ręka). Z tej radości zapomniałem o jednym. O mojej twarzy. Przecież nadal była okropnie oszpecona. Nagle ogarnęła mnie fala smutku, bo przecież nikt nawet najlepszy wynalazca nie załatwi mi nowej twarzy. Rozpłakałem się kolejny raz (nic nie poradzę, że jestem wrażliwy), a po kolacji od razu zasnąłem.
Następnego dnia w eskorcie dwóch mistrzów wuju-Mastera Yi i jego ucznia Wu Konga-zostałem przewieziony do Centrum Rehabilitacji w Ionii. Kai Len miał rację, że będę musiał znów nauczyć się chodzić i poruszać ręką. Zostałem przewieziony na oddział rehabilitacji kończyn górnych i dolnych.
-Witam pana. Nazywam się Fang Len i będę pana lekarzem.
-Czy przypadkiem nie jest pan synem Kai Lena?
-Owszem. Mój ojciec poprosił mnie, abym postawił pana na nogi, dosłownie i w przenośny.
Fang Len ubrany był jak każdy kto wykonuje jego zawód-nudno i biało. Miał czarne włosy i ładną twarz. Był także bardzo podobny do swojego ojca, ale oczywiście dużo młodszy.
-Cieszy mnie, że zajmować się mną będzie potomek tak szlachetnego człowieka.
-On jest takim człowiekiem, ale pan nie.
-Dobrze, dobrze słyszałem już to wiele razy, ale skoro on mi zaufał to pan mi też chyba zaufa.
-Tak, ale tylko ze względu na niego. Teraz zawiozę pana do jego pokoju.
Chwycił mój wózek inwalidzki (na nim do tej pory poruszałem się) i zawiózł mnie do wielkiego pomieszczenia z pięknie pomalowanymi ścianami, antycznymi meblami i ogromnym łóżkiem naprzeciw, którego wisiał duży telewizor. Pomyślałem sobie wtedy ,,Nareszcie ktoś ma gust jak ja" i niezmiernie się ucieszyłem. Fang Len położył mnie na łóżku i już chciał ze mnie zdjąć protezy, lecz odmówiłem gdyż uważałem je za moje części ciała, po czym dał mi pilot od telewizora.
-Jest w nim ponad 500 kanałów. Na pewno znajdzie pan coś dla siebie.
Wyszedł. Zostałem sam. Przełączając programy nagle usłyszałem swoje imię, więc włączyłem tamten kanał. Były to wiadomości Iońskie. Cytuje najciekawszy dla mnie wywiad.
-Znajdujemy się właśnie pod sklepem z fajerwerkami, przy którym ponad tydzień temu został schwytany Khada Jhin najniebezpieczniejszy morderca (ile razy mogę powtarzać, że artysta?!) ostatnich lat. Jesteśmy tu razem z panem premierem Kai Lenem. Czy przestępca został już osądzony panie premierze?
-Okazało się, że jest on chory psychicznie i trzeba go leczyć w specjalnym szpitalu psychiatrycznym w Demacii.
-Panie premierze, a czy ci, którzy go ujęli zostanął wynagrodzeni?
-Oczywiście, jutro będziemy ustalać sumę pieniędzy.
-Bardzo dziękuje panu za ten krótki wywiad.
-Ja również.
Po tym wiedziałem już, że Kai Lenowi bardzo zależy na współpracy ze mną i wiedziałem też, że zrobi i powie wszystko, aby tylko ją ukryć. Bardzo zadowolony i jednocześnie zły (jak ta reporterka mogła mówić o mnie takie rzeczy?!) poszedłem spać, tej nocy śniłem o pięknym wodospadzie krwi.
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
TomaszK
Forowy Badacz Naukowy
Forowy Badacz Naukowy
Posty: 8827
Rejestracja: 09 lip 2013, 18:42
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 47 razy
Otrzymał podziękowań: 366 razy

Post autor: TomaszK »

Gry nie znam, ale rozumiem, że to tylko pretekst. Tematyka zresztą bardziej życiowa niż w grach komputerowych.
Nie pamiętam ile Mateusz ma lat, ale ten tekst zdecydowanie wykracza poza jego grupę wiekową.
Brunhilda
Zlotowicz
Zlotowicz
Posty: 7158
Rejestracja: 10 lip 2013, 04:07
Płeć: Kobieta
Podziękował;: 90 razy
Otrzymał podziękowań: 109 razy

Post autor: Brunhilda »

Tak, zgadzam sie z Tomaszem! Gratulacje Mateusz i Johny!
Awatar użytkownika
VdL
Zlotowicz
Zlotowicz
Posty: 4799
Rejestracja: 29 maja 2014, 23:05
Miejscowość: dokąd
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 129 razy
Otrzymał podziękowań: 89 razy

Post autor: VdL »

Gry to nie moja bajka, a S-F mimo wszystko chyba już nie, ale tekst wciągający i mimo mojego nastawienia do S-F z zaciekawieniem do czytałem do końca i .................
Zaciekawiło mnie to. Pisz dalej. :569:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Twórczość własna”